Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityAndrea & Bruthus, 27 sierpnia



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: okolice Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Andrea & Bruthus, 27 sierpnia
Idź do strony : 1, 2  Next

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

 
— 27 sierpnia —
Las
Andrea & Bruthus

Nie ulega wątpliwościom to, że Norwood pozostaje w swojej strukturze i hierarchii nieco tajemniczym miejscem. To prawda, iż panuje tutaj pewnego rodzaju spokój, ale nawet w tym uczuciu może narodzić się chaos, otwierając powieki i pozwalając na zaznanie źrenicom nieco światła dającego jednoznacznie znać, iż nieszczęścia chodzą po ludziach. Ostatnie dni pozostają pod tym względem bardziej dynamiczne, jakoby udowadniające istnienie złej passy przejawiającej się wśród innych, gdzie człowiek zdaje sobie sprawę z tego, iż raczej nie da się uniknąć mniej pewnych struktur i gruntu. Gruntu chcącego pęknąć wprost pod nogami, powodując zachwianie równowagi wśród elementów tak ważnych i tak wrażliwych na zmiany. Nie zauważam, gdzie zaciera się ta granica między angażowaniem w życie miasteczka a pozostaniem we własnych czterech ścianach rozpadającego się, drewnianego domostwa, gdzie nie ma nawet drzwi.
Spacery nie są u mnie jakoś wyjątkowo częste w ostatnim czasie, a przynajmniej nie tak częste, jak to miało miejsce po przeprowadzce wprost do Norwood. Zmęczone ciało wymaga odpoczynku, ale, ze względu na wewnętrzne wołanie pewnych, nikłych instynktów, nic dziwnego, że pytania i wewnętrzne konflikty najłatwiej jest rozwiązać właśnie poprzez możliwość sięgnięcia po pierwotne fundamenty towarzyszące ludzkości.
Kroki. Stukot podeszwy o mniej lub bardziej twardą ziemię, gdzie to od czasu do czasu przejawiają się kamyki chcące zedrzeć materiał nie w wyniku wewnętrznej agresji, a prędzej przypadku i tego, że nic nie trwa wiecznie.
Zbliża się powoli wieczór. Na niebie pierwsze gwiazdy pozwalają na siebie spoglądnąć, przyszyte do spokojnego krajobrazu w najmniejszym chaosie, jaki reprezentuje to miasto. Głębszy wdech, uderzenie wiatru powodujące ściągnięcie kosmyków włosów z lewej strony delikatnie na przeciwną. Serce raz po raz uderza pod sklepieniem żeber, niczym mały ptak wymachujący skrzydełkami i chcący się wydostać z tej pozornej, anatomicznej klatki, wydając tym samym cichy, ledwo słyszalny świergot. Trzask łamanej pod butem gałęzi z czystego przypadku przedostaje się do moich uszu, a z czasem nie tylko i to.
Skowyt, w którego to stronę odwracam własne spojrzenie czekoladowych tęczówek, wyciągając dłoń z kieszeni. Na czole od razu pojawia się lwia zmarszczka, nie mogąc uwierzyć, jak często zdarza się, iż w lesie mam do czynienia z coraz to dziwniejszymi sytuacjami. Nad tym jednak się nie zastanawiam jakoś długo, kiedy to mija parę sekund, a dźwięk ulega metamorfozie w krzyk. Nie pamiętam, ile lat minęło od pierwszego usłyszenia czegoś takiego, o ile w ogóle jakkolwiek nie mam z tym do czynienia w pierwotnej postaci i jedynym dla siebie czasie, aczkolwiek wcale mnie ten fakt nie zadowala. Inaczej: martwi.
I to zmartwienie, kolejne, narastające, pulsujące pod sklepieniem czaszki, powoduje, że postanawiam zmniejszyć dystans i udać się od razu w stronę tego całego zdarzenia. Nie wiem, co na mnie czeka, być może to jest pewne udanie się w kierunku zagrożenia, aczkolwiek instynkt nie mówi mi o tym, ażeby lampka zapaliła się na czerwono w moim kierunku.
- Halo? Jest tu ktoś? - mówię głośniej, kiedy to przedzieram się przez pierwsze krzewy pozostawiające na moim ubraniu pyłek i zielonkawe listki, a po czasie, jak się okazuje, nieco z dalsza zauważam sylwetkę mi nieznaną i kompletnie nagą.

Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Nie Maj 08, 2022 4:16 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie ostatnimi czasy znacznie częściej odpowiadała na wołanie swoich instynktów, w niejakiej kontrze do swojego poprzedniego życia, które było pod tym względem bardziej labilne i mniej przewidywalne. I to pomimo przebywania w jednym domostwie z małym stadkiem jej podobnych. Tutaj to właśnie z tego punktu swojego życia, czyli ze swojej pierwotnej natury uczyniła stałą - coś, do czego można było zawsze wrócić, gdy nie działo się najlepiej. Czepiała się bowiem już naprawdę wszystkiego: próbowała używek, medytowała, co tylko wprowadzało ją w stan głębokiego rozdrażnienia, gdy wyostrzone zmysły nie dawały jej wytchnienia, a miękka poduszka do medytacji, którą podarował jej przyjaciel, uwierała nieznośnie wspomnieniami i nie do końca zamkniętym wątkiem. Krzyczała nawet na cały świat, na swoją bezsilność i dziurę w pamięci, aż gardło wyschło na wiór i nie znajdowało dłużej sił, by dalej napinać styrane struny głosowe. W końcu poddała się i otulona futrem, którym obdarowała ją mateczka natura, wsłuchiwała się w szelest łap przecinających ściółkę.

Dziś znów dopadł ją irracjonalny lęk. Panika, której wstydziła się tym bardziej, że wyzwolona triggerem w obecności wilków urastała zawsze do rangi skandalu towarzyskiego. A w obecności dobrego kumpla, a dawnej szczeniackiej miłostki nabierała jeszcze jednego, bardziej krępującego wymiaru. Napędzona tą całą spiralą jak mały, nakręcany piesek, zrzuciła z siebie szmaty zaraz po tym spotkaniu w Lunie i pobiegła w las. Gnała na oślep i ta właśnie gonitwa stawała się jej medytacją, pochłaniającą ją w coraz większą nicość z każdym kolejnym krokiem w ciemność. Niesamowita, upajająca wręcz jedność z otaczającym ją światem oślepiła ją na chwilę, niemal jak nowo narodzone szczenię, biorące pierwszy, głęboki wdech, by odpowiedzieć matce na jej wołanie.

I wtedy jak spod ziemi wyrósł ten pieprzony, zwalony konar.
Przekoziołkowała nad nim bezwładnie, podkulając pod siebie podcięte nogi. Po lesie poniósł się żałosny skowyt ranionego kojota, urwany gwałtownie, gdy drobne ciało uderzyło o drugi konar, leżący nieco dalej a impet odebrał resztki oddechu z płuc. Oszołomiona Andrea w panice powróciła do swojej ludzkiej postaci.
Ale coś poszło nie tak.
Silny ból rozszedł się w obrębie kostki i nasilał się, gdy tylko Knox próbowała przyciągnąć kończynę do siebie. Krzyknęła z bezsilności i cierpienia. Zakleszczona kostka nie mogła przejść przez szparę między konarem, a ziemią.
Była w potrzasku.
Wtedy usłyszała głos. Niewiele myśląc, odpowiedziała:
- Tutaj! - Nie miała zbyt wielu alternatyw. Jeśli to gwałciciel był albo morderca, to jedynie przypieczętowałby jej los nieudacznika. Jeśli jednak właśnie pędziła do niej pomoc…
- Jebana noga, się zakleszczyła - tymi oto słowami przywitała nieznajomego rozczochrana istota. Dla asekuracji trzymała się za łydkę, a rażący niedostatek w punktach inteligencji nie pozwalał jej w akcie najwyższej paniki na chłodne przeanalizowanie sytuacji i znalezienie rozwiązania tychże kłopotów. Dyszała tylko ciężko, pospołu w panice, bólu i ze zmęczenia po przebytych kilometrach leśnymi ostępami.

1
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Nie Maj 08, 2022 10:06 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Zauważam sylwetkę - i nic dziwnego, że postanawiam zareagować, a oczy nie potrafią się odwrócić od cierpienia. Przynajmniej nie teraz, kiedy to wiem, że jestem jedyną osobą, a zjawisko rozproszonej odpowiedzialności nie działa. Paskudny mechanizm pozostawiający w tłumie innych osób osobę potrzebującą pomocy na pastwę losu, a w przypadku bycia jedynym świadkiem - pozwalający na uratowanie życia.
Nie zamieniam się jakoś wyjątkowo często w swoją zwierzęcą postać - i też, nie uważam tego za, w swoim przypadku, konieczność. Z początku, w latach początkowej dorosłości, umiejętność ta działała, rzecz jasna po ćwiczeniach, znakomicie. Z czasem, gdy przemiany nie były częste, a prędzej rzadkie, możliwe do wyliczenia na palcach jednej ręki, ciało uznało dzienne promienie słońca przedzierające się poprzez twierdzę z białych obłoków za coś obnażającego. I chociaż noc umożliwia zyskanie swojej futrzastej postaci, tak jednak nie jest ona zadowalająca. Proces ten raz trwa długo, raz trwa krótko, a do tego nie pozostaje w swoim zakresie do przewidzenia. Prędzej stanowi ryzyko tego, iż coś postanowi pójść źle, aniżeli prawdziwą dumę z bycia zmiennym.
Nie jest to dla mnie jednak coś, co obniża na poczuciu własnej wartości. Wyczulone zmysły pozostają ostre niczym niedawno poddany ostrzałce nóż, którego to krawędzie z łatwością są w stanie przecinać cienką skórę. Nadal, pod względem wielu aspektów, pewne rzeczy pozostają z nadwyżką wobec podstawowych konieczności. Węch, słuch, wzrok, kosztem iskry gotowej zareagować wedle własnego instynktu. Kontrolowanej, ażeby nie zaczęła nieść ze sobą żadnych większych strat.
Słyszę wołanie, które pozwala mi na zdecydowanie dokładniejsze zlokalizowanie osoby - w tym przypadku kobiety - jakiej to najwidoczniej coś musiało się stać. - Już idę! - mówię głośniej, decydując się na podjęcie tym samym zdecydowanej akcji. Podchodzę, rozglądając się po otoczeniu, ażeby mieć pewność, iż zaraz zza gałęzi nie postanowi coś wyskoczyć, pozostawiając na kończynach bądź twarzy widoczne, trwałe ślady z posoką ciepłą i kleistą, o metalicznym zapachu. Lasy nie są do końca bezpieczne i zdaję sobie z tego sprawę, kiedy to mrok powoli zapada, pokazując swoje szpony z zatrważającą prędkością. Wysuwając je agresywnie, jakoby z pomrukiem czarnych kotów rozciągających się leniwie do przodu; czekających na zwierzynę.
Przykucam, dokładnie obserwując to, co ma obecnie miejsce.
- Już, już, spokojnie... Weź głęboki wdech. Jak się nazywasz? - spoglądam na nieznajomą, z którą wcześniej nie miałem raczej okazji wymienić żadnych zdań, chwytając tym samym za telefon. Potrząsam nim, a latarka postanawia się uruchomić, dając tym samym więcej światła na zaistniałą sytuację. Pytanie o imię pozwala poniekąd na odciągnięcie uwagi i skupieniu się na czymś innym. Zakleszczona noga nie miała raczej prawa naturalnie dostać się pod konar w tak ciasną szczelinę, na co zaciskam wargi w wąską linię. Zapewne adrenalina, która znajduje się w żyłach nieznajomej, odbiera w mniejszej lub większej części spokój, co mnie wcale nie dziwi. Stukam palcami w ziemię znajdującą się pod konarem, a w jakimkolwiek wolnym punkcie staram się go trochę podnieść, ale bez większego efektu. - Zrobię podkop, wówczas powinnaś móc wyciągnąć nogę, dobrze? - zachowanie zimnej krwi nie jest w moim przypadku problemem, kiedy to zaczynam pierwsze działania, usuwając nadmiar ziemi pod zakleszczoną kostką, aby zwiększyć możliwość poruszania nią i wydostania z dość nieprzyjemnej pułapki.
Pod paznokcie przedostaje się nieszczęsny brud, aczkolwiek jest to niska cena względem pomocy dziewczynie. Po krótkim czasie możliwe staje się wydostanie nogi, w czym pomagam, ażeby nie doszło do dodatkowych uszkodzeń.
Zdejmuję tym samym bluzę, którą to postanawiam użyczyć nieznajomej. Wbrew pozorom nagość nie zawsze bywa elementem, który dodaje pewności osobie obnażonej, w związku z czym jest to mój pierwszy, naturalny odruch. Poza tym, wieczory są zdecydowanie chłodniejsze.
- Śmiało na siebie załóż, wieczory stają się zdecydowanie chłodniejsze. - mówię spokojnie, posyłając lekki, pokrzepiający uśmiech. Przynajmniej tyle mogę zrobić w obecnej chwili. - Bardzo boli? Dasz rady wstać? - pytania opuszczają moje usta, kiedy to postanawiam naświetlić kostkę, aby określić, czy doszło do jej zwichnięcia, bądź jakichkolwiek pęknięć. Chociaż z tym drugim to ciężko byłoby cokolwiek zdziałać w zakresie wykrycia w terenie, tak jednak podejrzewam, iż próba przedostania się do miasta w takim stanie i w takim odzieniu raczej nie wchodzi w grę. Na razie.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Nie Maj 08, 2022 11:24 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Warknęła, szczerząc zęby, kiedy nieznajomy przystanął obok. Zorientowała się błyskawicznie, że on też nie jest do końca człowiekiem i nie znając jeszcze do końca jego intencji uruchomiła w sobie wewnętrzny alarm niemalże intuicyjnie. Szybko jednak zreflektowała się, że nic jej raczej nie grozi i zerkając na Bruthusa tylko kątem oka, skupiła się na zakleszczonej kończynie. Nagość nie stanowiła dla niej większego problemu, ten aspekt oswoiła już wiele lat temu. I choć owszem, spotykała się z różnymi reakcjami, to w czasie studiów, który spędziła w towarzystwie o bardzo swobodnych obyczajach, straciła w tym względzie ostatnie krępujące ją hamulce. Wiele ułatwiało też oczywiście bycie zmienną. Zgodnie z poleceniem Andie wzięła wdech, by zaraz wyrzucić z siebie pełną oburzenia odpowiedź:
- Naprawdę? Teraz, w tej sekundzie chcesz znać moje imię? Może jeszcze ci numer buta podam, zaczekaj, tylko zmierzę stopę… a nie, nie zrobię tego, bo zakleszczyła się pod pniakiem! - Wysyczała. I już bohater nie mógł mieć żadnych wątpliwości - natrafił na złośliwca pierwszego sortu. Do tego wychowywanego przez kojoty. W tak licznej rodzinie jak ta, w której wychowywała się Andrea, od pewnego momentu starsze rodzeństwo musiało w pełnym zakresie zajmować się młodszym i to właśnie robiło, najlepiej jak tylko potrafiło. Nie zawsze był czas na czułości i należną opiekę, panna Knox nie nawykła więc do przejawów troski i zwykłego, ludzkiego współczucia. Na propozycję podkopu zareagowała tylko niemym skinieniem głowy i przekręciła delikatnie stopę w bok, by pięta nie przeszkadzała w jej wysunięciu. Ból był dość silny, ale sama Andie mogłaby przysiąc, że żadnym ze swoich wyostrzonych zmysłów nie usłyszała, ani nie poczuła chrupnięcia łamanych kostek. Istniało więc pewne ryzyko, że gdy tylko oswobodzi się z pułapki, powrót do szaleńczych biegów po lesie zajmie jej nie więcej, niż tydzień. Taką przynajmniej miała nadzieję. Otuliła się podarowaną jej kurtką, lecz nie ze wstydu, ani zimna, a z całego emocjonalnego wyeksploatowania, które objawiło się lekkim drżeniem ciała, które teraz powoli opuszczała adrenalina.

Wspólnymi siłami doprowadzili do tego, że Andie mogła wreszcie wysunąć stopę z uścisku. Pomacała ją ostrożnie. Syknęła, natrafiając palcami na zadrapania, z których powoli sączyła się krew. Dopiero w tej chwili mogła wziąć spokojniejszy wdech, bowiem przynajmniej z zewnątrz nie wyglądało to najgorzej.
- Dzięki - powiedziała cicho, podnosząc się na nieuszkodzonej kończynie. Dopiero, gdy złapała pion, przy dość znacznej pomocy swojego wybawiciela, postawiła na ziemi drugą stopę. Obolałe ciało wyprostowała powoli i nie bez wysiłku.
- Chyba mogę na niej stanąć. Tylko trochę boli - uniosła głowę, żeby przyjrzeć się mężczyźnie.
- Andie - rzuciła, zagarniając do tyłu burzę włosów, które wlazły jej na oczy - sory za tamto.

@Bruthus Gilbert Atteberry
2
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Pon Maj 09, 2022 11:40 am
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Człowiek kieruje się wieloma instynktami. Każdy przedstawiciel tego gatunku, niezależnie od genów, dzięki którym można zmieniać się w zwierzę, ma w swoim żywocie pewnego rodzaju priorytety. Intencje jednak mam czyste - a nie bez powodu decyduję się na pomoc nieznajomej, jako że w końcu przejście obojętnie obok wobec takiego zdarzenia raczej wiązałoby się z problemami ze spaniem oraz brakiem możliwości skorzystania z wewnętrznej oazy spokoju. Tak, jakbym sam sobie pozostawił łańcuchy, które z łatwością owinęłyby się wokół dłoni, odbierając podstawową możliwość ruszenia. Wydając cichy brzdęk za każdym razem, gdy dusza zechce wyrwać się z tego całego zbiorowiska emocji uderzających w jeden, łatwy do odgadnięcia ton - w poczucie winy. W pasożyty bytujące z dziecięcą łatwością na strukturach wyjątkowo łatwych i delikatnych - niczym cienki materiał, który za pośrednictwem nieuważnego dotknięcia może ulegnąć rozpadnięciu i obróceniu w struktury pyłu.
Niemniej jednak czasu na zastanawianie się nie jest dużo - prędzej służy on do uwolnienia zakleszczonej nogi z pułapki samej Matki Natury, która najwidoczniej jest dzisiaj w dość specyficznym humorze. Z jednej strony łagodna, z drugiej - bezlitosna do bólu.
- Na pewno nie miałem złych intencji. - odpowiadam, nie spodziewając się takich słów. Nie są one jakoś specjalnie miłe i zdaję sobie z tego sprawę, niemniej jednak znajdujące się w letargu przyzwyczajenie z pracy w Seattle powoduje, iż zdaję sobie sprawę, co tak naprawdę za nimi stoi. A stoi ból i skupienie na nim jako w pierwszym nurcie myśli przebiegających pod kopuła czaszki. Podkop staje się skuteczny, kiedy to noga może wydostać się z zębów w postaci konaru znajdującego się blisko ziemi. Z każdych tarapatów jest jakieś wyjście - a nawet po paru sekundach zdaję sobie sprawę, że w sumie powtórna przemiana w zwierzę byłaby skuteczna, gdyby tylko miało się stuprocentową pewność, iż nie stanie się ona powodem dodatkowych urazów.
Wprawne oko posiadanych umiejętności lekarskich nie wykrywa też żadnego przekręcenia, które mogłoby wskazywać na dodatkowy, niepotrzebny wręcz ból - przede wszystkim powiązany z koniecznością nastawiania. Gwiazdy stają się bardziej widoczne na niebie, kiedy to wieczór powoli przemija w długotrwałą, okrywającą w swych ramionach mroku noc. Pomijając posokę, której co prawda nie ma dużo, regeneracja zmiennych umożliwia pożegnanie odniesionych obrażeń w dość szybkim czasie. O ile oczywiście sam zmienny nie ma z tymże procesem problemów; pomagam dziewczynie wstać.
- Nie ma problemu. - delikatny uśmiech pojawia się na mojej twarzy - przyjazny i subtelny. Uważnie obserwuję stawianie uszkodzonej wcześniej nogi, chcąc wyłapać wszelkie możliwe nieprawidłowości. Możliwe, że pozostanie po ścisku nie tylko obdarcie, ale też i siniak - ale ten również powinien szybko ulec wchłonięciu. - Mieszkasz gdzieś niedaleko? Mogę ci pomóc dotrzeć do domu, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba. - pytam z troską przejawiającą się w ciemnych obrączkach źrenic, kiedy to sekundy mijają nieustannie, poddając się przerodzeniu w minuty. W końcu, jakby nie było, znajdujemy się w lesie - i nie wątpię w to, że mimo wszystko jakieś niebezpieczeństwa mogą w nim czyhać na potencjalną możliwość ataku.
- Miło mi cię poznać. - mówię, podnosząc kąciki ust do góry. - Bruthus. - wiem, że imię na swój sposób powoduje powstanie w umyśle niepotrzebnych przeświadczeń, które powodują natychmiastowe powiązanie z dawnymi kartami historii, ale mam nadzieję, iż te nie wpłyną jakoś mocno na postrzeganie. Niestety - psychika ludzka ma swoje momenty, w których potrafi być mniej przychylna. - Nic się nie dzieje, serio. - poniekąd się przyzwyczaiłem; myśl ta pojawia się tak łatwo jak nikły, acz znaczący wiele błysk pod kopuła czaszki błysk. Nie wypowiadam tego jednak.
- Nie widziałem cię wcześniej w mieście... przeprowadziłaś się niedawno do Norwood? - powoli zagrożenie zostaje zażegnane, kiedy to adrenalina opada, a decyzję w sprawie podjęcia się następnych kroków pozostawiam w dłoniach Andrei. - Ale to może też moja wina. Mieszkam na obrzeżach i de facto nie znam zbyt wielu osób. - mówię; plotki rozchodzące się po mieście docierają do mnie najpóźniej, o ile wcale.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Sro Maj 11, 2022 5:37 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Gdyby ją teraz zapytać, to nawet po szczęśliwym finale i przekonaniu się, że strach miał tylko wielkie oczy i nieznajomemu można było zaufać, Andrea upierałaby się, że w tamtych okolicznościach postawa agresywno-defensywna była zdecydowanie tą właściwą. Element ograniczonego zaufania do ludzi, a nawet innych zmiennych dawał jej taktyczną przewagę przez większość życia, co niestety było bronią obosieczną - dawało poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie głębokiego osamotnienia. Trudności w zawiązywaniu bliskich relacji ciągnęły się zresztą za Knox, jak opinia bawidamka za Charlesem Bucketem - i to nawet w tym momencie, kiedy zabawiał się jeszcze tylko ze sobą. Ale chcąc nie chcąc, wobec tego tutaj bohatera, miała dług wdzięczności.
- Miło poznać. Choć może w innych okolicznościach byłoby jeszcze milej - parsknęła śmiechem, który szybko obolałe okolice żeber przeistoczyły w przeciągły jęk bólu. Andie nie wątpiła, że wszystko zagoi się na niej, jak na psie, ale droga do jej siedziby na kempingu będzie jeszcze istną drogą krzyżową. Zaaferowana była też całą tą, bądź co bądź, krępującą dla niej sytuacją, gdy nagle z silnej i niezależnej kobiety z baraków przeistoczyła się w damę w opresji - do tego stopnia, że nie wyłapała żadnym swoim zmysłem nastroju Bruthusa związanego z dziejącą się w jego głowie plątaniną myśli.
- Mieszkam na kempingu, przy jeziorze. Nie zdążyłam rozejrzeć się za czymkolwiek innym, dopiero przyjechałam. Jesteś więc w miarę na bieżąco, tak myślę. - Odparła, ruszając powolnym krokiem w kierunku miasteczka, starając się nie jęczeć za bardzo, mimo swojego stanu. - Wiesz co? Mam herbatę, a pewnie i parę piw w lodówce. Jeśli mamy szczęście i nie wywaliło znowu prądu na godzinę, to może nawet będą zimne. Przynajmniej tyle jestem ci dłużna. - Uśmiechnęła się. - A ty? Mieszkałam tutaj kiedyś, całe lata temu, ale nie jestem pewna, czy cię kojarzę. - Czy mógł jej się kiedyś rzucić w oczy? Może. Możliwe nawet, że kiedy akurat nie wlepiała maślanych oczu w równolatków, przemknęła wzrokiem po cztery lata starszym sąsiedzie. W tej chwili jednak? Niewiele mówiła jej twarz mężczyzny, choć poznana ledwie ukradkiem, do tego w ciemnym lesie.

3
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Czw Maj 12, 2022 10:40 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Posiadanie wewnętrznego wyczulenia w zakresie możliwości określenia bezpieczeństwa w danym obszarze życia, tudzież sytuacji, bywa w pewnym stopniu bronią właściwą - w końcu nie wbija się tam, gdzie wbijać się w ogóle nie powinna. Niestety, również ciężko jest je wyłączyć, gdy mienią się na czerwono, udowadniając pewne problemy, które powinny zostać rozwikłane w trybie natychmiastowym. Człowiek czasami chciałby odpocząć od tego wszystkiego: połączenie chęci pomocy i wrażliwości potrafiącej zacisnąć dłoń na szyi, ażeby ją następnie ściąć, bywa nie tyle frustrujące, co prędzej męczące. Samo bycie zmiennym daje już znaczącą przewagę w zakresie intuicji, węchu, siły i regeneracji własnego zdrowia - nadmiar informacji docierających z otoczenia trzyma w okowach ciężkości umysł bez żadnego większego politowania.
- Ewidentnie tak. Chociaż, takie spotkania zapamiętuje się na dłużej. - dodaję, choć posyłam też przepraszający uśmiech. Nie mówię tego w ramach złośliwości, niemniej jednak to, co znajduje się w pojęciu mniej stabilnym, potrafi zostać łatwiej zapamiętane, a co się z tym wiąże - bardziej charakterystyczne. A na pewno bardziej zachowane w pomieszczeniach i szufladkach wspomnień, aniżeli przypadkowe spotkanie na ulicy.
Jęk bólu, słyszalny i charakterystyczny, powoduje u mnie ściągnięcie brwi w charakterystyczną zmarszczkę jawiącą się wprost na czole. Lata swoje robią, kiedy to może i osoby potrafiące przemieniać się w zwierzęta mają mniej z tym do czynienia, niemniej jednak jawi się to jako coś, co dodaje mi zdecydowanie większej ilości lat. W końcu młodym nigdy już nie będę, a wraz z upływem lat pojawią się pierwsze, bardziej odczuwalne oznaki starzenia się organizmu.
- Kempingu? Tym u Caesara? - pytanie wychodzi spomiędzy moich ust, nie jawiąc cech wścibskości, ale w sumie jest poniekąd nieodpowiednie - wszak przecież w Norwood jest tylko jeden tego typu ośrodek. - Nawet mi nie mów o tych problemach z dostawą prądu... Czasami wydaje mi się, że im dalej człowiek od centrum przebywa, tym ma większe problemy z urządzeniami. - wzdycham ciężej, odczuwając bardzo nieprzyjemne mrowienie w obrębie dłoni wcześniej dotkniętą namiastką elektryczności. Teoretycznie powinienem iść z tym do szpitala, aczkolwiek, zdając się na regenerację, nie odczuwam takiej potrzeby. Najważniejsze, że maści zakupione w aptece u Floresów odpowiednio działają. - Nie sądzę, że jesteś mi jakkolwiek dłużna. Aczkolwiek, w ramach lepszego zapoznania się, chętnie przyjmę nie tylko herbatę, ale też i piwo. Ale, w ramach rekompensaty, zaprosiłbym cię do picia u siebie - i wówczas powstałoby nieskończone koło wdzięczności. - uśmiecham się przyjaźnie, choć poprzednie chlanie pamiętam doskonale. Inaczej: nie pamiętam rozmów, pamiętam natomiast poranne problemy, które ustały wraz z upływającym czasem i zatraceniem wskazówek na tarczy zegara. Dzieje się jednak tu i teraz - uważnie spoglądam na nogę i ruszam z Andreą w kierunku (prawdopodobnie) jej miejsca zamieszkania.
- Dopiero od kwietnia bieżącego roku. Wcześniej natomiast mieszkałem w Seattle. - odpowiadam, choć tak naprawdę struktury przeszłości pozostają jedynie elementem zapomnianym. Elementem moim, trzymanym w złotej klatce, gdzie i bliscy mają prawo do posiadania świadomości względem tego, co się stało, aczkolwiek dla wielu nazwisko Atteberry, o ile ktoś ma do tego wgląd, może kojarzyć się z wynoszeniem leków, aferą szpitalną i utratą pracy. Odejściem: w celu uniknięcia, rzecz jasna, dyscyplinarki. - Całe lata temu? Czyli mieszkałaś początkowo w Norwood, ale potem się przeprowadziłaś, tak? - pytam się uprzejmie, wszak trochę to przypomina mi moje karty przeszłości. Szkoda tylko, że fakty z dzieciństwa znajdują się za żelaznymi drzwiami, do których to nie mam kluczy. - Jeżeli mogę zapytać - rzecz jasna nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz - co cię podkusiło do powrotu tutaj? - podnoszę brwi w zaintrygowaniu, choć ton głosu jednoznacznie wskazuje na to, iż jeżeli Andrea nie chce - nie musi mówić. W końcu przymuszanie nie jest tym, co chcę robić i co potrafię robić.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Pią Maj 13, 2022 4:48 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Niewątpliwie, Knox zapamięta tę spektakularną klapę na dłużej! Nie na tyle, by kompletnie uznać przebieżki na oślep za najgorszy pomysł na świecie - zwłaszcza, kiedy te pozwalały naprawdę oczyścić umysł i skutecznie spuścić z niej parę. Każde obrażenia były ostatecznie tego warte, by pozbyć się z głowy intruza, który jak kornik wyżera tunele pod czaszką. Ale i co to były za obrażenia, jeśli przy okazji po prostu zawiązywało się znajomość z dobrym człowiekiem?
- Tak, tym u Caesara. I w ogóle to wydaje mi się, że jednak całe miasto ma problem z dostawą prądu. W szkole jest to samo, ostatnio światło wyłączyli mi w połowie treningu, nawet nie mówiąc o żarciu w automatach. Ostatnio wszystkie batoniki miały postać półpłynną, bo maszyny regularnie padają. - Dociekliwa z natury Andie zaczęła się wręcz w pewnym momencie zastanawiać, czy przypadkiem któryś ze świeżo zasymilowanych druidów nie założył gdzieś na przedmieściach jakiejś uprawy mniej lub bardziej legalnych roślin, które potrzebowały tyle światła i ciepła, że okresowo odcinały od energii całe miasteczko.
Na wspomnienie o wspólnym kole wdzięczności lekko zaskoczyły Andie, jednocześnie wywołując uśmiech na jej twarzy. Abstrahując od okoliczności spotkania, rozmawiało im się naprawdę dobrze. Na tyle, że stopniowo regenerujące się w międzyczasie ciało zeszło nieco na drugi plan, przypominając o sobie ledwie w niektórych momentach, gdy musieli się gdzieś przecisnąć lub przekraczali kolejny powalony pień, który Knox w szaleńczym biegu jeszcze zdołała przeskoczyć i nie zrobić sobie o niego krzywdę.
Niemniej, obawiała się zdradzić od razu całą prawdę na temat okoliczności swojego ponownego przybycia do Norwood.
- Tak, nie zdążyłam jeszcze skończyć liceum, kiedy się stąd wynosiliśmy, a wróciłam… chyba z głupiego sentymentu - zakończyła zdanie nieco smutną nutą. Część mieszkańców Norwood, zwłaszcza starszych, mogło jeszcze pamiętać gromadę głośnych, krnąbrnych i wiecznie brudnych dzieciaków Knoxów, które z powodu nie do końca jasnego zatargu z watahą zniknęło z jej terytorium. A ostatnio jedno tylko dziecię marnotrawne powróciło na jej łono. - Byliśmy chyba wszędzie. A ostatecznie osiedliśmy w Górach Skalistych. Ale Seattle też brzmi świetnie, choć pewnie trudno byłoby tam… No wiesz - rozłożyła ramiona w geście zwracającym uwagę na jej brudną i posiniaczoną osobę. Zważywszy bowiem na przyspieszoną regenerację, jej ślady po bitwie z drzewem i ściółką powinny już nabierać powoli kolorów i będą tak trwać jeszcze przez kilka dni. Andie bardzo lubiła tę część siebie i obydwu starała się poświęcać mniej więcej tyle samo czasu.

4
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Pią Maj 13, 2022 8:34 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Spoglądam na dziewczynę z uśmiechem. Problemy z prądem są zbyt mocno odczuwalne, ażeby móc je kompletnie zignorować i udawać, że nie istnieją. Tak naprawdę uderzają dość mocno w każdy możliwy sektor - czy to gospodarstwa domowego, czy prywatnych sklepów, czy właśnie instytucji publicznych. Brak generatorów bądź co bądź, brak jakichkolwiek innych źródeł elektryczności, bywają dość ciężkie, jeżeli awarie trwają przez zdecydowanie dłuższy czas, powodując utratę cennych minut i, w wielu przypadkach, postępów pisania własnych prac.
- Niektórzy lubią takie słodycze. - uśmiecham się, bo jednak należę do tego dość nietypowego gatunku. Gdyby tubki z czekoladą można było dostać łatwo w Norwood, zapewne zaopatrywałbym się w nie co najmniej raz dziennie. Pozostawienie na słońcu słodyczy też jest po części rozwiązaniem, ale nic nie zastąpi wycieczki do większego miasta w celu zrobienia odpowiednich zakupów. Słowa poszkodowanej powodują, iż zapisuję sobie pod kopułą czaszki informację na temat bycia (prawdopodobnie) nauczycielką. - Też, jest informacja o tej fermie, co ma być budowana... nie wiem, jak ona będzie wyglądała, no ale może też jakoś na to wszystko wpływa. - bo ferma drobiu za takie pieniądze potrafi być zastanawiająca.
Informacja o sentymencie powoduje u mnie pewnego rodzaju zastanowienie. W sumie jest to jedna z tych specyficznych, nostalgicznych emocji, które realnie wpływa na podejmowanie decyzji. Sam na myśl o latach przeszłych, choć dziejących się poza Norwood, odczuwam coś wysublimowanego.
- Głupiego? Nie ma głupiego, serio. Tym bardziej, że masz prawo do tego, aby go odczuwać. - uśmiecham się lekko, spoglądając w stronę Andrei. Jesteśmy ludźmi i ludzkie działania są jak najbardziej naturalne, a osądzanie ich w taki sposób może powodować do samodzielnego wbijania sobie szpilek prosto w struktury umysłu. - Och, czyli podróżowaliście dużo? Jakie miejsce zapamiętałaś najbardziej? - zadaję proste pytanie, gdy powoli przedostajemy się do obozu. Raz po raz jakieś gałązki pękają z trzaskiem pod podeszwą obuwia, a za innym razem wiatr porusza liśćmi, wprawiając je w wysublimowaną pieśń. - Duże miasto, potrafi zmęczyć, a do tego strasznie dynamiczne. Przynajmniej w Norwood panuje cisza i spokój. - pamiętam moją pracę w tamtym miejscu i ogólnie podejście do zawodu. Pracoholizm potrafi wyssać duszę z człowieka i nie ma w tym niczego zdrowego.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Sob Maj 14, 2022 3:17 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Gdzieś tam dochodziły ją słuchy, jakoby miała powstać jakaś ferma, niekórzy zdążyli też przeciwstawić się już jej budowie, ale panna Knox miała myśli w zupełnie innym miejscu - skupione najpierw na pracy i perspektywie zarobku, a także na tym, co pozostawiła za sobą i co jeszcze czekać ją miało w przyszłości. To zbyt wiele, by do listy dokładać jeszcze protesty przeciwko fermie. Choć niewątpliwie, gdy fabryka kurczaków ruszy, Knox stanie się jedną z pierwszych niezadowolonych. Może wyskoczy z kolejną petycją jak ta, którą planowała sporządzić na ręce władz miasta, a dotycząca dotacji dla szkoły na klub bokserski?
- Nie wiem. Na pewno ferma będzie śmierdzieć - skwitowała Knox powstanie tejże, marszcząc nos niemal tak, jakby już czuła unoszący się po okolicy odorek, choć jeszcze w praktyce nic takiego nie miało miejsca nawet w jej wybujałej i plastycznej wyobraźni.
Zatrzymana zbyt mocno na tu i teraz nie odczuła też żadnej więcej negatywnej emocji związanej z przyczynami jej powrotu do Norwood. Tym razem więc Bruthus nie uświadczył, poza odrobiną nostalgii niczego, co rzeczywiście niekiedy odczuwała Knox - czyli ból, strach i całej gamy emocji, które od czasu do czasu wyniszczały ją w samotności, a zwłaszcza wieczorami. Dlatego nie zamierzała odbierać sobie żadnego prawa do odczuwania byle sentymentu, wzruszyła więc tylko lekko ramionami, przedzierając się przez haszcze na leśną drogę prowadzącą nad jezioro, a z niego prosto na kemping.
- Najlepiej było mi chyba w Górach Skalistych. A na pewno najciszej. Tam najłatwiej było prowadzić… podwójne życie dzikusa. I tam nauczyłam się boksu - zaczęła wymieniać po kolei, co ukonstytuowało ją w tamtym, konkrentym miejscu. Nie czuła się jeszcze na tyle pewnie, by opowiedzieć o dziwnej i niezdrowej miłości, którą tam przeżyła, ani też o tym, co zakończyło jej niemalże sielankowe życie w tamtym miejscu. Może uda się to zrobić po kilku piwach, może po kilku spotkaniach, może nieprędko, a może nigdy. Teraz jednak wolała po prostu odbić piłeczkę.
- A ty? Co cię zagnało do męczącego, wielkiego miasta? - Wkraczali tymczasem na teren kempingu. W pierwszym, wyuczonym odruchu, Knox rozejrzała się uważnie po okolicy. Nie zauważyła nigdzie ani szanownego stróża kempingu, który zapewne właśnie w tej chwili terroryzował pewną złotowłosą druidkę, ani żadnej innej żywej duszy. Gdzieś na granicy słyszalności jawiły się odgłosy normalnego kempingowego życia - miarowe chrapanie około pięćdziesięcioletniego mężczyzny, który przyjechał tutaj na wakacje łowić ryby. Gdzie indziej natomiast jakaś energiczna para przeżywała miłosne uniesienia. Ostatecznie ignorując te wszystkie dźwięki, Andrea zaprosiła swojego gościa do ciasnej i skromnie urządzonej przyczepy. Łóżko zdradzało ślady sporadycznego użytkowania przez organizm psowaty, o czym świadczyły pojedyncze kłaki na pościeli. Do niewielkiego stolika przylegały trzy składane krzesła, które Andie wskazała Bruthusowi gestem. Mógł czuć się zaproszony, by wybrać jedno z nich i rozsiąść się i podziwiać wiszące na ścianie bibeloty - dwie pary rękawic bokserskich i niewielki plakat, na którym widniał bokser, Humberto González. Nad nimi, przytrzymywany na dwóch haczykach, wisiał kij hokejowy, który otrzymała na pamiątkę opuszczenia drużyny.
- Daj mi chwilę - sięgnęła ręką do wnętrza sportowej torby, z której wyciągnęła luźny t-shirt i spodenki. Nim przystąpiła do szybkiej zmiany garderoby, przekazała mu jedno piwo z lodówki, drugie postawiła na stoliku dla siebie.
- Jeszcze nie podejmowałam tu gości, wybacz więc wątpliwe maniery - powiedziała żartobliwie, zrzucając z siebie bluzę. Na chwilę znów stanęła przed nim nago, ale nie dłużej niż było to potrzebne do narzucenia na siebie wybranej odzieży. Największym problemem okazało się ustanie na jednej nodze przy zakładaniu spodenek.
- Yh, czuję się jakbym w godzinę zestarzała się o pięćdziesiąt lat - zaśmiała się, obrzucając gościa skrępowanym spojrzeniem. By ukryć zażenowanie, otworzyła piwo i upiła solidny łyk. A skrępowanie wzięło się oczywiście nie z nagości, a z jej wątpliwej dziś formy fizycznej.

@Bruthus Gilbert Atteberry
5
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Sob Maj 14, 2022 11:58 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Ferma na swój sposób jest odciągnięciem uwagi od reszty problemów. To tak, jakby oczy spoglądały uważnie z pewnym niepokojem malującym się w tęczówkach, ażeby móc tym samym zadecydować, na co zwrócić aspekty kotłujących się pod kopułą czaszki myśli. Kiwam zatem głową na aspekt dotyczący hodowli drobiu, która i tak czy siak jest podejrzana. Inaczej: wedle podanych przez media informacji, wyglądająca podejrzanie. Gazeta czy radio mają jednak na celu wywołanie wśród odbiorców określonej reakcji, także staram się podejść do tej sprawy racjonalnie.
- Czy ja bym nazwał to dzikustwem... - zastanawiam się nieco nad podanymi przez dziewczynę informacjami. Nie wątpię w to, iż Góry Skaliste pozwoliły jej na pewnego rodzaju spokój względem niewygodnych pytań lub konieczności uciekania się do dalszych terenów, aczkolwiek też - za każdym razem widzę zmiennych, którzy bez problemu przechodzą transmutację wprost w swoje obie postaci. Czy czuję igłę, która próbuje się wbić pod skórę? Być może. Ale z drugiej strony, jakby nie było, przemiana w lisa ma (dla mnie) tylko i wyłącznie walory estetyczne. - Ale boksu akurat się nie spodziewałem. Jak długo już trenujesz? - zadaję pytanie w drodze do kempingu, do którego to właśnie wstępujemy.
Wielkie, tętniące życiem miasto potrafi być na swój sposób zastanawiające, ale i też - dające ogrom możliwości. Studia, medycyna, wykonywanie zawodu. Nocą objawiające się kluby, liczne wypady w celu spędzenia przyjemnie czasu. Szczeniackie wygłupy, które dla mnie w tamtym momencie miały sens, a teraz są jedynie namiastką brakiem manier, które powinny tętnić pod kopułą czaszki. Niemniej jednak wspomnienie o nich napawa mnie nostalgicznym uczuciem przedzierającym się pod sklepieniem skóry.
Kemping pamiętam i, jako że dość często chwytam się tutaj pracy, jaką zwykł mi przydzielać Evermore, znam go bardziej niż poprzez jednorazowe przyjście w celu odwiedzin. Sezon trwa w najlepsze, choć powoli ulega wygaszeniu - niczym płomień, któremu odbiera się powoli dostępu do tlenu. Wstępujemy do przyczepy.
- Studia, praca... coś na pewno się znajdzie. A na pewno perspektywa przyszłości i dokonania czegoś więcej. - zastanawiam się, wyliczając nieco na palcach te kwestie, rozglądając po urządzonej, nieco ciasnej przyczepie. - W sumie takie Seattle daje najwięcej możliwości. Małe miasteczka dają natomiast spokój i powrót do pierwotnych korzeni. - mówię, zatrzymując własną sylwetkę przed plakatem boksera. Kobieta - zgodnie z nauką boksu - nie tylko interesuje się aktywnością fizyczną, ale także i jego światem. Zaproszony gestem, zajmuję jedno z miejsc, przyglądając się dokładniej kijowi hokejowemu.
- Jasne, nie ma problemu. - uśmiecham się lekko, zauważając zmianę garderoby, podczas to której wtapiam spojrzenie we wcześniejszy element zastanowienia i (prawdopodobnie) przeszłości - kij. Dziękuję tym samym za piwo prostym skinieniem głowy. - Kij hokejowy? Interesujesz się tym? - uwieszam oko jeszcze na chwilę nad niewielkim plakatem boksera. - Manierami się nie martw, serio. Mi to nie przeszkadza, to raz, dwa... nie jest to dla mnie konieczne. - spoglądam na Andreę, przejawiając w tonie głosu słyszalną szczerość. Wbrew pozorom luźniejsze podejście do podejmowania gości pozwala na mniejsze spięcie względem konieczności spełniania określonych standardów. Zauważam tym samym problemy w zakresie ustania na jednej nodze.
- Ale w ciągu paru odmłodzisz się z powrotem, więc raczej nie będzie tak źle... nie masz problemów z regeneracją, prawda? - pytam się, otwierając własne piwo, ażeby pociągnąć z puszki parę łyków. Broda przy tym nie pomaga, ale przyzwyczaiłem się do życia z nią. - Jeżeli chcesz, to w domu mam parę opatrunków żelowych, a do tego odpowiednie spreje. - proponuję jeszcze, zanim to nie opieram się w pełni ciężarem na składanym krześle, biorąc tym samym głębszy wdech. - Co do boksu - zgaduję, że to twój faworyt? - nawiązuję jeszcze do plakatu znajdującego się w przyczepie, wskazując nie palcem, a skinięciem głowy w jego kierunku.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Nie Maj 15, 2022 11:21 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

- Dziesięć lat. Ale tylko amatorsko - odparła gdzieś pomiędzy uchylaniem drzwi do swojego małego królestwa, a wskazywaniem Bruthusowi miejsca, gdzie może się rozsiąść. W międzyczasie, nim miała okazję po raz pierwszy podszkolić się w walce na pięści, sama spędziła czas w większym mieście na studiowaniu, dlatego cała zamieniła się w słuch, co też mógł studiować jej nowy, leśny kolega z nadzieją, że będzie kontynuował ten temat. Nie zapytała jednak o to od razu, ponieważ to najpierw od niego pojawiło się pytanie. Na odpowiedzi jednak musiał poczekać, aż niezdarna Knox się ubierze. Mimo swojej natury, swobodnej pod kątem ubioru lub jego braku, nie chciała podejmować gościa z gołym tyłkiem.
- Prawdę mówiąc to działałam w hokeju dłużej, niż w boksie, ale to już przeszłość. Zaczęłam na studiach, które były w zasadzie wymówką dla dołączenia do drużyny w stolicy. Po prostu lubię kontaktowe sporty, bo skoro mam utrzymywać formę w zwierzęcej postaci, ludzka nie może być gorsza. A jeśli mogłam się jeszcze z tego utrzymać i dostawać stypendium… - Wzruszyła ramionami, biorąc łyk piwa prosto z butelki. Nawet nie przemyślała, czy jej gość nie wolałby jednak szklanki! Jej mama byłaby nią rozczarowana. - Ta myśl, jak nagle się pojawiła, tak szybko zniknęła.
- Żadnych pomocy w gojeniu chyba nie będę potrzebować. To nie pierwszy raz, kiedy obrywam, zwłaszcza przy uprawianiu takich sportów i wszystko goi się jak na psie. Zresztą, prawie zawsze byłam najmniejsza, czy to w drużynie, czy w walce. Ten tutaj miał podobnie - wskazała na plakat. - Dlatego tutaj wisi.
Nie wydawało jej się to w żaden sposób tanie, ani oklepane, że darzyła sympatią zawodnika zmagającego się z tym samym problemem, co i ona - byciem najmniejszym. Byli bowiem tego samego wzrostu i gdyby nie ta epokowa przepaść, Andie chętnie zmierzyłaby się z dawnym mistrzem amatorskiego boksu w swojej wadze. Nawet, jeśli miałaby w sposób spektakularny przegrać nokautem w pierwszej rundzie. To byłby zaszczyt. Na krótki moment zapatrzyła się w tę ścianę wspomnień i teraz to ona zaczęła pachnieć sentymentem, jak wcześniej Bruthus. Po chwili ocknęła się, wraz z sięgnięciem po kolejny łyk piwa.
- A ty? Co studiowałeś w Seattle? Mówiłeś o dokonaniu czegoś więcej, chodziło o politykę, czy coś innego? Bo mam wrażenie, że to, że tu jesteś oznacza, że coś poszło nie tak… I nie zrozum mnie źle, sama tu jestem, bo coś poszło nie tak. - Uśmiechnęła się, absolutnie ciekawa historii Bruthusa. Każde z nich, które opuściło to miejsce, by do niego później powrócić, miało za sobą jakieś złe przeżycia. Skojarzenie z polityką nasunęło się samoistnie, bowiem Andie miała wrażenie, że wielu pogrążała właśnie ta część wielkomiejskiego życia. Chyba, że podobnie jak i ona, stracił on całą swoją rodzinę w wyniku zagadkowego zrządzenia losu. Ale o tym wolała nawet nie myśleć.

@Bruthus Gilbert Atteberry
6
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia Empty
Pon Maj 16, 2022 6:53 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: