Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityFreya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: ameryka Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock

Samuel Williams
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Samuel Williams


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

 
— 23 sierpnia —
dach kościoła luterańskiego w Castle Rock
Freya & Samuel


Trzasnął drzwiami starej Dakoty ze złością, kiedy po przeszukaniu zacinającego się schowka zlokalizowanego po stronie pasażera okazało się, że ostatnia, tłukąca się irytująco na każdym wyboju butelka whisky jest w rzeczywistości pusta. Zawsze woził ze sobą odpowiedni zapas na wszelki wypadek, wychodził więc z założenia, że i tym razem natknie się na jakiś alkohol — właściwie jakikolwiek, byle powyżej czterdziestu procent — ale najwyraźniej zapomniał uzupełnić go po ostatniej pilnej potrzebie. Warknął pod nosem paskudne przekleństwo i zamknąwszy zamek centralny, z pustymi rękami przeciął ulicę pomiędzy samochodami, a następnie parking kościoła. Kroki skierował w stronę tyłu budynku, dobrze sobie znaną drogą.

O tej porze zwykle nie kręciło się tu zbyt wiele gapiów, ale Samuel rozglądnął się dookoła ze zwykłej przezorności zanim zdecydowanie nacisnął klamkę tylnych drzwi, za którymi znajdowały się kręte, strome schody prowadzące na chór. Msza zaczynała się dopiero za dwie godziny, a z doświadczenia wiedział, że nie zamykano zamka aż do jej zakończenia. Miał więc przynajmniej trzy godziny na wyłączność tylko dla siebie; lubił przesiadywać na dachu budynku i sączyć whisky po gorszym dniu. Pond wszystkimi, patrząc z góry na toczące się swoim rytmem życie w mieście; nie dało się już dosłowniej potraktować jego chorobliwego poczucia własnej wyższości.

Aktualny gorszy dzień wynikał z kilku rzeczy. Z wiszącej nad nim sprawy włamania do sklepu, w której wciąż nie posunął się ani o krok do przodu. Ze zbliżającej się wielkimi krokami konieczności porozmawiania z Samirem w sprawie Seattle, co na tym etapie zdawało się być już nieodzowne. Z powodu wyjątkowo tępych klientów. Aż wreszcie z przenikającego aż do kości, tępego bólu promieniującego z siniaków i stłuczeń, a także śladów kłów rysujących się na skórze po ostatniej bójce z Freyą, która mogła — ale tylko mogła — zajść odrobinę za daleko. Rany zawsze goiły się u niego słabo jak na wilka, ale miał wrażenie, że pod tym ich ścięciem i pod jej agresją, której nie było mu nigdy wcześniej dane zobaczyć kryło się coś więcej; i tylko Samuel nie był pewien, czy chce wiedzieć co konkretnie. W końcu cholerna Freya Sullivan to nie jego sprawa.

Choć zaskakująco dużo czasu poświęcał rozmyślaniu o tej nieswojej sprawie.

Wszedłszy na chór, wyminął milczące złowrogo organy o pokaźnych rozmiarach, a następnie wdrapał się drabiną na poddasze i podważył jak zwykle przycinające się okno prowadzące wprost na dach. Podciągnął się na rękach i usiadł na dachówkach, a ciepło popołudnia znów uderzyło go w twarz, kontrastując z chłodem panującym w zaciemnionym kościele. Wyskoczył na górę i przeciągnął się leniwie, tocząc obojętnym spojrzeniem po okolicy. Zobaczył ją zanim był zdolny poczuć; smukłą sylwetkę częściowo skrytą za starą dzwonnicą.

Zesztywniał, poczuł jak w natyuralnym odruchu napinają się mięśnie barków i ramion. Zatrzymał się w miejscu, ze spojrzeniem wyrażającym niedowierzanie wbitym w postać kobiety zajmującej jego prywatne miejsce.

Co tu robisz do cholery; akurat ty ze wszystkich ludzi?

Wyjaśnij mi coś zanim przejdziemy do czułych powitań — wycedził zamiast słów jakie nieproszone wcisnęły mu się do świadomości, pilnując się przy tym, żeby w głosie nie dało się wyczuć niczego poza oczywistym zaskoczeniem spowodowanym spotkaniem w swojej bezpiecznej samotni kogokolwiek. — Czy ty mnie śledzisz?



@Freya Sullivan
Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle RockFreya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock Empty
Pią Kwi 15, 2022 10:34 am
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Zanosiło się na deszcz. Wiedziała to po dyskretnych sygnałach, jakie wysyłała kobiecie zabliźniona rana na jednym z kolan. W zależności od tego, jak układała je na wąskim gzymsie dachu kościoła, albo miała ochotę odciąć sobie nogę, albo rozłupać ją kamieniem. Z tych dwóch, uznawała, że pierwsza opcja musi zostać przetłumaczona w umyśle na “wygodnie”, zatem poddała dalsze próby umoszczenia się lepiej. Zresztą, nie potrzebowała dzisiaj do życia zbyt wiele. Po niesukcesywnym podejściu do załatwienia sprawunków w lokalnym community college, potrzebowała miejsca dla wyciszenia się, zatem szybka inspekcja okolicy, zawiodła Sullivan na pusty dach.
Poprawiła brzeg krótkiej, letniej sukienki pozostawiającej niewielkie pole dla wyobraźni. Zdawała sobie z tego sprawę. Celowo nawet użyła delikatnego makijażu, tak by cichy sekretarz odpowiedzialny za wpisy uczelniane, skupiony był na czymś innym, niż fakcie, że nie zamierzała zapłacić całej raty czesnego. Cały zabieg wyszedł prawie idealnie, miała go już w garści, dopóki nie obróciła się zbyt pochopnie i wzrok chłystka znad dużych okularów korekcyjnych padł na okrągławą ranę ugryzienia na szyi.
Większość obrażeń zdążyła się w zasadzie wchłonąć, jedynie kilka siniaków na wewnętrznej części uda i ramieniu wciąż ozdobionych było purpurą uderzeń, oraz oczywiście feralne ugryzienie, które wraz z procesem przyspieszonego gojenia zaczęło wyglądać jak coś… Innego.
Nie pomógł fakt, że Freya intensywnie próbowała znamię zakryć makijażem, rozetrzeć, czy ochłodzić, byleby tylko nie pozostawiać dłużej własnego ciała w nieprzyjemnym przekonaniu, że nosi na nim znamiona jego obecności. Cała walka, we wspomnieniach brunetki przypominała teraz prędzej zlepek rozwodnionych emocji, niż faktyczną relację z poszczególnych etapów starcia. Pamiętała wyraźnie tylko swój szał, oraz karmazynową wodę otaczającą ich dwoje w korycie górskiego potoku.
Nie była zadowolona ze swojego braku kontroli, a szczególnie faktu, że akurat Williams był świadkiem momentu, gdy ją utraciła, ale tym bardziej nie mogła myśleć o całej sytuacji, jaka zaszła z Norą oraz jej bratem. Ostatnie co chciała mieć w pamięci, to perspektywa ewentualnego wpojenia Williama w Morris… Nie. To nie było możliwe.
Na samą myśl, brwi marszczyły się zdegustowane, a mięśnie napinały w geście odrazy. Dopiero wyrwana z zamyślenia, przez wyczuwalną obecność kogoś nowego na dachu, sprowadziła swoje zmysły na ziemię, zaskakująco szybko dopasowując kroki do ich właściciela. Czy wcześniej mogłaby to zrobić? Być może, w końcu tropicielski status zobowiązywał, ale coś po tamtej potyczce się zmieniło. Zrozumiała jak Samuel się porusza, zauważyła zależności i jak przystało na dobrego łowcę, zakopała je głęboko w swojej podświadomości.
- Tak. - Odpowiedziała oczywistym tonem, podpierając się w półleżącej pozycji, ostentacyjnie wręcz pokazując, że nie uważa go za zagrożenie. - Ale, akurat nie tutaj. Tutaj przywiodła cię do mnie wyłącznie własna tęsknota. - Westchnęła teatralnie, nabierając w płuca lepkiego powietrza, które spoczywało męczącą mgiełką na jej obojczykach i odsłoniętym dekolcie. - Woodham kazał cię mieć na oku, a ponieważ twoja urocza aparycja odstrasza małe dzieci i chomiki, to umówmy się, nie jest to trudne zadanie. - Nie kłamała. Całkiem. Alfa owszem insynuował, że wraz z powrotem Williamsa do miasta, powinni zwracać uwagę na podejrzane aktywności, a Freya często się nudziła. Nigdy nie z bliska, raczej dla rozrywki, rozważając najróżniejsze scenariusze, jak długo by uciekał i ile zajęłoby jej odnalezienie go. Prowadziła ze sobą szachową rozgrywkę, dla treningu refleksu, ale nie zamierzała mu o tym powiedzieć. - Nie masz już alkoholu w aucie. - Oznajmiła, bardziej niż pytała. Pił dość często, ale z umiarem jak na wilcze ilości, które mogli przyjąć w swoją zmienną krew. Najwyraźniej potrafił jeszcze wyczuć granicę, czego nie mogła powiedzieć o sobie samej.

@Samuel Williams
Re: Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle RockFreya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock Empty
Pią Kwi 15, 2022 11:53 am
Powrót do góry Go down

Samuel Williams
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Samuel Williams


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Tak.

No jasne, jeszcze czego.

Zacisnął szczęki tak mocno, aż widocznie mocniej zarysowała się linia jego żuchwy. Oczywiście podświadomie zdawał sobie sprawę, że kobieta robi to właśnie po to, żeby wyprowadzić go z równowagi, nie starał się jednak zrozumieć jej motywacji — może lubiła jak traktował ją w ten sposób co na polanie w górze rzeki? Zmełł tą myśl między zębami, nie pozwalając często zbyt szybkiemu językowi przekształcić jej w słowa. Zrobił jeszcze kilka kroków w jej stronę, choć właściwie nie wiedział po co, i zatrzymał się niebezpiecznie blisko niej, choć poza zasięgiem ręki.

Własna tęsknota? Na dach kościoła? — powtórzył po niej z ironią, unosząc przy tym na moment brwi w bardzo wymownym wyrazie. — Widzę tu pewną drobną sprzeczność w założeniach.

W końcu przychodził tutaj właśnie po to, żeby nie musieć przebywać z ludźmi. Żeby w samotności odciąć się od problemów oraz od świata, no i oczywiście napić czegoś dobrego, choć dzisiaj został tej przyjemności pozbawiony w brutalny sposób przez własną opieszałość. A teraz? Skupił się na chwilę na własnym tętnie i zdał sobie sprawę, że jest nieco przyspieszone. Mimo że jeszcze trzy minuty temu nie mógł się doczekać tej wytęsknionej samotności, to kiedy przyglądał się czujnie wilczycy rozłożonej na dachówkach, nie potrafił pozbyć się swędzącego pod skórą wrażenia satysfakcji. Choć bardzo starał się ją od siebie odepchnąć i to nie tylko dlatego, że nie zamierzał przyznawać się do niej przed Freyą.

Jeszcze bardziej nie chciał się do niej przyznawać przed samym sobą.

Z własnej łaskawości pominę tą przykrą część, która zakłada, że śledzisz posunięcia małych dzieci i chomików żeby mnie wytropić, dobrze? — zapytał, choć właściwie retorycznie. Część dotyczącą Woodhama całkowicie zignorował.

Chorą przyjemność sprawiało mu to odwracanie kota ogonem i czasem wręcz dziecinne przytyki, które stawały się codziennością jeśli chodziło o jego spotkania z Sullivan. Działała na niego w ten sposób, że po prostu nie potrafił się powstrzymać, nigdy z resztą nie był zbyt dobry w hamowaniu się przed tym, co sprawiało mu satysfakcję; tak samo jak na polanie nie umiał opanować konieczności dotkliwego zranienia jej.

Powoli sunął spojrzeniem po jej ciele, cal po calu, całkiem otwarcie i bezczelnie, mając nadzieję że odczuje je na sobie niemal fizycznie w lepkim, gorącym powietrzu; choć wątpił, żeby udało mu się wprawić ją w uczucie nawet minimalnej niewygody. Przyglądając się jej, doszukiwał się każdej pamiątki, jaką mógł po sobie pozostawić na jej skórze. Skupił się na tym tak bardzo, że jej następne słowa wprawiły go w konsternację.

Nie, nie mam — potwierdził beznamiętnie, choć przecież Freya wcale nie pytała.

Właściwie nie do końca rozumiał po wtrąciła to niewinne stwierdzenie o alkoholu; chciała mu dać znać, że widziała go już na dole, przeszukującego schowek, kiedy siedziała sobie tutaj wygodnie na jego miejscu czy raczej że obserwowała go już od jakiegoś czasu i to na tyle długiego, że poznała drobne zwyczaje? Ta druga myśl była wyjątkowo nieprzyjemna i powodowała jeżenie się włosów na karku mężczyzny — ponieważ zakładała, że jego czujność bywała zerowa i ktoś taki jak ona mógł go podejść — dlatego założył, że pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna. Zawsze lubił przyjmować te założenia, które akurat bardziej mu odpowiadały.

Za to ty masz bardzo ładny naszyjnik — rzucił nagle, krótkim skinieniem głowy wskazując w stronę obojczyka, na którym finalnie zatrzymał się jego wzrok. Przyglądał się niewielkiej ranie otwarcie i długo, z wyraźną dumą oraz satysfakcją malującą się w oczach i w wymownym uśmiechu.



@Freya Sullivan
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Uśmiechnęła się leniwie, mrużąc oczy w zadowoleniu, gdy wzrok powędrował po linii szyi mężczyzny, aż do surowo zarysowanej szczęki oraz reszty twarzy.
Miał przystojną twarz, ale nie wzbudzającą zaufania. Szczególnie uważniejszy obserwator, a takim właśnie była, nie mógł odtrącić od siebie przekonania, że Williams swoim wyglądem pragnął nie tylko odstraszać w jakiś subtelny, groźny sposób, ale też coś ukryć. Pamiętała w końcu blizny na jego ciele, jakie mignęły kobiecie przed oczami podczas przemiany. Takie pamiątki nie brały się znikąd i najczęściej kryły za sobą pokaźne historie. Chociaż te należące do niego, nie powinny Freyę wcale interesować.
- A może to po prostu znak, żebyś wyznał swoje grzechy? Jak jeden grzesznik drugiemu grzesznikowi. - Zasugerowała, odgarniając kosmyk włosów, który zbłąkany zahaczył się o jej ucho. Sprzeczność to powinno być jej drugie imię, sama bowiem czasami nie była pewna, co uwidziało się na stałe, a co tylko majaczyło na obrzeżach świadomości i celów.
Lekkie powiewy wiatru nasilały się, sygnalizując, że już za niedługą chwilę na miasto stoczy się ściana deszczu. A mimo tego, Sullivan nie zamierzała nawet zbierać się do zejścia na ziemię. Jak na złość, całkiem dobrze jej było tutaj, czując w skroniach mrowienie kościelnej muzyki dobiegającej do ich uszu ponad warstwami cementu, ścian i blachy dachowej. Nawet mimo wszystkich tych przyziemnych barier, śpiew chóru wygrywał swą anielską pewnością, falując promieniami praktycznie niewyczuwalnych wibracji pod ciałem kobiety w trakcie kolejnej z pieśni. Zignorowała przytyk Williamsa, zamiast tego nucąc szeptem tekst biblijny w odpowiednim rytmie, a wreszcie po raz kolejny spoglądając na niego, w ironicznie rozciągniętych ustach pokrytych błyszczykiem.
- Zrób zdjęcie, starczy ci na dłużej. - Skomentowała wreszcie wzrok, który bez wątpienia czuła na sobie. Dziwne, nietypowe wrażenie, szczególnie iż do samej czynności wykonywanej przez innych mężczyzn, czy nawet kobiety, przywykła. Rozumiała swoją cielesność, widziała ciało takim, jakim jest i może dlatego też stawała się tak dobrym tropicielem. Potrafiła gdy zajdzie potrzeba, stać się jednością z otoczeniem, zrozumieć znaki, jakie wskazuje w poszukiwaniu tej jednej ofiary. Dzisiaj padło na Samuela.
- Egh szkoda. Akurat po tym pierdolniku, który się wydział, trochę promili we krwi by mi nie zaszkodziło. - Wymamrotała, odrobinę do siebie, pośrednio do niego, gdyż z coraz większym trudem ignorowała obecność drugiego zmiennego. W nietypowy sposób naruszał strefę komfortu, ale nie w rodzaj, który nazwałaby “niewskazanym”. W zasadzie żadna nazwa nie pchała się Freyi na usta i może dlatego wciąż tutaj była. Zainteresowana tym co tutaj się działo, skora do poczekania, aż będzie mogła zaspokoić swoją ciekawość, nazwać dziwne przeczucie i zamknąć ten temat na zawsze. Nie patrzeć się już na niego dłużej, przestać budzić z zimowego snu niepokojące instynkty rywalizacji o jakiegoś rodzaju uwagę.
- Miewałam lepsze. - Wysyczała zza zaciśniętych zębów, siłą woli powstrzymując automatyczny ruch dłoni pchającej się do dotknięcia szyi. W tamtym momencie nie widziała jeszcze bólu, ale gdy w amoku szału pędziła przez las, a krwawa ciecz spływała po futrze, zdołała zatrzymać się w połowie kolejnego skoku przez zieleń i odetchnąć. Przez ten czas nie czuła nic. Spokój. Dzięki Niemu. I nic nie frustrowało jej bardziej od tego.
@Samuel Williams
Powrót do góry Go down

Samuel Williams
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Samuel Williams


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Wątpię. Spowiadanie się nie leży w mojej naturze, a ty — z całym szacunkiem — nie wyglądasz na dobrego kapłana. Oni noszą trochę dłuższe sukienki — odparł swobodnie i celowo przeniósł spojrzenie na jej uda, nie zastanawiając się zbyt długo nad ukrytym znaczeniem, które mogło, ale wcale nie musiało, kryć się w jej słowach. Rzecz jasna za grosz było w tym wszystkim szacunku, jedynie oczywisty sarkazm, który nie opuszczał go nawet na krok. Nie ufał jej. Nie żeby ufał komukolwiek, ale w spojrzeniu i w słowach Sullivan kryło się coś, choć nie potrafił określić co dokładnie, powodującego że jej nie ufał w szczególności. — To już prędzej tęsknota — uzupełnił, przyglądając się przy tym uważnie jej twarzy z wysoka.

Przyglądał się jej ze zmarszczonymi brwiami, kiedy nuciła pod nosem kościelną pieśń i gadała coś ni to do siebie, ni do niego. Ale bynajmniej nie puszczał tych słów mimo uszu, nawet jeśli powstrzymał się chwilowo od reakcji. Lubił wykorzystywać drobne przewagi nad przeciwnikiem, a przecież tym była dla niego Freya Sullivan.

Dopiero jej irytacja nawiązaniem do rany okazała się być satysfakcjonująca.

Poproś ładnie, to ci go poprawię. Z rozkoszą — wycedził powoli, sylaba po sylabie przeciągając te kilka słów i mrużąc oczy, ze spojrzeniem utkwionym w niewielkiej ranie na obojczyku kobiety. Smak i zapach krwi powróciły do niego silnym, jeszcze niezatartym od wczoraj wspomnieniem, a wraz z nimi jej głęboka czerwień barwiąca na kilka sekund cały świat Samuela. Teraz z zaczerwienieniem na skórze Freya wyglądała raczej tak, jakby spędziła przyjemną noc z kimś bardzo terytorialnym, a nie pożarła się na poważnie z innym zmiennym.

Patrząc tak na swoje dzieło nagle dotknęła go myśl, że na innych zmiennych rany goiły się jak na psie i tylko on chodził poobijany. Ale zdecydowanie bardziej żałował, że z tamtego ugryzienia pozostał jedynie marny strzępek będący średniej jakości pamiątką wątpliwego pochodzenia — choć nie był pewny jakie podłoże ma ten żal. Nigdy nie posądziłby siebie o sentymentalizm jeśli chodziło o ślady pozostawiane na swoich ofiarach, a już szczególnie na kobietach.

Usiadł wreszcie na krzywiźnie dachu, podpierając się szeroko rozstawionymi stopami i opierając łokcie na udach. Zmrużył oczy i spojrzał w dal. Czy tylko mu się wydawało, czy pogoda uległa subtelnej zmianie? Wiatr zatrzymał się zupełnie, a lepki skwar stał się nie do zniesienia; koszula lepiła mu się do pleców, oddychało się ciężej i to zdecydowanie nie z powodu uroczego, niespodziewanego towarzystwa, które stało się nagle zupełnie naturalne. Wręcz pożądane.

Kłopoty w raju? Więc to nie były tylko głupie plotki. Dobrze wiedzieć. I to z samego źródła, człowiek głupieje od tego ciągłego pierdolenia, że już nie idzie odróżnić prawdy od zbyt wybujałej wyobraźni bab na targu — wypalił nagle, tonem pozornie obojętnym, zupełnie jakby mówił o pogodzie. Choć miał tylko mgliste pojęcie jakiegoś spięcia, o którym mówiło się tu i ówdzie wśród lokalnych plotkarzy, nie zamierzał się zdradzać ze swoją niewiedzą. Zawsze lepiej udawać, że wie się więcej niż w rzeczywistości, Freya sama pewnie chętnie stosowała tą taktykę. Mówiąc to, wciąż na nią nie patrzył tylko wiódł spojrzeniem po dachach, ulicach i obcych ludziach bez imion i twarzy, w ten sposób dając wyraz, że również nie uważa jej za zagrożenie. Nawet jeśli sam zamierzał za kilka sekund poruszyć temat ich walki i furii, w którą wpadła jako wilczyca. — Na przykład to. Słyszałaś? Ponoć Sullivan i Williams pożarli się na polanie. Niepojęte — rzucił i dopiero wtedy przeniósł ciężar spojrzenia w bok, ponownie na kobietę. Tym razem jednak wyraz jego twarzy odarty był z wcześniejszego przerysowanego zainteresowania jej ciałem. Uzupełnił bez emocji i to było stwierdzenie, a nie pytanie: — To stąd twoja furia. Muszę przyznać, że ci z nią do twarzy.

Nie zamierzał drążyć ani dociekać motywów. Freya sama potwierdziła plotki chodzące po tej jebanej dziurze na ziemi imieniem Norwood, a Samuel niczego więcej nie potrzebował.

Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Pierwsza kropla spadła na czubek nosa, a zaraz za nią następna. Freya odchyliła się do tyłu, opierając plecy na zimnym kamieniu dachu, a dłonie rozkładając prosto w niewielkiej odległości od swojej talii. Krótka sukienka podwiewała się, ledwo zahaczając o kolona, a deszcz wsiąkał w cienką tkaninę jak w gąbkę. Pełne usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy zamknęła oczy pozwalając, aby woda lejąca się co raz intensywniej z nieba moczyła włosy i spragnioną ochłody skórę.
Zmywała z siebie to wszystko. Amok walki, lśniące ślepą złością zębiska zatapiające się w jego kruczoczarnej sierści, szkarłatną krew zdobiącą rany lizane w zaciszu leśnych ostępów.
- Nie jesteś gotowy, żebym cię o cokolwiek prosiła. Jeszcze nie. - Odpowiedziała praktycznie szeptem, wciąż pozostając w ciemności przymkniętych powiek. Z niewiadomych powodów, do gardła zatoczyła się gula żalu, a w kąciki zielonych oczu zalśniły od łez, na szczęście niewidocznych na tle tańczącego dookoła nich deszczu. Była cholernie zmęczona, nienawidziła Samuela za to, że sama jego obecność pozwoliła to kobiecie uświadomić. Tęskniła za Norą, za swoim bratem i błogą nieświadomością w jakiej mogła pławić się jeszcze dobre dwa tygodnie temu.
- W zasadzie mówię prawdę dość często, dla zabawy. To ludzie z góry zakładają, że muszę kłamać. - Odparła wypuszczając nosem powietrze w momentalnym rozbawieniu. Niesamowite jak głośny potrafił być w ich wspólnej ciszy. Pozostawał w bezruchu, ale potrafiła wyczuć zmiany w mimice ostrej twarzy, nawet subtelnym zmarszczeniu brwi. Kim był ten obcy człowiek, siedzący tak blisko, a jednocześnie tak daleko? Obcy.
- Zabawne, że mówisz o raju. Zdaje mi się, że oboje więcej wiemy o piekle. Raj nigdy nie leżał mi po drodze, ale tobie nie trzeba o tym mówić prawda? Widziałam te blizny podczas przemiany. To nie kilka zadrapań na pokaz, to część ciebie. Z jakiegoś powodu przerażasz Naturę. Co takiego zrobiłeś? A raczej komu i jakim cudem odwdzięczyli się w taki sposób. - Odbiła piłeczkę, palcami lewej dłoni wystukując wciąż rytm psalmu. Mogła być w niebezpieczeństwie.
Jeden nieostrożny ruch, a zleciałaby na asfalt w mało apetycznej kałuży kości i krwi. Drugim kręgiem Dantego byli ludzie, którzy nie potrafili opanować zmysłów, a ona dawała się im wręcz sterować, niczym posłuszne naczynie napełnione odczuciem wszystkiego i wszystkich. Nie bała się absolutnie niczego i to przerażało Sullivan najbardziej. Nora miała rację, nie byli normalni z Billym. Nawet gdyby spróbowała się postarać, dopasować do reszty układanki, nie było tam dla niej miejsca. Pozostało trzymać się z boku, bo przecież nie znalazłaby kogoś równie przełamanego jak ona sama. Wrogów trzymaj bliżej niż przyjaciół mówiło stare przysłowie. Czy dlatego siedziała właśnie z mężczyzną, którego nienawidziła, zamiast próbować pogodzić się z przyjaciółką? Może nienawidzenie go było po prostu czymś łatwiejszym. Za arogancję dostrzegalną na powierzchni, nie musiała wysilać się o zrozumienie i szukanie odpowiedzi na pytania, których pewnie wolałby uniknąć.
- Skąd wiesz? - Spytała wreszcie, odwracając się głowę w jego kierunku, kilka mokrych pasm włosów spadło zza ucha na policzek kobiety. - Nie widziałeś mnie nigdy w żadnym innym stanie niż złości. Skąd wiesz, że akurat z furią mi do twarzy najbardziej? - Może, gdy otrzyma odpowiedź od kogoś innego, będzie mogła przyjąć ją za swoją. Pogodzić się z faktem, że inaczej nigdy nie będzie i źli ludzie są po prostu złymi ludźmi. Bez głębi. Bez powodu. Jako nastolatka ćwiczyła wyrafinowane pozy, starając się kontrolować każdy mięsień twarzy, aż w końcu doprowadziła swoje odruchy do przewidzianej perfekcji. Nic nie pozostawało bez przypadku zmienione, siebie samej nigdy nie mogła zaskoczyć, czego nie można było powiedzieć o obcych. Każdy widział w niej to, co chciał, swój obraz pragnienia, niechęci czy pożądania, a ona po prostu nie wyprowadzała ludzi z błędu dla własnej wygody. Ludzie gadali, a ona przyglądała się narracji z boku. Co jednak jeśli w trakcie tych gier, przestała już pamiętać, że są nieprawdziwe? Czyżby w istocie dookoła niej działy się rzeczy szczere i miała uwierzyć, że jedną z nich była miłość Nory do Billy’ego?
Czy w takim razie, jadeitowemu spojrzeniu Sullivan umykało coś jeszcze?
Powrót do góry Go down

Samuel Williams
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Samuel Williams


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Zaczęło padać. Świetnie. Samuel uniósł wzrok w stronę nieba; z początku leniwe, grube krople szybko zmieniły się w rzęsisty deszcz, a mimo to Freya nie wyglądała jakby gdziekolwiek się wybierała. Wręcz przeciwnie, wyciągnęła się na dachu i nagle zdał sobie sprawę, że jemu też nie przeszkadza ulewa. Mokra koszula przykleiła się do grzbietu, deszcz zmywał z niego pot i lepki upał wczesnego popołudnia.

Prychnął pod nosem, bo naprawdę potrafił sobie to wyobrazić. Miała w sobie coś takiego, że człowiek spodziewał się po niej kłamstwa. Chociaż Samuel brał pod uwagę możliwość, że tylko jemu Freya przywodzi takie skojarzenia, że tylko jemu zgrzyta coś w jej zachowaniu, że tylko on uważa jej inność za pociągającą, choć przecież irytowała go jej obecność. W jego ocenie zdecydowanie nie była normalna i nawet nie chodziło o wygrywanie palcami nieistniejących psalmów czy leżenie w deszczu.

Ja już byłem w raju. To Norwood jest piekłem na ziemi. Więc tak, zdaje się, że jest nam pisane, skoro oboje tutaj siedzimy — mruknął zanim zdążył ugryźć się w język albo chociaż przelotnie zastanowić nad powodem, dla którego mówi takie rzeczy Sullivan. Miał nadzieję, że kobieta nie sięgnie głębiej niż pod oczywistą powierzchnię zgorzkniałego człowieka, któremu brakło alkoholu po ciężkim dniu pracy.

W tym wszystkim jednak nie starał się zrozumieć siebie ani tym bardziej nie starał się zrozumieć jej. Nie był pieprzonym terapeutą, żeby teraz dociekać co też mogło dobić wilczycę do tego stopnia, że leży w strugach deszczu na dachu z człowiekiem, który nią gardzi i którego z całą pewnością nie znosi. Poza tym nie obchodziły go żadne miasteczkowe awantury i rodzinne animozje. Był rozdrażniony i zmęczony od wielu miesięcy, a siedzenie na swoim ulubionym punkcie obserwacyjnym w strugach deszczu powodowało, że problemy się oddalały. Jej pytanie wyjątkowo ingerujące w strefę życia, do której nie zamierzał nikogo wpuszczać, Samuel puścił mimo uszu, zupełnie jakby nigdy nie padło. W końcu to nie była przyjacielska pogawędka. Mimo pozornego rozluźnienia, nie mógł opuścić gardy i zapomnieć z kim rozmawia.

Deszcz bębnił o dachy, wypełniając ciszę, aż w końcu to ona znów ją przerwała. Samuel uśmiechnął się pod nosem i po raz pierwszy tego dnia — a może od samego początku tej dziwnej znajomości — był to grymas szczery, pozbawiony intencji. W końcu nie powiedział wcale, że z nią wygląda najlepiej. Ale ta nadinterpretacja z jej strony pozwoliła chociaż częściowo zrozumieć ścieżkę jej myśli, a te zdawały się uciekać w bardzo ciekawym kierunku. Obserwował ją, dostrzegł więc moment, w którym odwróciła się twarzą w jego stronę i przyglądał się jej chwilę, zanim postanowił odpowiedzieć.

Nigdy tak nie powiedziałem, Sullivan, nie schlebiaj sobie — odparł bezczelnie, odgarniając włosy lepiące się do czoła, żeby zatrzymać stróżki wody kapiące do oczu. — Ale jak już potrzebujesz filozoficznych porad to wzniosę się dla ciebie na wyżyny intelektualizmu: to oczywiste, że niektórzy są do niej stworzeni. Niszczą wszystko, czego się dotkną i biorą ze swojej drogi to, co chcą. Jak huragan — zatrzymał się na moment, a krótka pauza nosiła intencje następnych słów, jakie zamierzał wypowiedzieć. — I ty wyglądasz na taki.

Samuel nie rozróżniał ludzi na dobrych i złych. To wydawało się być zbyt naiwne, zbyt oczywiste, zbyt upraszczające złożoność ludzi, a przynajmniej tych, którzy z jakichś powodów go interesowali.

Zdecydowanie wolał dzielić ludzi na nudnych i intrygujących.

Lepszego komplementu się nie spodziewaj — dodał z krzywym, pogardliwym uśmieszkiem, nie starając się nadawać jakiegoś pompatycznego znaczenia tej rozmowie. — Jesteś zła teraz? — zapytał jeszcze niespodziewanie, nachylając się w jej stronę i naruszając jej przestrzeń osobistą tym pytaniem tak samo, jak wcześniej zrobiła to ona pytaniem o blizny.

Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Norwood było jej częścią. A ona częścią Norwood. Mogła wciąż żyć pragnieniem wyswobodzenia się z objęć miasta, albo pogodzić się z faktem, że pewnych fragmentów nie dało się wydrzeć bez bólu niezdolnego do zniesienia. Kochała nienawidzić to miasto i dopiero niedawno zdołała przekonać się do powiedzenia tego przed sobą na głos. W Washington było jej miejsce, a Hollywood…
 Cóż, Hollywood musiało się obyć smakiem od jej obecności. Miała tutaj jeszcze wiele do zrobienia. Atrament historii skapywał na wciąż niewypełnione dziejami strony, które wreszcie sprawiały wrażenie gotowych do wypełnienia opowieścią kobiety. Prawdziwa ulewa dopiero miała się zacząć, a ona była na nią gotowa.
Przemoknięta do suchej nitki, czuła jak cienka tkanina sukienki w małe wzorki przylega w szczęśliwszych miejscach do bielizny, a na otwartej przestrzeni zlepia się z wilgotną od ciepła i potu skórą. Zachmurzone niebo przysłoniło słońce nadając malachitowym oczom, drapieżnego, czujnego wyrazu spod lekko rozmazanego makijażu. Nie ominęło Sullivan przyuważenie, iż zdołał wykręcić się od odpowiedzi na pytanie w typowy dla siebie, oszczędny sposób.  Najwidoczniej stara rada każąca wrogów trzymać bliżej przyjaciół, nie była w tym przypadku tak łatwa do wykorzystania. W zasadzie z ulgą przyjęła znajomą wrogość, odnajdując w postawie Samuela coś dziwnie pokrzepiającego. Nie musieli się wszyscy zmieniać, mogli pozostać na zawsze w tych samych odczuciach, jakie towarzyszyły każdej wspólnej interakcji. Tak wolała sobie powiedzieć, ugłaskać nęcące w podświadomości potrzeby zgłębiania problemów. Miała ich wystarczająco dużo na karku, żeby ten jeden raz po prostu zapomnieć o Raju.
 Nieosiągalny, idealny Raj. Czasami wątpiła w to, że istniał. Widziała w końcu tylko to, co ogarniał wzrok, a wątpliwie apetycznej linii krajobrazu Castle Rock brakowało do miana inspiracji.
Nie uśmiechał się szczerze prawie nigdy. Wykrzywiał usta, ale w zupełnie inny sposób od samej Freyi. Ona potrafiła nadać ustom zmysłowy, nawet tajemniczy kształt ledwo tylko przysłaniający degustację, czy znudzenie. Przyczepiała kąciki ust do kłamstw, polewając fałszywość słodyczą ludzkiej natury, rozpoznającej tylko czyny, a nie ich pierwotne intencje. Williams uśmiechał się z dozą niespotykanej agresji. Bezczelnie i bez zastanowienia, nie mając nawet na skraju świadomości, potrzeby odniesienia się do reszty ludzi. Dwie strony tej samej, zachłannej i materialistycznej monety.
 Pozwoliła mu zmienić temat, świadomie zachowując pamięć o dotkliwym temacie na inny dzień. Wiedziała już, że za ranami kryła się historia, której ewidentnie nie był skory opowiedzieć, a to gwarantowało interesujące informacje.
- Och, czyli to tyle w kwestii twoich wyżyn intelektualnych. - Westchnęła z przekorą, ale w myślach uważnie rejestrując posłyszane słowa. Faktycznie przypominać mogła huragan, niosący za sobą welon kataklizmów, szkód i niemiłosiernej siły, która nie ogląda się za siebie.
- Nie. - Przyznała ze zdziwieniem uświadamiając sobie, że akurat w tym konkretnym momencie, naprawdę nie była. Zrozumienie przyszło szybko, a rozluźniona postawa natychmiast wysłała ostrzeżenie, że przecież coś musiało być nie tak.
 Nie powinna czuć spokoju wchodząc z butami w oku cyklonu. Utrzymała spojrzenie mężczyzny bez zawstydzenia, ani nawet chwili zdekoncentrowania. Potrafiła odbić piłeczkę, gdy zachodziła potrzeba zmiany toru konwersacji na bardziej wygodny.
- Jestem trochę napalona. - Odparła, zamykając przestrzeń między nimi do zaledwie kilkunastu centymetrów, gdy oparła się ponownie o łokcie do postawy półleżącej. Nie miała zamiaru zwierzać się wilkowi ze swoich sekretów, a już szczególnie wypłakiwać się co do sytuacji panującej między nią a bratem, czy Norą. Przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy, aby następnie wzruszyć ramionami z niedbałością. - Ale no cóż, bywa i tak bliżej września. - Podciągnęła kolana pod siebie, zbierając się do wstania. - Umiesz tańczyć? - Spytała, zgarniając wilgotne włosy z ramion na tył pleców.
Powrót do góry Go down

Samuel Williams
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Samuel Williams


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Jeśli liczył, że po czymś takim Freya postanowi podzielić się swoim postrzeganiem świata, to cóż, musiał się zawieść i obejść jedynie smakiem. Ale gdyby to było takie proste, jakaż byłaby w tym przyjemność?

Powinnaś to docenić. Inni nie dostają nawet tyle — prychnął, nawet jeśli osobiście był zdania, że wcale nie powinna niczego doceniać, bo mówiąc to bynajmniej nie zamierzał sprawiać, że poczuje się lepiej. Że rozwieje jakiekolwiek wątpliwości. To była zwykła prostolinijność, którą Samuel sobie cenił, a która ulegała podejrzanemu zakrzywieniu w obecności Sullivan. Choć może nie powinien się dziwić, przecież po prostu uważał na każde wypowiadane w jej towarzystwie słowo.

Tamto krótkie pytanie było oczywistą pułapką. Zadał je tylko po to, żeby jej uświadomić, że mimo wzniosłych słów o mówieniu prawdy właśnie złapał ją na prostym kłamstwie, ale jej odpowiedź i reakcja jej ciała na moment zbiły go z pantałyku. Wypłukały z myśli wszelki ślad po logice i zdrowym rozsądku. Trochę napalona?

Tak, był tylko prostym w obsłudze samcem.

I tak, faktycznie zbliżał się pierdolony wrzesień, nie dało się ukryć.

Samuel wstrzymał powietrze w płucach i na ułamek sekundy przez jego umysł przebiegła myśl, że powinien wykorzystać okazję, bo następna może się już nigdy nie pojawić. Żeby sprawdzić jak smakuje. Żeby przekonać się na własnej skórze o tym, że to tylko zwykła dziewczyna ze zwykłej prowincji; żeby odrzeć ją z tej irytującej woalki tajemniczości i dziwactwa, która nie dawała mu spokoju z oczywistych względów. Żeby zrozumieć, że to nie jest coś, czego naprawdę pragnie, że to tylko zamiennik, zwykła nuda i tęsknota do prawdziwego życia, a nie wyłącznie prób przetrwania pod jakimś kamieniem. Im dłużej racjonalizował swoje pragnienie, tym głupsze się ono wydawało.

Bo czy zdawał sobie sprawę, że to tylko manewr świadomej swojego ciała kobiety? Prawdopodobnie tak, po chwili, kiedy już krew znów mogła dopływać mu do mózgu. Ale własne roztargnienie bynajmniej go nie zdeprymowało; zbyt dobrą miał o sobie opinię, żeby przejmować się własnym pożądaniem.

Poza tym to ona pomogła mu się z tego stanu wydostać. Zaśmiał się krótko, jak zwykle dźwiękiem przypominającym szczekanie psa.

Jesteś chora — stwierdził, kręcąc jednocześnie głową, choć nie sprecyzował które słowo czy gest sprowokowały go do wydania takiego osądu. — Oczywiście, że nie umiem tańczyć — dodał, nie starając się zrozumieć jej zamysłu przy zadawaniu takiego pytania, podczas gdy oboje siedzieli w jedynie w akompaniamencie deszczu na dachu i to w pozycji, która z boku dla nieświadomych, biednych ludzi mogła wyglądać trochę tak, jakby zaraz mieli się na tym kościele pieprzyć.

A jeśli o to chodziło, nie zamierzał pozostawać jej dłużny ani pozwolić, żeby bawiła się sama, jego kosztem. Powiódł czujnym spojrzeniem za dłonią odgarniającą włosy lepiące się do twarzy, po obojczykach i sukience lepiącej się do ciała, aż wreszcie podniósł go i zatrzymał wprost na jej oczach. Nachylił się jeszcze tylko odrobinę — ułatwiła mu to zdecydowanie kiedy zaczęła się zbierać — ale tyle wystarczyło, żeby niemal dotknąć ustami jej policzka.

Ale daj znać jak będziesz bardzo napalona, Sullivan, z tym mogę pomóc — mruknął, po czym leniwie się wyprostował, nie pozwalając żadnemu grymasowi zdradzić swoich prawdziwych emocji.

A było to zdecydowanie zbyt przyjemne jak na zwykłą grę, którą prowadzili przy każdym spotkaniu. Musiał znaleźć sobie jakąś kobietę i musiał zrobić to szybko, bo przedłużający post i zbliżające lunaria rzucały się na mózg i utrudniały funkcjonowanie.

Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Freya & Samuel • 23 sierpnia, Castle Rock I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Zwykła dziewczyna ze zwykłej prowincji. Sama nie powiedziałaby tego na głos, ale i nie musiała. Widać to było przecież na pierwszy rzut oka, bowiem zewnętrzny obraz określał całość jej istnienia dosadnie, całościowo i w końcu zgodnie z zamysłem. Nie sposób było powiedzieć co działało na krajobraz siebie, jaki Sullivan wykreowała, być może dlatego, że nikt nigdy nie pojął go w całości. Kusiła niczym linia brzegowa spragnionego odludka na wyspie bez pitnej wody, który tylko do momentu zaczerpnięcia wody w usta, mógł napawać się uczuciem zwycięstwa, by zaraz potem odkryć, że w istocie zapił się częścią słonego oceanu, osuszając gardło nawet bardziej niż wcześnie. Nieznośna na dłuższą metę, przyprawiającą o ból i zawroty głowy swoją bezpośredniością, nadmuchaną do granic możliwości pewnością siebie, a przede wszystkim być może - osobowością nadającą złotych ram dla całego tego szaleństwa.
Zwykła, prosta dziewczyna, która doskonale zdawała sobie sprawę z tego kim jest i być może jako jedna z nielicznych osób na świecie, po prostu przestała się tego wstydzić. Zamiast tego bez zastanowienia, uwypuklała swym zachowaniem zarówno liczne zalety, jak i nawet liczniejsze wady. Nie starczyłoby Freyi palców, by zliczyć tych śmiałków, którzy pragnęli przypiąć jej łatkę, rozwiązać zagadkę jednym słowem i poklepać się po ramieniu. Poetów wyczekujących pod jej oknem, bad boyów z corvettą, którzy pragnęli “pokazać Sullivan gdzie jej miejsce”, czy nawet pobożnych członków chóru z kościoła na którym siedzieli, gotowych zgrzeszyć dla jednego pocałunku. Samozwańczy narzeczeni wciskali na dłoń kobiety pierścionek, z nadzieją, że naprawią w niej to, co nigdy nie uległo zniszczeniu. Takie było od zawsze. Inne.
Nie odsunęła się od razu, zamiast tego, czekając aż Williams dopełni swojego aktu zmieszania, a następnie błyskawicznego powrotu do typowego siebie. Napawało Freyę pewną satysfakcją fakt, że mogła wywołać w nim tego rodzaju emocje, jednocześnie potwierdzając to, co oczywiście czuła od momentu przybycia mężczyzny do miasta. Nie uważała go za wartą przyjaźni osobę, a ponadto nie ufała mu, nie mogła zaufać z prostego powodu. To, co robili teraz było znajome, pewne, nawet mimo załamań nieoczekiwanych reakcji. Otwarcie znaczyłoby pozwolenie wrogowi na wejście w tereny, do których sama często bała się zaglądać. A od tego momentu nie byłoby już odwrotu. Tak więc pozostawała w niebezpieczeństwie, na które gotowa była się narazić, woląc ignorować mniej oczywiste myśli, czające się gdzieś z tyłu świadomości.
Zaśmiała się lekko, odrzucając głowę do tyłu. - Powinieneś kiedyś spróbować. Nie ma nic lepszego niż taniec w deszczu. No, prawie. - Zwinnym ruchem podniosła się na równe nogi, okręcając wokoło własnej osi, tak że nawet ciężka i mokra sukienka zapragnęła w lekkim falowaniu podzielić dobry nastrój swojej właścicielki. Wreszcie zatrzymała się tuż nad jego głową, przykucając lekko za plecami mężczyzny, a smukłe dłonie opierając na ramionach mężczyzny w łagodnych, leniwych ruchach masując jego mięśnie barku.
- Jeśli jesteś w tym tak dobry jak w walce, to chyba nie przydasz się na zbyt wiele. - Wyszeptała, zniżając usta do jego ucha, a palcami ręki świadomie i z zaskakującą intensywnością, naciskając na jedną z zadanych podczas treningu ran.
Zaśmiała się potem po raz kolejny, odsuwając się z prędkością błyskawicy zaraz po wypowiedzeniu cichych słów.
Powoli krople deszczu opadały z sił, aż wreszcie woda całkowicie opadła, pozostawiając jedynie głębokie kałuże i lekkie odciski butów kobiety, gdy bez słowa pożegnania odwróciła się w stronę zejścia na dół. Powrotu do rzeczywistości, w której przecież nie darzyli się żadnego rodzaju sympatią. Tym bardziej szczerą.
| zt. x2
@Samuel Williams
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: