Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityHep!



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: foraoise Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Hep!

Fiall
Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Fiall


Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

— 24 sierpnia —
tam, gdzie nas nie widzą nawet bogowie
a przynajmniej chciałbym, żeby tak było

freya sullivan & fiall

Słońce niemiłosiernie paliło go w twarz. Czasami wątpił w istnienie istot sprawujących pieczę nad jego losem, a czasami, w takich momentach właśnie, zaczynał wątpić w swoją wolną wolę. Bo jakieś to upierdliwe było, że kiedy leżał spity w trzy dupy przy jakimś korzeniu, to akurat w tym miejscu światło przebiło się przez gęste liście, coby go wybudzić z pięknego, pijackiego snu. Śnił o rzeczach, o których mówić nie wypada. Nad wyraz przyjemnych, ale kłopoczących umysł człowieka sądzącego o sobie, że już jest na niektóre myśli za stary. Jego moment już przeminął. Los nie ofiarował mu ani dzieci, ani towarzyszki życia i zdążył już nawet wmówić sobie, że nie ofiaruje jej nigdy - jakby ta niefortunna śmierć przy porodzie nie była wcale przypadkiem, a jakąś klątwą opinającą jego los tak, jak go teraz ten cholerny, skórzany pasek opinał w biodrach.
Czy to dlatego coraz częściej myślał o tym, że imię naprawienia niektórych rzeczy, wcale by nie ubolewał nad przypłaceniem tego śmiercią w ogniu na oczach całego Braemar?
Nie pamiętał już, ile wczoraj wypił. A może dzisiaj? Nie miał pojęcia, ani gdzie się znajdował, ani która to już była godzina. W ustach wciąż czuł smak mocnej, owocowej nalewki, co ją wypił do lustra, jakim była tafla okolicznej sadzawki, bo mu wstyd było piąty raz w tym tygodniu zachlać się gdzieś w warsztacie. Później go na siłę zaciągali do jego chaty, żeby tak nie leżał na ziemi i nie marzł. A w sumie, to on chciał leżeć na ziemi i marznąć. Inni mówili, że głupie było to umartwianie, a jemu się wtedy przypominało, że jeszcze żyje. I niech go ta Brigid widzi, niech się załamie - trudno, póki go Órlaith nie widziała, to jakoś znosił uczucie zażenowania i to, jak go lokalna dziatwa trącała kijem z daleka, jakby chciała sprawdzić, czy jeszcze oddycha, czy jest już trupem.
Czknął.
Mógłby przysiąc, że kobiecy głos, jaki słyszał w głowie, mówił z takim śmiesznym akcentem i to w języku zmiennych. Śmieszna sprawa - te jego wewnętrzne demony zawsze zwracały się do niego norm-
Myśl urwała się, bo nagle ciepło palące go w twarz zniknęło. Fiall otworzył leniwie powieki. Były tak ciężkie jak nigdy, ale musiał. Musiał je unieść, bo to wszystko było takie przedziwne.
- Brigid...?
Czy tak mogła wyglądać? Twarz tak piękna, jakiej nie widział nigdy. Mógłby przysiąc, że tak sobie wyobrażał ten zwierzęcy magnetyzm, o którym się mówiło w Braemar od dnia podpisania paktu. Idealnie proporcje, z nutą zadziorności. Splątane, czarne włosy. Długie, tak piękne, jakby wilgotne od porannej rosy. Nagie ciało, co by kazało wstydzić się każdej kobiecie, z jaką zbliżył się do tego stopnia, aby ukazała mu to, co skrywała pod materiałem swojej szaty. Te zielone oczy przeszywały duszę, a to słońce, co go paliło w twarz, przybrało kształt aureoli okalającej jej głowę. Pół Norwood by go wyśmiało, że wziął akurat Freyę Sullivan za objawienie bogini, ale w tej chwili, w tym miejscu, Fiall czekał na jakieś słowa dające mu znak.
Może Órlaith miała rację, może...
Może teraz, ten durny alkoholik zagubiony gdzieś w gęstwinie usłyszy coś, co na zawsze odmieni jego życie? Coś, co nada mu kierunek, sens temu wszystkiemu, co musiał przeżyć, żeby się stać tym, kim się stał? Zacisnął palce na wpół opróżnionej butelce. Nawet nie próbował wstać. Wiedział dobrze, jak tragicznie się to skończy.

@Freya Sullivan
Hep!Hep! Empty
Nie Kwi 24, 2022 7:30 pm
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Nigdy więcej tequili. Miała dzisiaj patrol, ale mimo tego zdecydowała się wczoraj wieczorem odezwać do przyjaciół z miasta i udać na maraton klubowy do Olympii. Ledwo się obudziła, zrzucając ubrania i nadludzkim wysiłkiem przemieniając się nad skrajem lasu. Konsekwencją tego był fakt, że potem za cholerę nie mogła znaleźć ciuchów, co gorsza poruszając się wzdłuż granicy terenów watahy.
Zazwyczaj doskonale potrafiła wyczuć, gdzie kończyły się znane zapachy i odciski łap, ale przez pulsujący ból głowy ciężko nawet było się skupić na konkretach. Musiała zboczyć z trasy.
Przemieniła się w biegu, nieco chwiejnie, ale stanowczo przywracając zwierzęce kształty do ludzkiej postaci. Miała już ruszyć przed siebie, gdy stopa podwinęła się na czymś, a ona sama ledwo złapała równowagę. - Co do cholery… - Wyrwało się Freyi, oczy zaś powędrowały do jęczącego obiektu, który napotkała na swojej drodze. Dobra. Tego wcześniej tu nie było. Chyba?
Otaksowała mężczyznę wzrokiem, szybko próbując wyłapać szczegóły, które być może pomogłyby rozpoznać nieznajomego. Co jakąś chwilę czkał, nędznie ubrany trochę, tak jak na jednym z tych średniowiecznych festiwali gdzie można było zapoznać się z fajnymi studentami podyplomowych z wymian z Norwegii. Typy miały obsesję na punkcie Wikingów, a jak jeszcze ubrało się gorset, to płacili za obiad w dobrej restauracji i mówili, że zawsze woleli brunetki od blondynek. Może pamięć jednak zmyliła Sullivan i nie udała się do lasu sama? Nie byłby to pierwszy raz, kiedy skończyłaby noc z nieznajomym, ale nigdy nie w stanie gdzie tylko ona nie miała ciuchów. Niedobrze.
Miała nadzieję, że wystarczyło jej oleju w głowie, żeby nie przemieniała się w jego obecności, aczkolwiek sądząc po stanie nieszczęśnika, zapewne ledwo pamiętał jak sam miał na imię. Na pewno nie znał jej.
- Tak, tak, dla ciebie może być i Brigid. Słuchaj, wybacz słońce, kojarzę cię z klubu, ale tym razem trochę przeholowałeś, si? - Kłamała oczywiście, nie miała pojęcia, czy mężczyzna faktycznie był z nimi w jednym z klubów, ale trzeba było dmuchać na zimne. - Co ty tam brałeś? Te tabletki od Jacksona? Od niego trzeba się trzymać z daleka, to nie jest towar dobrej jakości. Nicht gut pomysł kolego. - Pouczyła kompana, obchodząc drzewo dookoła w poszukiwaniu ciuchów. Bez skutku. Na całe szczęście, pogoda ratowała ją od chłodu, ale im wyżej słońce wschodziło, tym większe będą szanse, że do lasu wejdzie ktoś niepowołany, broń boże jeden z druidów.
Mózg pracował na najwyższych obrotach, kiedy wreszcie powróciła w swoje poprzednie miejsce, zakładając ręce na siebie w akcie rezygnacji. Najlepiej byłoby go zabić. Albo przemieścić. A może obie rzeczy na raz? Nie mogła przecież zostawić tak blisko Braemar jakiegoś biedaka, który liczył na super wakacje w Washington, a dostał obleśne ciuchy i niewydolność wątroby. Kolejny impuls bólu sprawił, że nogi się pod nią ugięły, a Sullivan prawie wydała z siebie jęk bólu, walcząc z nudnościami. Kucnęła przy krzaku, masując skronie do momentu, gdy nie poczuła jak po brodzie i nosie spływa jej krew. Kurwa.
- Płaszcz. Daj. Capiche? - Poinstruoowała rozmówcę, jedną dłonią wstrzymując krwotok, a drugą wskazując to na materiał jego ubrania, to na swój nos.
@Fiall
Re: Hep!Hep! Empty
Wto Kwi 26, 2022 4:12 pm
Powrót do góry Go down

Fiall
Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Fiall


Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

Na początku nie zrozumiał, chociaż (mimo lekkiego skrzywienia ze względu na te nieszczęsne głosy) mądry był z niego chłopak, zdecydowanie bardziej wprawiony analizowaniu rzeczywistości, niż większość osób, które przyszło mu poznać. Klub...?
- Kurwa - zaklął po swojemu, próbując znaleźć w głowie przepis na to, jak układało się pełne zdania po angielsku. To nie było aż takie trudne, bardzo dobrze dogadywał się z ludźmi podczas przyjęcia zwieńczającego podpisanie paktu, ale kiedy cię ktoś rano budzi kubłem tak dziwnych słów, potokiem niezrozumiałych myśli i urodą tak pieruńsko przyciągającą pijackie spojrzenie, to ciężko sobie przypomnieć własne imię, a co dopiero coś konkretniejszego.
- Jesteś zmienną - zrozumiał wreszcie. A więc nie czekało go wcale zetknięcie z boginią, a ze zwykłą kobietą. Fialla napawało to jednocześnie zmieszaniem i zachwytem. Odnalazł w tym również nutę rozczarowania. Był strasznie ciekawski - lubił wiedzieć, poznawać, rozumieć. Freya była jedną z najciekawszych osób, jakie dało się tu poznać, ale... Chciał po prostu uzyskać jakieś konkretniejsze odpowiedzi. Zrozumieć to, kim jest.
Odważył się podnieść. Nie było to zadanie łatwe. Gdyby nie pień drzewa, to by sobie obił mordę o ten korzeń przynajmniej dwa razy. Na przystojnej twarzy odciśniętą miał gałąź i szyszkę. Roztrzepane włosy opadły mu na nią, przysłaniając błękitne oczy. Jedne z tych, co przeszywały duszę. Aż ciężko uwierzyć, że należały do jakiegoś żałosnego pijaczyny błąkającego się po lesie, tyle bowiem mógł o nim powiedzieć ktoś, kto nie wiedział prawdy - o byciu bratem Órlaith, królowej druidów, o byciu nauczycielem, o byciu samozwańczym bohaterem Braemar, zmuszających biednych druidów do myślenia.
Aktualnie to wyglądało tak, jakby dla niego na naukę myślenia było już za późno.
- Nie wiem o czym mówisz.
Pokręcił głową. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast słów, jego usta opuściła treść żołądka. Wstyd go ogarnął, że kobieta musi obserwować tak paskudny widok, ale bogowie mu świadkami, nie dało się tego powstrzymać. Tyle z pozytywnych stron zajścia, że straciło na tym otoczenie, a jego ubranie pozostało nienaruszone. Zaraz po tym zmierzył ją spojrzeniem. Nie zrozumiał. Tego z płaszczem. Cap? Capił?
Daj.
Była naga.
Niech jej będzie.
Zbliżywszy się do krzewów, przy których kucnęła, Fiall dostrzegł krew. Krew zawsze robiła na nim spore wrażenie, bo szkarłat należał do naprawdę ubogiej gamy widzianych przez niego kolorów. Ewidentnie nie czuł się komfortowo z tym, że nie miała na sobie żadnych ubrań, więc narzucił go na jej plecy z ulgą wymalowaną na wystraszonym obliczu. Nim to zrobił, wyciągnął z jego kieszeni chustę, którą jej wręczył, ledwo utrzymując równowagę.
- Co ci się stało? - Nie wiedział do końca, jak zadać to pytanie. Krwawiła, masowała się po skroni. Ale co właściwie miała znaczyć dla niego odpowiedź, jak miałby pomóc komukolwiek w stanie, w którym się znajdował? Jakby spróbował teraz rzucić zaklęcie, to by ją pewnie dobił, zamiast ukoić cierpienie.

@Freya Sullivan
Re: Hep!Hep! Empty
Wto Kwi 26, 2022 9:20 pm
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Przez chwilę rozważała, czy dalej powinna brnąć w udawanie, że odpowiednie trybiki nie ułożyły się na swoich miejscach. Ściągnęła narzucony płaszcz z pleców i włożyła go na siebie, próbując wyrównać przerywany oddech.
- Boże tylko nie mów, że jesteś jednym z tych psycholi, co jarają się krwią i zaraz zakopiesz mnie tu we mchu żywcem. - Jęknęła, obserwując kątem oka, jak tamten wpatruje się w nią niczym w obrazek. - Chciałabym mieć na pogrzebie otwartą trumnę, więc twarz spróbuj omijać. Od biedy na resztę założą mi golf. Albo mogę być jak Kim Kardashian na Met Gali w tym roku. - Zastanowiła się, przypadkowymi wspomnieniami próbując uspokoić napięcie w okolicach szyi i wrażliwych na dźwięki uszu. Musiała pod wpływem nieuwagi opuścić tereny watahy i znaleźć się nigdzie indziej, jak w Braemar. Cudownie.
Zacisnęła płaszcz ciasno w talii, sprawiając, że poły odchyliły się w dolnej części nóg. Tkanina nie była skrojona pod kobietę, a sam materiał nie sprawiał wrażenia ekologicznej skóry, czy czegoś z górnej półki w Calvinie Kleinie. Sięgnęła bez ceregieli po chustkę, przykładając ją do nosa. Biała powierzchnia szybko pokryła się szkarłatem, z którym kobieta zdążyła już praktycznie się zaprzyjaźnić. Nie bała się tego widoku, a wielokrotne treningi od małego wilka, przyzwyczaiły ją do upustu krwi, najczęściej przecież oznaczającego jej zwycięstwo nad przeciwnikiem.
Tym razem było inaczej. Nie miała pojęcia jakiego rodzaju “czary” wyczyniali tamci, ale z pewnością dłuższe przebywanie tutaj nie mogło być dla kobiety zdrowe, ani wskazane. Nie, żeby kiedyś miała w zamiarze trzymanie się zasad. Wyprostowała się wreszcie z wolna, odwzajemniając zdezorientowane spojrzenie druida swoim własnym. Zielone niczym liście pod ich stopami tęczówki wpatrywały się w swoje bladoniebieskie, nieco zamglone, ale wciąż interesujące odpowiedniki z naprzeciwka.
Stanowili interesujący kontrast istnień. Freya reprezentowała piękno nudnie wręcz idealne. Dopracowane w poniekąd syntetycznym środowisku kosmetyków, zabiegów pielęgnacyjnych i loterii generacji genów Sullivanów, których atrakcyjne cechy skumulowały się w twardym, ludzkim ciele. Dopracowane przez umyślną świadomość własnych wad i pęknięć, te znikały pod warstwą starannie dobieranych podkładów, kremów pod oczy ze śluzu ślimaka, a także regularnych wizyt u pań zajmujących się depilacją laserową. Freya, mimo dzikiego imienia, zdołała własną upartością, spowolnić nie tylko proces starzenia się, ale też postrzegania siebie przez innych. Starła się z Naturą w walce o własne niedoskonałości i wygrała.
Fiall natomiast sam w sobie był tym wynikającym z ziemi żywiołem. Z odciśniętą gałęzią na policzku wyglądał, a być może nawet miał na własność ten skrawek gołej gleby, na który wkroczyła z całym swoim ego Sullivan. - Kac morderca nie ma serca. - Odparła, zastanawiając się na ile mężczyzna wiedział więcej o całej sytuacji między ich społecznościami. - A tobie? Wyglądasz mocno wczorajszo. Nawiasem rzecz biorąc, do dupy ci w brązowym. Płaszcz do śmieci, skąd ty go wziąłeś? Powinieneś zainwestować w porządną, jasnoniebieską koszulę Polo, pasowałaby ci kolorem do oczu, gdyby nie odcisk szyszki na mordzie. - Skomentowała, naprawdę nierozsądnie, bo jakby była na swoim. Jakby wszystko to, co otaczała swoją obecnością planowała przejąć, usidlić i nigdy nie puszczać z zachłannych dłoni o miękkiej skórze i zadbanych paznokciach. Podobnie jak swój brat, chociaż w nieco bardziej pożądanej formie, potrafiła zagarnąć zaledwie i może aż, tylko swoją bytnością uwagę, a także  myśli swoich rozmówców. Zatem mimo tego, że właściwie się nie znali, a ona sama powinna się bać, również i do Fialla podeszła tak jak zawsze. Z oczywistą dla Sullivan pewnością w czynach słowach, a nawet gestach, strzepując z kieszeni cudzej peleryny kilka liści.
Dwa światy, niemające żadnego powodu do przeniknięcia się, a jednocześnie będące tak dosadnymi odbiciami lustrzanymi. Istotnie, była do Niej podobna. Tak jak druid pozostawał wierny swemu zamyśleniu, tak brunetka nieustannie biegła za porywem kolejnej zmiany, przeżycia i ulotnego pochwycenia chwili szczęścia, nawet kosztem innych.

@Fiall
Re: Hep!Hep! Empty
Wto Maj 03, 2022 5:24 pm
Powrót do góry Go down

Fiall
Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Fiall


Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

To, co powiedziała, nie było szczególnie uprzejme, więc poczuł potrzebę utarcia jej nosa, ale z drugiej strony... Pomijając już fakt, że była kobietą (a kobiety były w oczach Fialla niemal nietykalne), to nie wyglądała na zdrową. Odpuścił więc. Dziwacznie przekręcił głowę w bok i odparł tylko:
- To po prostu zmartwienie. - Po krótkim odetchnięciu wyjątkowo mocno potrzebnym mu do pozbierania i ułożenia rozbieganych myśli, Fiall dodał jeszcze jedno:
- Chciałem pomóc ci magią, ale nie jestem pewien, czy akurat tobie nie zaszkodzę... - Zechciał ująć palcami jej podbródek i obejrzeć krwawiący nos, ale nie odważył się na taki ruch. Nie był kimś przypadkowym. Nawet jeżeli go tu spotkała pijanego jak diabli, to wciąż był Fiallem, nie losowym obszczymurem, a bycie posiadaczem tego imienia zobowiązywało go do lekkiego spięcia się. Robił to mimowolnie, bo daleko mu było do urzędnika - to były dłonie chcące tworzyć sztukę, usta chcące śpiewać pieśni i oczy chcące widzieć piękne kolory pięknego świata. Niestety tworzenie tej sztuki było ciężkie, z ust wydobywały się ostatnio jedynie paniczne próby zamieszania mieszkańcami Braemar jak składnikami w kotle, a oczy... nie mogły docenić piękna zielonych tęczówek. Uśmiech zdołał jednak wypełznąć na spierzchnięte usta. Nietypowy, bo i sytuacja nietypowa.
- „Mocno wczorajszo” to naprawdę poetyckie ujęcie faktu, iż się najzwyczajniej w świecie spiłem pigwówką i straciłem przytomność, zanim doczłapałem na skraj miasta... - Odrobinę zmieszany, przejechał palcami po miejscu, w którym odbiła się szyszka. - Nie wiem tylko dlaczego tak to ujęłaś, jakbyś mnie chwilę temu nie widziała rzygającego za tym pniem... Nie brzmisz na kogoś, kto by się przejmował czymś takim jak konwenanse. Wręcz przeciwnie, budujesz mi przed oczyma obraz zbuntowanej Gwaragedd Annwn, co by chciała, żeby mąż łamał swój geis i przypiął ją pasem do... - Nie powinien chyba mówić tego tak otwarcie? Urwał więc to zdanie nieco niedbale i kompletnie nieświadomie uniósł w górę brwi w ten sam zawadiacki sposób, w jaki zwykł czynić to jej rodzony brat. Poza tym gestem i oczami błękitnymi jak wiosenne niebo, ich dwójka zdawała się jednak różnić niesamowicie. Fiall nie był ani trochę dowcipny. Mówił poważnie, drętwo. I wszystko, co opuszczało jego usta, nosiło na sobie znamiona koszmarnej niezręczności. Poruszał się tak, jakoby stąpał po deskach teatru, a nie po leśnej ściółce.
- Dała mi go siostra. Ciekawe czy to słyszy? Drzewa mają uszy... Wątpię jednak, żeby się obraziła za te słowa. - Mężczyzna wydał się być tym wyraźnie rozbawiony. Jako mieszkaniec Braemar nie przywykł do przejmowania się czymś takim jak moda. Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia o jej istnieniu, zanim nie uświadomili mu tego mieszkańcy Norwood, na tym nietypowym przyjęciu po podpisaniu paktu. Nakładanie na siebie ubrań było rezultatem wstydu, który odczuwał, będąc nagim, a nie chęci upiększenia swojej aparycji. Nie mógł jednak odmówić kobietom tego, że odziane w coś bardziej wyjątkowego niż strój do pracy, przyciągały jego oczy o wiele intensywniej, tylko że... nawet gdyby przyłożyły się do tego tak mocno, jak tylko potrafiły, druid szczerze wątpił w to, aby podbiły serca mężczyzn bardziej, niż Freya owinięta jego najwyraźniej paskudnym płaszczem.
- Jestem Fiall - powiedział wreszcie i skinął głową. Pełny ukłon doprowadziłby pewnie do tego, że upadłby na ziemię jak worek ziemniaków. - A ty? Czy wolisz, żebym zwracał się do ciebie imieniem Bogini? - Raz jeszcze - nie brzmiał wcale, jakby żartował. Pytał z miną kompletnie niewzruszoną, ale jednocześnie... Naprawdę ciężko był odczytać to, co chodziło mu po głowie. Wydawał się być kompletnie odklejony - jak jakiś szaleniec, idealna inspiracja do bohatera literackiego, mającego stać się kolejnym głównym bohaterem w produkcji Tima Burtona. Tylko że stał tu przed nią. Oddychał, istniał i oczekiwał odpowiedzi. - Potrzebujesz jakiejś pomocy, poza płaszczem? To foraoise, Braemar jest niedaleko.
Ciekawe czy się czuła tak jak oni, kiedy zmienni rozmawiali o technologii.

@Freya Sullivan
Re: Hep!Hep! Empty
Wto Maj 03, 2022 10:21 pm
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Zdążyła się już całkowicie uspokoić, nagła zmiana samopoczucia i szmer niepokoju z tyłu głowy uległy wyciszeniu, podczas gdy świadomość opanowało rozbawienie spowodowane nietypowym rozmówcą. Zmierzyła go dokładnie i bez pardonu wzrokiem, nie przejmując się, szczególnie iż zamiar oceny prezentuje się dość oczywiście na twarzy kobiety.
- Martwisz się o mnie? Nieznaną, być może niebezpieczną osobę, która wie, że jesteś w stanie nieszczególnie dobrym do szybkiej ucieczki. Odważnie. Albo głupio. - Zaśmiała się szybko, ale dość serdecznie jak na swoje standardy. Otarła resztkę zaschniętej krwi z nosa, zmiętą chustę wkładając do kieszeni płaszcza. Nawet lepiej, jak się ubrudzi, druidzi nie mieli pewnie pralni chemicznych, więc jest szansa, że pójdzie do kosza, czy spalenia.
Miał inteligentną, przystojną twarz, a na oko wiek przybliżony do Williama, chociaż na tym kończyły się podobieństwa. Wystarczyło kilka sekund, żeby zacząć wyłapywać oczywiste dla bystrego spojrzenia różnice. Mężczyzna nosił się sztywnie, nawet mimo chwiejności w krokach, czuć od niego było natrętny, cierpkawy zapach alkoholu, który skręcał delikatny nos Sullivan w lekkiej niechęci, ale pozostawała wciąż niewzruszona. Zaciekawił ją ten uśmiech. Spierzchnięte usta rozciągnięte w policzkach, odmłodziły go o dobre kilka lat i tchnęły chociaż szczątkę żywego zainteresowania w błękitne oczy.
- Masz w zwyczaju tak pić samemu ze sobą? Trochę przykre. - Stwierdziła prosto, celowo omijając propozycję użycia magii. Wolałaby prędzej zrealizować scenariusz morderczego ekologa, którego kusiły młode dziewice (chociaż ani z niej dziewica, ani znowu aż tak młoda), niż dać wariatowi siebie samą jako doświadczalnego królika dla ich wydziwień. Wystarczyło kobiecie wspomnienie o pokazie fajerwerków ze zwłok Allis, na doświadczenie “pomocności” mieszkańców Braemar.
- Łóżka? - Dokończyła z pewną dozą zaciekawienia szukając własnym spojrzeniem, oczu swojego towarzysza. Ton głosu sygnalizował powagę trwającej konwersacji, nawet mimo tego jak niedorzeczne w brzmieniu były słowa druida. Musiał nie zdawać sobie z tego sprawę, a to w umyśle Freyi czyniło całą sytuację jeszcze zabawniejszą. - Generalnie pasy nie działają najlepiej. Wiesz, tarcie i te sprawy, potem można się odparzyć. Najlepiej używać czegoś wyłożonego paskiem tkaniny, albo sznurów aksamitnych, trochę śliskie, ale kilka węzłów i są naprawdę poręczne w użyciu. Trwałe, a przy tym zero obtarć po wszystkim. - Odparła, przywołując w pamięci własne doświadczenie, by podzielić się ułamkiem tajników własnej specjalizacji z brunetem.
- W sensie, że nie żyje? Twoja siostra? - Spytała, ledwo obracając się za jego spojrzeniem do drzew skupionych w wianuszku dookoła ich samych. Dla Freyi nie były magicznymi bytami, a żywymi organizmami, których języka nie nauczyła się przez czary, lecz lata spędzone w godzinnych biegach wilczych łap po miękkiej ściółce.
Jeśli Fiall z całą swoją niezręcznością poruszał się wciąż po deskach teatru, to Freya musiała po nich latać. Nawet osłabiona, w okropnie nieporęcznej odzieży i z odsłoniętym większym kawałkiem skóry niż zazwyczaj, rozwijała skrzydła chorobliwego zaciekawienia w ciągłej i bliskiej interakcji. Naruszała przestrzeń osobistą, kontynuowała przypadkową rozmowę, a nawet zbliżała się w naturalnie niewinnych gestach do druida, świadomie bądź też nie, zmniejszając między nimi dystans. Wszystko, byleby tylko całkowicie pochłonąć widownię swoim małym życiowym spektaklem.
- Nie byłbyś pierwszy. - Znów się uśmiechnęła zawadiacko, mając na myśli grono adoratorów skłonnych rzucać wysokie słówka chwały na wiatr. - Freya.- Dodała wreszcie, chwytając jego rękę w swoją własną, w geście nieco zbyt pewnego powitania. - Zależy jaką pomoc oferujesz. - Pogłębiła nieco uścisk, nie omijając typowych dla siebie, niewinnych podtonów w słodkim głosie.
Siłą rzeczy byli zdani na siebie. Sullivan wprawdzie powinna raczej wrócić do domu i zająć się istotniejszymi sprawami, ale dopóki coś jeszcze ciekawiło ją w tej interakcji, planowała wyciągnąć z Fialla tyle, by zaspokoić własne zainteresowanie, a następnie zapewne szybko zapomnieć mniej istotnych fragmentów.

@Fiall
Re: Hep!Hep! Empty
Czw Maj 05, 2022 7:08 pm
Powrót do góry Go down

Fiall
Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Fiall


Avatar 2 : Hep! AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

- Niesienie pomocy i wiedzy wydaje mi się być fundamentem tego, co nazywamy człowieczeństwem. Poza tym... Odważnie? Głupio? Gdybyś była słaba, zabiłabyś mnie, kiedy byłem nieprzytomny. Jeżeli jesteś silna, wiesz dobrze, że czuję się tutaj jak u siebie. Wybacz, że przyrównam cię do zwierzęcia, wszak duszę masz ludzką, ale...
Ale po części i tak jest psem, Fiall. To nie jest jakiś wielki, skrywany przez bogów sekret.
Zaśmiał się do tej myśli. Niewinnie, delikatnie, ale się zachwiał na nogach i zrobił taki wyjątkowo nieelegancki krok w tył. Pijaczyna śmiejący się do głosów we własnej głowie nie zachęcał zapewnie do odwiedzenia Braemar, ale Freya nie mogła przecież wiedzieć, że się zaśmiał do słów własnego urojenia, a nie do tych, co jej właśnie plótł. A no właśnie... powinien dokończyć wypowiedź. Ile właściwie tak stał, milcząc i wpatrując się w jej oblicze?
- Instynkt drapieżnika powinien ostrzec cię przed tym, że to może nie być taki dobry pomysł, czyż nie?
Nie wydawał się być urażony tym, co powiedziała o smutnym, samotnym piciu do lustra. Nie mógł temu zaprzeczyć, bo go tutaj nakryła w jego najwyższej formie upadku.
- Oh, a więc trafiłem, masz o tym większą wiedzę niż ja. - Wskazał na nią palcem, wyraźnie zadowolony ze swojego spostrzeżenia. Mimo całkiem niezłej wymowy i wyjątkowo eleganckiego, jak na kogoś po tylu kieliszkach nalewki, doboru słów, Fiall z pewnością nie był w pełni swoich sił umysłowych. Rozmowa z tajemniczą zmienną zdawała się go jednak rozbudzać. Zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, no bo wiecie, drzewa. - Chociaż, tak między nami, bo mi trochę nie wypada, skoro ktoś lubi być przywiązanym do łóżka, dlaczego miałby nie lubić obtarć na nadgarstkach? - To miało zabrzmieć jak żart, ale powiedział to tak poważnie, jak to tylko Fiall potrafił.
Skracanie dystansu pomiędzy nimi nie odtrącało go wcale. Wręcz przeciwnie - wpatrywał się w nią bezczelnie, jakby była eksponatem w muzeum, a nie kobietą z krwi i kości. Dziwna sprawa: iść spać na korzeniu jakiegoś dębu, z desperacji, żeby cię nie znalazł nikt, na kim ci zależało, a tu nagle właśnie tam spotykasz kogoś tak barwnego, że się jego kolory przebijały nawet przez szarość, jaką widział.
Jeśli to nie jest przeznaczenie, to powiedzcie mi, co to jest?
- Żyje, ma się dobrze, dziękuję za troskę. Ale znasz ten przypadek człowieka, który kończy każde twoje zdanie, zanim ty zdążyć to zrobić. Przerywa ci wpół słowa, wplata swoją opinię gdzieś pomiędzy wiersze wypowiadane na jednym wdechu. Najgorsze jest to, że wie o rzeczach, o których nie powinien wiedzieć i rozumie cię bardziej niż ty siebie? Ha, to ja, kiedy się rozgadam. Moja siostra jest jeszcze bardziej denerwująca, bo przy okazji zawsze ma rację. Wspaniała kobieta, na pewno ją polubisz, jeżeli nie miałaś jeszcze okazji jej poznać. Polubisz, bo... nadal tu stoisz. Czy odpowiedź na to, jaki rodzaj pomocy ci oferuję, zmieni coś w ogóle w twojej ostatecznej decyzji?
Wyglądało na to, że odpowiedział sobie na to pytanie sam, bo zaraz po uściśnięciu jej ręki - swoją drogą, ale ta kobieta miała uścisk... - zagwizdał. Sullivanówna mogła usłyszeć głośny trzask towarzyszący podnoszeniu się z ziemi olbrzymiego zwierzęcia, które wcześniej minęła lub nie. Łoś. Rozmiarów tak solidnych, że jego rogi zdawały się być większe od niej samej, a miał ich dwa. To był jeden z tych okazów, które postrzelone trzy razy, dawały jeszcze radę zabić kłusownika.
- Odpoczynek. Ubranie. Bezpieczeństwo. Rozmowę. Wizytę u warzelnika, jeżeli ci się nie poprawi. - Kiedy łoś znalazł się obok, pogładził go po pysku. W tym celu musiał zadrzeć głowę. - Tully, oto Freya. Freyo, oto Tully. - Stworzenie było spłoszone jej obecnością. - Ooh, nie lubi cię. Wreszcie rozumiem, dlaczego nie pozwolono nam zabrać swoich towarzyszy do Luny.

@Freya Sullivan
Re: Hep!Hep! Empty
Sob Maj 07, 2022 11:27 pm
Powrót do góry Go down

Freya Sullivan
Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
Freya Sullivan


Avatar 2 : Hep! I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Duszę masz ludzką. Po czym to poznał? Czy mógł być pewien? Może gdyby poprosiła go ładnie, dałby Freyi niezbite dowody na to, że faktycznie takową posiada, a ona sama odetchnęłaby z ulgą zadowolenia.
- Skąd wiesz, że mam? Duszę? - Fundamenty człowieczeństwa ominęła, uśmiechając się z rozbawieniem. Poniekąd dostrzegała, jak drastycznie inne widzenie na świat miał Fiall, ale mimo tego nie mogła się nie rozbawić ich różnicami. Dziwne okoliczności, ale szczery uśmiech, którego brakowało jej w ostatnich tygodniach. Przez chwilę znów między nimi zapadło wygodne, naturalne milczenie, które Sullivan kompletnie nie przeszkadzało. Ciężko było kobietę wprawić w zakłopotanie, nawet jeśli nie przywykła do stylu w jakim prowadzili tę dziwaczną dyskusję. Jak w ogóle się ona zaczęła? Nie mogła już nawet przypomnieć sobie szczegółów swojego feralnego przybycia tutaj pod postacią wilka, zbyt zaangażowana w niewinną wymianę zdań, w jej głowie, nieprowadzącą do niczego szczególnego.
- Instynkt działa tylko w obliczu zagrożenia. A ty nie zrobisz mi krzywdy. Nie mógłbyś. - Wzruszyła ramionami, zupełenie gdyby było to coś oczywistego. Z ich dwójki to ona pełniła rolę drapieżnika. Płaszcz ocierał się o skórę Freyi przy każdym ruchu, mieszając z jej powierzchnią intensywny zapach ziołowych trunków i browaru, ale pod ich warstwą wyczuwała coś jeszcze. Suchy aromat żywicy drewna, skrojone opiłki, opuszki palców rzeźbiące, pocierające i tworzące coś nowego dłutem. Tylko co?
Miał fach w dłoniach, podobnie zresztą jak Billy, ale na tym wspólne cechy się kończyły. Tam, gdzie na twarzy brata potrafiła dostrzec wszystkie emocje wypisane grubymi literami, tam Fiall pozostawał czystą kartą.
- Od czegoś trzeba zacząć, nie rzuca się początkującego na głęboką wodę. Ale skoro ci nie wypada, to może lepiej o tym nie mówić. Nie rozdaję druidom swojej cennej wiedzy pochopnie. Szczególnie tym pijanym. - Zadrwiła, naśladując doniosły ton mężczyzny z równie poważną i elegancką artykulacją. Znów się na nią patrzył, nie odrywał wzroku i zachowywał w nieplanowany, aczkolwiek poniekąd zrozumiały sposób. Wiedziała w końcu, że druidzi byli i n n i. Dlaczego szeptał? Zbudziła zmysły do podwyższonej czujności, ale mimo pewności co do własnych zdolności tropienia, nie usłyszała niczego innego prócz cichego szelestu liści na wietrze, ciepłoty powietrza i monotonnych uderzeń ich serc. Przynajmniej miała pewność, że żyje, a nie zgonuje w łóżku jakiegoś przypadkowego perkusisty.
- Szybko działasz. Już chcesz mnie przedstawić siostrze? - Uniosła brwi do góry, kręcąc głową w lekkim niedowierzaniu. Naprawdę musiał nie wiedzieć z kim ma do czynienia, bo zapewne tylko wspomnienie o nazwisku Sullivan, zmniejszyłoby entuzjazm mężczyzny. O ile w ogóle mowa tu była o jakimkolwiek entuzjazmie, bowiem oszczędność w emocjach Fialla powodowała u Freyi wzmożony niż zazwyczaj trud w analizowaniu ludzkich odruchów. Zwyczajnie miała w tym wprawę do tego stopnia, iż analizy szły szybko i trafnie, ale musiała akurat dzisiaj, w swojej nie najlepszej formie, spotkać wyjątek od reguły.
Wiedziała jednak co miał na myśli. Oczywiście, że tak. William w końcu stanowił część jej samej, a każdy najmniejszy zwyczaj i cechę stworzyła w sobie, idąc po jego śladach życiowych przygód. Mimo tego, nie napomknęła o bracie, w spokoju pozwalając, aby tylko głos druida wypełniał rozmowę przez krótki moment. - Nie wiem, czy to takie proste. Tak zdaje się działam na inne kobiety, że mnie nie lubią dość często. Szczególnie te powiązane z facetami, z którymi się spotykam. Wiesz, siostry, matki, dziewczyny, żony i tak dalej. - Puściła jego dłoń, słysząc za plecami łamane gałęzie, a plecy wyprostowały się w gotowości do ataku. Przez ułamek sekundy oczy ściemniały w groźbie, a serce spadło nieco w rozczarowaniu własną nieostrożnością, aż pojawił się przed nimi…
No tak, oczywiście, jakżeby inaczej. - Łoś. - Patrzyła się to na zwierzę, to na swojego kompana. - Ty tak na serio? Może jeszcze zaśpiewaj mi piosenkę tak, żeby przyleciały polne ptaszki i siedmiu karłów pracujących w kopalni za najniższą krajową. - Wypuściła powietrze nosem, kręcąc głową przecząco. Rozmowę. O czym takim miałaby z nim rozmawiać. Nawet jeśli czas leciał niespodziewanie, a kolejne słowa opuszczały jej usta, czuła się tak, jakby ledwo minęła sekunda, odkąd natknęła się na żywe zwłoki pod drzewem. - Nie widziałam cię w Lunie. - Zmieniła temat, co jakiś czas spoglądając na łosia kątem oka.

@Fiall
Re: Hep!Hep! Empty
Nie Maj 08, 2022 5:17 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: