Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: centrum Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

 
— 29 sierpnia —
Piekarnia, Norwood
Riley & Bruthus

Chwytanie się za drobne zlecenia bywa czasami nie tyle zaskakujące, co prędzej... nietypowe. Wbrew pozorom takiej pracy jest sporo, a jeżeli skupić się na niej w pełni, pozwala ona w pełni na zaspokojenie podstawowych potrzeb i tym samym odłożenia trochę gotówki na późniejszy czas. Nie zawsze wszystko jest takie kolorowe, a wraz z kolejnymi uszkodzeniami w domu czuję się wręcz zobligowany do ich naprawienia, w związku z czym szukam dodatkowych metod zarobkowych. I chociaż założenie OnlyFansa mogłoby rozwiać wszelkie problemy finansowe, tak jednak nie widzę siebie w tej formie. Już prędzej w zakresie podcastów bądź czegokolwiek innego, gdybym rzecz jasna miał do tego odpowiedni sprzęt, aczkolwiek to są kolejne koszta - jak wiele innych rzeczy.
Może w Olympii coś się uda ugrać tymczasowego, niespecjalnie zobowiązującego. Może; biorę głębszy wdech, kiedy to dojeżdżam moim samochodem do piekarni. Silnik buczy nieprzyjemnie, jakoby za niedługo miało mu się coś stać, co niespecjalnie mnie w tej sytuacji bawi, w związku z czym na ramiona doznaję dodatkowego, niepotrzebnego wręcz stresu. Odsuwam od siebie chmurę nieprzyjemnych myśli, które próbują okalać umysł ciemnym i czarnym jak smoła całunem, udowadniając, że raz po raz wszystko sypie się niczym domek z kart. Opłaty, rachunki, jedzenie, woda, prąd... to wszystko się zbiera raz po raz  i bez jakiejkolwiek krzty litości, która mogłaby się okazać pomocna.
- Hej, Riley, już jestem! - mówię, gdy wchodzę do środka, zakasając tym samym rękawy do pracy. Specjalnie ubrałem nieco jaśniejsze rzeczy, ażeby nie musieć się martwić o to, że coś będzie widoczne, w związku z czym mogę odetchnąć z ulgą względem jeżdżenia w ubraniach pobrudzonych od mąki. W końcu ta sama się nie przeniesie z dostawczaka do środka, czyż nie? - Samochód już jest czy jeszcze go nie ma? - pytanie opuszcza moje usta, kiedy to aromat bułek rozprzestrzenia się po piekarni z zatrważającą szybkością; jak to przystało na zmiennych, mój węch jest wyczulony. Nie tylko węch, ale także intuicja i wyczulenie względem emocji - co stanowi w pewnym stopniu przewagę, a z drugiej strony jest zdecydowanym utrudnieniem w niektórych momentach.

Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Nie Kwi 24, 2022 6:18 pm
Powrót do góry Go down

Riley Davies
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Riley Davies


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Human // until we bleed

    Praca w piekarni była wymagająca. Riley musiał wcześnie kończyć swój dzień, żeby wcześnie móc go zacząć. Wstawał nieco po piątej rano, żeby szybko się ogarnąć i zacząć urabiać ciasto. Na całe szczęście wszystko przygotowywał sobie już poprzedniego dnia i pozwalał, by ciasto wyrastało w lodówce przez całą noc. Dzięki temu przygotowaniu, o godzinie szóstej mógł wkładać do pieca pierwsze bochenki i bułeczki. Później wkładał kolejne i kolejne... Dzięki temu o ósmej miał już wypieczoną sporą ilość pieczywa. Wtedy też wracał do domu, ogarniał się ponownie, żeby jakoś się prezentować pierwszym klientom, bo nie mógł przecież wychodzić do nich umazany mąką. Zjadał również śniadanie i wypijał kawę, żeby móc się rozbudzić.
    Pomimo całego swojego planowania, ciągle miał na głowie tak dużo roboty, że musiał od czasu do czasu zatrudniać kogoś do pomocy. Zwłaszcza w niektóre dni tygodnia. Co drugi dzień miał dostarczać pieczywo do Olympii i w tym celu musiał mieć osobę, która jeździłaby za niego. Nie mógł bowiem zostawić piekarni samej. Bruthus spadł mu więc z nieba. Davies cieszył się, że dzięki niemu, będzie mógł wyrzucić z głowy przynajmniej jeden ze swoich obowiązków. Uwielbiał pracę w piekarni. Gdyby tak nie było, to nie rzucałby swojej całkiem nieźle prosperującej cukierni. W prowadzeniu piekarni było coś przyjemnego. Czerpał olbrzymią satysfakcję z tego, że codziennie rano karmił niemal wszystkich mieszkańców Norwood, którzy chyba doceniali fakt, że mogli jeść świeżo wypieczone pieczywo. Niby taka błaha rzecz, a potrafiła ucieszyć.
    – Cześć, Bruthus – przywitał się z mężczyzną, gdy tylko znalazł się w pomieszczeniu. Wychodził właśnie z tacą pełną świeżych i ciepłych jeszcze bochenków, które powoli zaczął układać w specjalnych skrzynkach. Spojrzał na mężczyznę uśmiechając się lekko. Cieszył się, że mężczyzna był taki chętny do pomocy, bo dzięki temu Riley mógł się zająć innymi rzeczami. – Tak, samochód już jest, musimy tylko zapakować skrzynki i możesz jechać – powiedział. Miał nadzieję, że pakowanie tych skrzynek pójdzie im sprawnie. Na szczęście nie było ich zbyt dużo, a sam chleb nie ważył wiele. – Dzięki, że jedziesz z tym – powiedział, bo w sumie Bruthus wcale nie musiał tego robić.

[1/?]
@Bruthus Gilbert Atteberry
Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Pon Kwi 25, 2022 2:06 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Każdy zawód powinien być odpowiednio doceniany przez społeczeństwo. Pracując na karetce, doskonale zdałem sobie sprawę z tego, że nie zawsze tak jest. Mimo iż pewne czynności kojarzą się z poniżeniem, tak naprawdę stanowią fundament istnienia społeczeństwa uporządkowanego i czystego. Niestety, wyzysk jest prawie wszędzie, z czego zdaję sobie doskonale sprawę: w firmach, mniejszych lub większych, gdzie przesyt pieniędzy wydaje się być jedynym, co kieruje ludzką rasę do ciągnięcia tego wszystkiego dalej. Możliwość kupienia bułek zatem wydaje się być czymś, co kwalifikuje ludzi do poczucia życia w cywilizowanym miejscu, ale gdyby nie tacy bohaterowie, jak chociażby właśnie Riley, nie mógłbym mieć do czynienia ze świeżymi bułkami na śniadaniowym stole bądź kromką chleba z masłem na kolację, obowiązkowo posypaną cukrem, kiedy to pieniądze w portfelu niespecjalnie chcą się zgadzać ze stanem rzeczywistym. Smak biedny, acz na swój sposób przyjemny, jeżeli rzecz jasna pochodzi się do tego, iż ma się na chleb i inne podstawowe potrzeby. W końcu inni zmienni i tak muszą robić więcej, jeść więcej, więc nie widzę w tym niczego złego.
- O, tyle dobrze. Dużo tego jest? - pytam się jeszcze, zastanawiając poważnie nad tym, czy przypadkiem piekarnia, w której pracuje Riley, nie ma dodatkowych sklepów bądź innych miejsc do zaopatrzenia obowiązkowo na określoną godzinę. - I jak w ogóle samopoczucie? Gorzej, lepiej? Jak uważasz? - kolejne zdania zakończone pytajnikiem i niepewnością opuszczają moje usta; interesuję się życiem innych, ale w ten sposób pozbawiony nachalności, która wynikałaby z czystej, wewnętrznej wścibskości. Daviesa miałem w końcu okazję poznać zdecydowanie wcześniej, a więc i nic dziwnego, że pytania z mojej strony są szczere, choć nie wymagam na nie odpowiedzi. Zakasając rękawy, przygotowuję się tym samym do pracy.
- Ależ nie ma problemu, naprawdę. - mówię w kierunku Rileya, uśmiechając się w ten przyjemny, przyjazny dla oka sposób. Nie pod wpływem jakkolwiek istniejącego we mnie aktorstwa, a pod wpływem prostej, ludzkiej szczerości umieszczonej pod membraną skóry. Idę tym samym w stronę zaplecza, powoli szykując tym samym odpowiednio palce do chwycenia za pierwszą skrzynkę i przeniesienia jej z uwagą, ażeby żadne pieczywo nie stało się jedynie reliktem przeszłości poprzez uderzenie o podłogę. Szanuję cudzą pracę. - Powiększyły się ostatnio dostawy czy wręcz przeciwnie? Bo moim zdaniem macie zdecydowanie lepsze pieczywo niż w Olympii lub Seattle i powinni tam je zamawiać. - uśmiecham się, nie wątpiąc, że to, z czym miałem do czynienia podczas pomieszkiwania z Lottą, nawet przy mące nie stało. Zresztą, samo Norwood ma w sobie więcej z "natury".

Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Pon Kwi 25, 2022 11:46 pm
Powrót do góry Go down

Riley Davies
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Riley Davies


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Human // until we bleed

    On również tak uważał. Nie było pracy, która hańbiła, jeśli nie robiło się w niej krzywdy innym. Takie było jego podejście do tego. Poza tym żyli w takim społeczeństwie, że każdy był potrzebny, począwszy od ludzi zbierających śmieci z chodników, a skończywszy na chirurgach w szpitalach i klinikach. Każdy miał do odegrania swoją rolę, a inni powinni to doceniać. Niestety nie zawsze tak było. Ciężko bowiem było przyznać, że nie zauważa się tego, że niektóre posady traktowało się lepiej i miało się do nich większy szacunek, niż do innych. Riley uwielbiał swoją pracę i nie zamieniłby jej na nic innego. Bycie piekarzem było przyjemne, chociaż wymagające. Oczywiście nie stało mu to na przeszkodzie, by nie spróbować poszerzyć tej działalności o ciastka i inne słodkie wypieki. W końcu to właśnie w tym się szkolił i chciał trochę z tego oddać społeczeństwu. Miał bowiem pewność, że spodobałoby im się to, co dla nich szykował. No i na swoją korzyść miał to, że zmienni jedli więcej niż przeciętny człowiek, więc nie bał się o zyski, bo chociaż pieniądze nie były dla niego najważniejsze, to jednak cały czas miały znaczenie w świecie.
    – Nie, tylko kilka skrzynek, zajmie nam to góra piętnaście minut – powiedział, uśmiechając się. Nie miał wielu klientów poza Norwood. Zaopatrywał zaledwie dwa większe sklepy w Olympii. Nie potrzebował więcej, bo dzięki temu i temu, co udawało mu się zarobić w Norwood był w stanie nieźle się utrzymać. Zyski nie były zbyt duże, ale wiedział, że jeszcze się to zmieni, kiedy już zatrudni kogoś do pomocy, a później, gdy przyjadą jego rodzice. Jeszcze przyjdzie czas, na zbudowanie swojego własnego chlebkowego imperium.
    – Dzisiaj jest lepiej niż okej – zaśmiał się. Oczywiście nie zawsze tak było. W jego życiu pojawiały się lepsze i gorsze dni. Te gorsze czasami naprawdę potrafiły dać się we znaki, niemniej jednak Riley nauczył się już z nimi żyć. Miał swoje problemy, którymi nie dzielił się z innymi. Nie był wylewną osobą, więc wszystko zachowywał dla siebie i dla swojego terapeuty, jeśli już się do jakiegoś wybierał. Na szczęście dzisiejszy dzień należał do szczególnie przyjemnych. Nie miał zbyt wiele do zrobienia, więc jak tylko wyrobi się z piekarnią, to miał wolne, więc z chęcią odpocznie od wszystkiego. I właśnie tą myślą żył.
    – Zawsze jesteś taki bezproblemowy? – zapytał ze szczerą ciekawością. Od Bruthusa bił dziwny spokój i rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że nic nie sprawia mu kłopotu i że o wszystko można było go poprosić, a on na pewno zgodziłby się na pomoc. Nie wiedział, czy była to natura lekarza, bo przecież przysięgali pomagać, ale wątpił, żeby przysięga Hipokratesa obowiązywała poza pomaganie związane ze zdrowiem i ciałem. – Stopniowo się powiększają, ale i tak najwięcej sprzedaję tutaj, dzięki wam... w końcu dużo jecie – przyznał bez bicia. Bruthus z całą pewnością zdawał sobie sprawę, że Riley wiedział o istnieniu zmiennych i druidów. – A u ciebie wszystko w porządku? – zapytał.

Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Wto Kwi 26, 2022 10:06 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Niestety - wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy. I choć są to rzeczy proste, gdzie piramida współpracy pozostaje ważna, wszak bojkot któregokolwiek z zawodów wiązałby się z problemami innych prac i profesji wykonywanych przez ludzi, tak jednak nie do każdego przemawiają. W końcu jesteśmy różni. Pogubione wątki, więcej problemów, a przede wszystkim biegnięcie wraz z innymi za karierą skutecznie udowadniają istnienie tego faktu. Na to już nic nie poradzę; mogę tylko i wyłącznie starać się działać w obrębie własnego, małego świata. Bo na cały nie wpłynę i jest to oczywista rzecz.
Niemniej jednak, gdyby piekarnia Rileya poszerzyła się o dodatkowe rzeczy, jak chociażby słodkie wypieki, prawdopodobnie zaglądałbym tutaj zdecydowanie częściej. Po miodowniki i inne tego typu rzeczy jestem poniekąd zmuszony jechać do innych miast, ażeby każdy, kto postanowi mnie odwiedzić, mógł skosztować słodkości i nieco zapomnieć o burej rzeczywistości znajdującej się poza obszarem nieco rozwalającego się domu. Uzależnienie od słodkiego jest równie niebezpieczne, ale wraz ze zbliżającymi się lunariami - skrupulatnie, powoli, niczym przebłysk, tudzież kroki uderzające o posadzkę z niewielką siłą, acz docierającym do uszu dźwiękiem - przeczuwam pogorszenie apetytu. Nie żeby był on podobny do wilków zajmujących się treningami.
- A no to nie jest to specjalnie dużo. - uśmiecham się, gdy powoli przechodzę do pracy. Nie wątpię w to, że świeże pieczywo jest konieczne w większości gospodarstw, a samo bycie jednym z kluczowych elementów "dowozu" sprawia mi małą, acz istniejącą satysfakcję. W końcu jest to prosta robota, polegająca na przewozie pożywienia, ale za to w jakiś sposób pozostająca obowiązkiem względem reszty mieszkańców. - To się cieszę. - odpowiadam, pogodnie pozostawiając kąciki ust delikatnie uniesione ku górze. Pamiętam, co się wydarzyło i zdaję sobie sprawę z tego, jakie piętno potrafi odcisnąć coś takiego - bo mimo bycia wówczas tylko i wyłącznie ratownikiem, do obowiązków należy takie zapewnienie komfortu psychicznego poszkodowanych.
Podnoszę nieco głowę na pytanie dotyczące bycia bezproblemowym. Zatrzymuję na ten krótki moment, chwilę uderzającą o ułamek sekundy. Czy jestem bezproblemowy? Całkiem możliwe, ale raczej nikt nie przyznał mi tego wprost. Inaczej: nie dotarło to do mnie w taki sposób.
- Nie wiem, chyba tak? - czekoladowe tęczówki zerkają w kierunku Daviesa, kiedy to wzruszam ramionami, nie znając prawidłowej odpowiedzi. Przerzucam powoli kolejną skrzynkę, uważając na to, ażeby nie doszło do wysypania pieczywa bądź jego uszkodzenia - z chirurgiczną wręcz precyzją. - Po prostu nie sprawia mi to problemu. Denerwowanie się nie jest mi w życiu potrzebne, negatywne emocje także. Wychodzę z założenia, że lepiej jest być bezproblemowym niż stanąć przeciwko wszystkiemu, co się rusza i oddycha. - bo są też takie buntownicze jednostki, które za swój sens życia uznają ciągłą walkę i szukanie konfliktów. W środku mojego umysłu znajduje się jednak dyplomata i chęć rozwiązywania problemów poprzez brak jakiejkolwiek przemocy i krzywdy nakierowanej na drugą osobę. - To prawda. Zależy też od tego, czym się zajmujemy. Wilki mają więcej obowiązków, więc jedzą nieco więcej od kojotów bądź lisów. - odpowiadam. W końcu wiem, że alfa zlecił wilkom dodatkowe treningi i patrole, co musi raczej wynikać z paktu między zmiennymi a druidami. Westchnięcie wydobywa się spomiędzy moich ust z zaskakującą gładkością.
Czy u mnie wszystko w porządku? Tak, zawsze - podstawowa odpowiedź nasuwająca się na usta z łatwością jednak nie do końca jest prawidłowa. Dom się rozwala, stół wymaga naprawy nogi, drzwi nie są zamontowane, okno też powinno przejść remont, a do tego jeszcze się okazało, że mam dodatkowe osoby u siebie. I o ile nie sprawia mi to problemów pod względem prywatności, o tyle jednak wiem, ze prędzej czy później kolejne rzeczy w domu zaczną się psuć, a pieniądze jednak topnieją z zaskakującą prędkością.
- Tak, u mnie wszystko w porządku. Pomijając fakt, że dom się nieco psuje, to reszta pozostaje bezproblemowa. - mówię spokojnie, uśmiechając się, kiedy to pakuję kolejne skrzynki, których to jest coraz mniej. - Muszę zamontować drzwi, naprawić okno, stół, a do tego pewnie parę innych rzeczy. I piec wyczyścić. - o samochodzie nawet nie wspominam. Raz, że wydaje dziwne dźwięki co jakiś czas, dwa: skrzynia biegów działa nieco inaczej. Nieco.

Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Sro Kwi 27, 2022 1:11 pm
Powrót do góry Go down

Riley Davies
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Riley Davies


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia G1VTx2Ev_o
Human // until we bleed

    Tak, drobnym marzeniem Rileya było to, by poszerzyć swoją działalność o kolejne rzeczy. Norwood nie było co prawda tak duże, jak Olympia, jednak uważał, że odrobina urozmaicenia nie zaszkodzi. Nie mówiąc o tym, że zawsze będzie mógł to wszystko wysyłać dalej. Oczywiście to były dalekosiężne plany. Sam nie był w stanie wyrobić się ze wszystkim i jeszcze mieć czas na swoje własne życie. Nie mógł przecież poświęcić się swojej pracy w całości. Nie był pracoholikiem i chociaż w pracy miał odskocznię i okazję do tego, by zająć czymś myśli. Należało przyznać, że jego myśli często kręciły się po nieprzyjemnych torach. Praca w piekarni dostarczała mu również zbawiennej rutyny, dzięki której budził się rano z poczuciem, że jest potrzebny i musi coś zrobić. Pomagało mu to.
    – Na szczęście nie – uśmiechnął się. Oczywiście on sam byłby bardziej niż zadowolony, gdyby był w stanie upiec więcej chleba, ale na razie nie miał do tego odpowiednich warunków. Musiał się więc zadowolić tym, co mógł zrobić. I tak musiał przyznać, że przyjęta przez niego strategia znacznie ułatwiała mu pracę i umożliwiała sprawne wypiekanie pieczywa. Był zadowolony, nawet jeśli wymagało to od niego więcej poświęcenia, niż było to konieczne. Naprawdę powinien w końcu pomyśleć o jakimś pracowniku. Wszystko jednak małymi kroczkami, wiedział doskonale, że nie należało się spieszyć. Nie potrzebował powtórki z rozrywki. Najpierw musiał się skupić na dokładnej odbudowie piekarni, później na znalezieniu odpowiedniego pracownika, który byłby wykwalifikowany albo przynajmniej chętny na odbycie wszystkich potrzebnych szkoleń. W końcu najwięcej wypadków było z winy niewyszkolonego personelu. Należało więc zrobić wszystko, by temu zapobiec. – Zazdroszczę ci, to bardzo dobre podejście – kiwnął głową z uznaniem, bo rzeczywiście, denerwowanie się było niepotrzebnym marnotrawieniem energii. Terapeuta Rileya również zalecał mu unikanie sytuacji stresujących i denerwowania się, ale było to niesamowicie trudnym zadaniem, jeśli miało się na głowie piekarnie i odnawianie domu. Odnalazł jednak nieokreśloną satysfakcję w medytacji i słuchaniu tych wszystkich odprężających i wyciszających playlist, których słuchał podczas czytania książek. Podobało mu się to, ale i tak nie było szans na uniknięcie stresu, a przez to nie mógł też wykazać się takim podejściem, jakim wręcz ociekał Bruthus. No ale każdy był inny i właśnie to w ludziach było piękne.
    – Im więcej jecie, tym lepiej dla mnie – zaśmiał się. Nie ukrywał się z tym, że lubił swoją pracę i na pewno nie krył się z faktem, że lubił pieniądze, które z niej płynęły. W końcu dlatego pracował, żeby mógł zarobić i później wydać te pieniądze. W końcu żyli w kapitalistycznym społeczeństwie i chociaż do kapitalizmu miał dużo zastrzeżeń i prywatnych uwag, to jednak samodzielnie nie był w stanie zmienić systemu, nie mówiąc już o tym, że system w Stanach był wyjątkowo trudny i wymagający.
    Uśmiechnął się, podnosząc pierwszą ze skrzynek. Na szczęście nie były one zbyt ciężkie, a przynajmniej nie wydawały się takie jemu. Był już przyzwyczajony do noszenia takich rzeczy, więc nie odczuwał już ich ciężaru tak samo, jak kiedyś. Wyminął mężczyznę, wynosząc pierwszą ze skrzynek na zewnątrz. Zalało go przyjemne poranne słońce, które zmusiło pojawienie się na jego twarzy uśmiechu. W takie dni trudno było się nie uśmiechać. Odłożył skrzynkę do bagażnika samochodu i wrócił omiatając mężczyznę badawczym spojrzeniem.
    – I co, wilki robią swoje, a pozostali żyją jak chcą? – zapytał, bo nie ogarniał tej całej struktury zmiennych. Wcześniej wydawało mu się, że wszyscy zmienni byli w jednej grupie, ale później dowiedział się, że wilki byli w watasze, a pozostali zmienni żyli na ich terenie i nie wchodzili w drogę. Zastanawiał się jednak, jak mogło to wyglądać w rzeczywistości.
    – Och, coś o tym wiem – zaśmiał się ponownie, bo sam również tkwił po uszy w remontach, których końca nie było widać. – Ja mam wrażenie, że im dłużej trwają te moje remonty, tym więcej mam do remontowania, takie błędne koło, czy coś... – wzruszył ramionami, ale rozejrzał się po wnętrzu piekarni. Również tutaj, chociaż remont był skończony, to i tak widział rzeczy, które można byłoby poprawić, no ale tutaj w drogę wchodził jego przesadny pedantyzm.

Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Wto Maj 03, 2022 9:11 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Pracoholizm potrafi doprowadzić do sytuacji, w której to wszystko, na co człowiek pracował przez całe życie, zniknie niczym po dotknięciu przez ludzką dłoń bańki mydlanej. Trzeba znać umiar - natomiast rutyna, jaka to ewentualnie by wkroczyła, jeszcze tylko bardziej przyczyniłaby się do pogorszenia tego stanu. W dniach, kiedy to zapomina się nawet o samym sobie w imię pracy i oddaniu cudzym dłoniom, ażeby te mogły w pełni skorzystać z dzierżonych umiejętności, łatwo jest wrzucić samego na minę. Wiem o tym doskonale, bo mimo w końcu przeszłość to historia zebrana w jednym tomiszczu, gdzie ludzka istota zdaje sobie sprawę z jej istnienia i wpływu na otaczającą rzeczywistość. Gdybym nie wyciągał wniosków, zapewne nadal siedziałbym w Seattle - myślę, ciesząc się z faktu, iż nawet jeżeli mieszkam w rozwalającym się domu, Norwood umożliwia mi odcięcie się od bagażu emocjonalnego powiązanego bezpośrednio z pracą w zdecydowanie większym, bardziej odznaczającym się mieście.
Samemu wszak nie da się osiągnąć wszystkiego i pozostaję tego doskonale świadom. Głębszy wdech, westchnięcie i wspomnienie o tym, jakie rzeczy tak naprawdę mają miejsce, pozwalają mi na pochwycenie kolejnej skrzynki z pieczywem i załadowanie do samochodu.
- Tak naprawdę to nie wiem, czy jest czego zazdrościć. - uśmiecham się. W końcu jedni są spokojni, inni bardziej porywczy, niemniej jednak, jeżeli spojrzeć na to z mojej perspektywy, a gdyby każdy miał wgląd do tego, co ukrywa ta okalana spokojem skorupa, zrozumiałby, że raczej nie warto. W końcu to nie jest tak, że nie czuję zdenerwowania bądź gniewu przedzierającego się poprzez smukłe palce. Za murem kryje się tak naprawdę wrażliwość godna pożałowania i jakiejkolwiek próby sięgnięcia po nią. Być może dlatego z jednej strony czuję potrzebę podawania pomocnej dłoni innym, a z drugiej strony bywa to na swój sposób wyniszczające, kiedy nie chce się wydostawać z siebie żadnej cechy negatywnej, bojąc się, poprzez wewnętrzne poczucie bycia w porządku wobec każdego, że to tak naprawdę wszystko obróci w pył. W końcu tak może być, prawda?
- A co prawda, to prawda. - odpowiadam, posyłając tym samym lekki uśmiech, wszak nie ulega wątpliwości to, iż fakt zwiększonej sprzedaży pieczywa wpływa dobrze na prowadzenie biznesu. I jest to całkowicie normalną kwestią. Kiedy na warsztat wchodzi pytanie dotyczące wilków i pozostałych, podnoszę spojrzenie, a w czekoladowych tęczówkach pojawia się poniekąd lekka odpowiedź. - Wilki podlegają, pozostali sami wybierają, czy chcą być za watahą, czy jednak decydują się na własne życie. Nie wiem, jak to konkretnie działa, ale cieszę się, że mogę pozostawać tak naprawdę bezstronny. - zastanawiam się, aby następnie wprowadzić poprawkę do wypowiedzi. - Inaczej: cieszę się, że mogę wybierać samodzielnie to, za kim chcę stać i móc wysnuwać własne powody, nie mając przy tym poczucia obowiązku. - bycie niezależnym jest na swój sposób tym, co wydaje mi się być w wilkach powodem do poniekąd nie tyle zazdrości, co do spoglądania w tym kierunku podejrzliwie. Niemniej jednak czuję, że podleganie jednej osobie jest poniekąd mylące. To tak, jakby ślepo stać za kimś, mimo iż nie ma bezpośrednio racji. Akceptuję wybory Czerwonych Szponów i nie wchodzę im w drogę, aczkolwiek nie oznacza to też, że im jakkolwiek podlegam.
Nie ma ludzi nieomylnych, a zawsze wolę kierować się własną intuicją niż tym, co powie "góra". Też, skoro Alfa ma władzę w wataszy i może wpływać na decyzję innych, czy to, z czym mamy do czynienia, jest zachowaniem dyktowanym przez wewnętrzny kompas moralny czy jedynie złudnym uczuciem rzeczywistości postawionej w bezkresnej iluzji?
- Tak. Coś naprawisz, coś wyremontujesz, a zaraz się okazuje, iż inna rzecz postawiona jest krzywo i ją też przydałoby się poprawić. - uśmiecham się pod nosem, bo poniekąd to znam. Piekło perfekcjonistów, którzy muszą mieć wszystko dopięte na ostatni guzik w koszuli, a które to ciężko jest powstrzymać. - Tak samo jest ze sprzątaniem u mnie - chcąc posprzątać, najchętniej odsunąłbym wszystkie możliwe meble, a w ogóle to zdjął deski i posprzątał kurz pod nimi. - prycham lekko, ładując kolejną skrzynkę z pieczywem do samochodu. - Ale z drugiej strony, jeżeli to nie jest w postaci nadgorliwej nadgorliwości, to poniekąd dobra cecha. W końcu się starasz, prawda? - zadaję pytanie, zanim to nie chwytam za kolejne uchwyty.

Re: Riley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarniaRiley & Bruthus, 29 sierpnia, piekarnia Empty
Sro Maj 04, 2022 3:08 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: