Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: okolice Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Andrea & Bruthus, 27 sierpnia
Idź do strony : Previous  1, 2

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

First topic message reminder :

 
— 27 sierpnia —
Las
Andrea & Bruthus

Nie ulega wątpliwościom to, że Norwood pozostaje w swojej strukturze i hierarchii nieco tajemniczym miejscem. To prawda, iż panuje tutaj pewnego rodzaju spokój, ale nawet w tym uczuciu może narodzić się chaos, otwierając powieki i pozwalając na zaznanie źrenicom nieco światła dającego jednoznacznie znać, iż nieszczęścia chodzą po ludziach. Ostatnie dni pozostają pod tym względem bardziej dynamiczne, jakoby udowadniające istnienie złej passy przejawiającej się wśród innych, gdzie człowiek zdaje sobie sprawę z tego, iż raczej nie da się uniknąć mniej pewnych struktur i gruntu. Gruntu chcącego pęknąć wprost pod nogami, powodując zachwianie równowagi wśród elementów tak ważnych i tak wrażliwych na zmiany. Nie zauważam, gdzie zaciera się ta granica między angażowaniem w życie miasteczka a pozostaniem we własnych czterech ścianach rozpadającego się, drewnianego domostwa, gdzie nie ma nawet drzwi.
Spacery nie są u mnie jakoś wyjątkowo częste w ostatnim czasie, a przynajmniej nie tak częste, jak to miało miejsce po przeprowadzce wprost do Norwood. Zmęczone ciało wymaga odpoczynku, ale, ze względu na wewnętrzne wołanie pewnych, nikłych instynktów, nic dziwnego, że pytania i wewnętrzne konflikty najłatwiej jest rozwiązać właśnie poprzez możliwość sięgnięcia po pierwotne fundamenty towarzyszące ludzkości.
Kroki. Stukot podeszwy o mniej lub bardziej twardą ziemię, gdzie to od czasu do czasu przejawiają się kamyki chcące zedrzeć materiał nie w wyniku wewnętrznej agresji, a prędzej przypadku i tego, że nic nie trwa wiecznie.
Zbliża się powoli wieczór. Na niebie pierwsze gwiazdy pozwalają na siebie spoglądnąć, przyszyte do spokojnego krajobrazu w najmniejszym chaosie, jaki reprezentuje to miasto. Głębszy wdech, uderzenie wiatru powodujące ściągnięcie kosmyków włosów z lewej strony delikatnie na przeciwną. Serce raz po raz uderza pod sklepieniem żeber, niczym mały ptak wymachujący skrzydełkami i chcący się wydostać z tej pozornej, anatomicznej klatki, wydając tym samym cichy, ledwo słyszalny świergot. Trzask łamanej pod butem gałęzi z czystego przypadku przedostaje się do moich uszu, a z czasem nie tylko i to.
Skowyt, w którego to stronę odwracam własne spojrzenie czekoladowych tęczówek, wyciągając dłoń z kieszeni. Na czole od razu pojawia się lwia zmarszczka, nie mogąc uwierzyć, jak często zdarza się, iż w lesie mam do czynienia z coraz to dziwniejszymi sytuacjami. Nad tym jednak się nie zastanawiam jakoś długo, kiedy to mija parę sekund, a dźwięk ulega metamorfozie w krzyk. Nie pamiętam, ile lat minęło od pierwszego usłyszenia czegoś takiego, o ile w ogóle jakkolwiek nie mam z tym do czynienia w pierwotnej postaci i jedynym dla siebie czasie, aczkolwiek wcale mnie ten fakt nie zadowala. Inaczej: martwi.
I to zmartwienie, kolejne, narastające, pulsujące pod sklepieniem czaszki, powoduje, że postanawiam zmniejszyć dystans i udać się od razu w stronę tego całego zdarzenia. Nie wiem, co na mnie czeka, być może to jest pewne udanie się w kierunku zagrożenia, aczkolwiek instynkt nie mówi mi o tym, ażeby lampka zapaliła się na czerwono w moim kierunku.
- Halo? Jest tu ktoś? - mówię głośniej, kiedy to przedzieram się przez pierwsze krzewy pozostawiające na moim ubraniu pyłek i zielonkawe listki, a po czasie, jak się okazuje, nieco z dalsza zauważam sylwetkę mi nieznaną i kompletnie nagą.

Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Nie Maj 08, 2022 4:16 pm
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Kiwam głową na odpowiedź ze strony Andrei. To spora ilość czasu, która pozwala na utrzymanie odpowiedniej kondycji, jak również zapamiętanie wielu aspektów powiązanych z daną aktywnością fizyczną. W końcu pewnych rzeczy człowiek nie zapomina, choć oczywistym jest, iż wraz z wiekiem następuje pogorszenie wielu funkcji. Z jednej strony szczęściem pozostaje możliwość posiadania wyostrzonych zmysłów, z drugiej strony mogą stanowić one istną katorgę. Tym bardziej, jeżeli skupi się na ich mocnym przesileniu bądź nadmiarze doprowadzającym do uczucia pęknięcia czaszki.
- Każdy powód jest de facto dobry. Drużyna, stypendium... W sumie, zważywszy na twoje sportowe upodobania, brzmi jak bajka. - wymówka czy nie, w końcu powód musiał zaistnieć. Człowiek jest istotą, która wymaga odpowiedniego podejścia, mając na pierwszym planie własne dobro. Tak jesteśmy już skonstruowani - nawet jeżeli zaprzeczymy, tak naprawdę w głębi serca doskonale pozostajemy świadomi tego, iż kierujemy się pierwsze swoimi potrzebami, a dopiero potem cudzymi. Zastanawia mnie jednak to, co wydarzyło się dalej. Czy kobieta chwyciła za lejce władzy nad własnym losem? Czy wręcz przeciwnie, poczuła się przez nie osaczona i postanowiła je porzucić? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi - być może dlatego, bo nie opuszczają one nachalnie umysłu, nie chcąc powodować natrętności. - Coś jeszcze poza tym trenowałaś bądź jeszcze trenujesz? - pytam się, wszak na bieganiu, hokeju i boksie świat się na pewno nie kończy. W końcu ile osób, tyle upodobań pod względem aktywności.
- Wybacz. - powiadam to słowo w sposób przepraszający. - Przyzwyczajenie. - mimo bycia w pełni świadom tego, jak przebiega proces regeneracji ran wśród zmiennych, tak jednak pewnego rodzaju przyzwyczajenie wysuwa się z dziecinną łatwością na plan. Troska, spojrzenie pod aspektem medycznym i tego, że każdą ranę powinno się odkazić, opatrzyć i tym samym monitorować. W końcu praca głównie z ludźmi mnie tego nauczyła. - Mniejszy wzrost pozwala na zdecydowanie lepszą zwinność. To zaskakujące, jak spore potrafią być pod tym względem różnice. - przypomina mi się wzrost innych mieszkańców Norwood, gdzie sięganie ponad barierę stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów zdarza się dość często - w moim odczuciu - a z drugiej strony istnieją osoby poniżej właśnie stu sześćdziesięciu centymetrów. - I zgaduję, że nie miał łatwo? - pytam się, choć nie jest to główny prym. W rzeczywistości nie musi mieć sporo wyróżnień. Wola walki i determinacja potrafią być, mimo przegranych bądź wygranych, pewnego rodzaju zachętą do podejmowania się dalszych działań. Wiem jednak i pozostaję świadom tego, że w takim sporcie wzrost może mieć naprawdę spore znaczenie. W końcu to waga - i nie tylko. Bo i choć zwinność może być decydująca, tak jednak mimo człowieczych odruchów, natura nakazuje osądzać niższego automatycznie za osobę przegraną.
Biorę łyk piwa, a następnie słyszę pytanie ze strony dziewczyny. Studia. Kosztowne, wymagające sporej ilości czasu i energii, a przede wszystkim karkołomne. Zachęcające w niektórych momentach do rzucenia tego wszystkiego mimo naturalnego zainteresowania tematem.
- Medycyna. Chirurgia urazowa. - odpowiadam. Wiem, jak rzadcy potrafią być lekarze w Norwood, tym bardziej że słyszałem bodajże o paru. W przypadku bardziej szczególnej pomocy wymagane jest udanie się do innego miasta. - Polityka jest dość ciężkim tematem. Wymaga twardej ręki i stanowczego podejścia, a dobroć jest tępiona na rzecz zysku. - wzdycham ciężko. Nie chciałbym być politykiem wiedząc doskonale o tym, że nie jest to zawód, który doznaje jakiejkolwiek aprobaty. Inaczej: nie dostaje. W końcu żyjemy w czasach, gdy politycy przemawiają w imieniu ludu, choć lud się z nimi nie zgadza. - Czy ja wiem, czy nie tak... prędzej nazwałbym to zamknięciem długo otwartego rozdziału, w którym człowiek tkwi z przyzwyczajenia i rozpoczęciem tego wszystkiego od nowa. - mówiąc te słowa, biorę łyk piwa, nie przejmując się tym, że jest ono w czymś innym niż kufel. - Nic nie trwa wiecznie, a zmiany w niektórych momentach są konieczne. W końcu jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo do odczuwania różnych emocji. - powiadam, czując tym samym lekką chęć zapalenia papierosa. Przypominam sobie o Charlotte i, o ile wspomnienia są przyjemne, w szczególności te z początku rozdziału, o tyle pod koniec stanowią zachwianie fundamentów powieści.
- Narzeczona zerwała zaręczyny. Nie widziałem dalej sensu, i nie widziałem tego, by cokolwiek mnie trzymało w Seattle. - podnoszę spojrzenie ciemnych obrączek źrenic, przyglądając się uważniej Andrei. Biorę kolejny łyk alkoholu, jakoby próbując, mimo gorzkości smaku piwa, osłodzić sobie te słowa w jakikolwiek bardziej odpowiedni sposób. - A ty? Czemu wróciłaś? - sprawne odbicie piłeczki jest podstawą rozmowy. Niewiele osób wie o realnym powodzie powrotu, aczkolwiek też - nie każdy szczegół trzeba zdradzać.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Pon Maj 16, 2022 11:30 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Machnęła ręką na jego przeprosiny - cokolwiek by o Andie nie powiedzieć, to nie przejmowała się takimi rzeczami, jak lekceważenie jej siły i wytrzymałości, czy to jako zmiennego, czy też w postaci ludzkiej. Często lubiła ten właśnie niepozorny element zaskoczenia wykorzystywać w walce - i nieważne, czy chodziło o hokej, boks, zwykłą sprzeczkę na ulicy, czy szkolne przepychanki. Element zaskoczenia zachowywała w każdym z tych przypadków. Może w tym właśnie tkwiła magia jej charakteru? Nie musiała nic nikomu udowadniać, a to dawało wolność w ponoszeniu porażek. I choć miała ona swoje demony, to żaden z nich nie zasadzał się na pokazie bezmyślnej siły, czy wyegzekwowania osobistego poczucia władzy i kontroli.
- Myślę, że trzydzieści nokautów w karierze mówi samo za siebie. Nawet jeśli było mu ciężko, to się skurczysyn nie poddał, a przekuł to, co ma, w atut. I jak mówisz, zwinność pomaga. Na lodzie też pomagała. Ale nic więcej nie trenowałam jakoś bardziej… na poważnie. Próbowałam różnych rzeczy, ale te dwie mnie przyciągnęły. - Przeciągnęła się na krześle. Czuła się coraz bardziej swobodnie, a ilość wypitego alkoholu przez jeden dzień, dawała szansę na w miarę spokojny sen tej nocy.

Na wieść o wykonywanym przez Bruthusa zawodzie zaśmiała się, co pozornie było nie na miejscu, jednak dla niej jak najbardziej, bo nagle cegiełki wskoczyły na swoje miejsce - oczywiście, jej bohater z lasu musiał być lekarzem! Do tego chirurgiem! W całej tej sytuacji szczęścia w nieszczęściu, nawet gdyby sytuacje potoczyłyby się inaczej, to miała na miejscu medyczny autorytet.
- No dobra, tego się nie spodziewałam. Jakie można mieć szczęście w życiu, żeby się sponiewierać i mieć pod ręką pomoc medyczną - pokiwała głową. No i sama też, podobnie jak on, wiedziała wiele o zaczynaniu od nowa, bo i w poszczególnych miastach i stanach, poniekąd zaczynali wszystko od nowa. I od nowa. I od nowa. Mogła tylko niemo przytakiwać na każdą odpowiedź, bo i co tu dużo mówić?
Zamarła dopiero na wieść o zerwanych zaręczynach. Andie wiedziała, że dorośli ludzie zawsze mają jakieś powody, lepsze lub gorsze, żeby podejmować takie decyzje, ale w tej chwili żal jej było siedzącego przed nią mężczyzny. A swoją empatię i współczucie wyraziła w typowy dla siebie sposób.
- Wypijmy za wszystkich, których musieliśmy zostawić za sobą - niech pocałują nas w dupę. - Uniosła lekko butelkę do góry i pociągnęła potężny łyk. - Ja zostawiłam rodzinę, a właściwie to, co z niej zostało. No i faceta, ale gdyby chciał, to sam by się odezwał, więc to chyba nic istotnego - wzruszyła ramionami, już mniej pogodna.

@Bruthus Gilbert Atteberry
7
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Wto Maj 17, 2022 6:07 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Na pewne rzeczy nawet bycie zmiennym nie pozwala na ich przeskoczenie. W końcu zamiana w kojota bądź wilka nie spowoduje, że człowiek stanie się większy od swojej dwunożnej postaci, a wszelkie możliwe deformacje nie znikną jak w mgnieniu oka wręcz. Niemniej jednak znalezienie rozwiązania i tym samym przekucie wady w zaletę jest czymś, co należy podziwiać. Można nawet powiedzieć, że stanowi to pewnego rodzaju finezję i sztukę, gdzie malarz, chcąc skorygować źle naniesione szpachlą, robi to w sposób oryginalny, a przede wszystkim bez niszczenia pierwotnego źródła nieudanymi próbami. Aczkolwiek udowadnianie czegokolwiek komukolwiek nie jest tym, co powinno wieść prym w ludzkich ambicjach. To akceptacja samego siebie bądź próby znalezienia rozwiązań winne są chwały.
- Owszem, mówi. - odpowiadam, wszak nie wątpię, że jest to spora liczba, nawet jeżeli moje zainteresowanie sportem pozostaje pod tym względem znikome. Na informację dotyczącą zainteresowania się i zyskania uwagi w kierunku tychże sportów kiwam porozumiewawczo głową. Sam wolę unikać sportów... nazwijmy to, kontaktowych.
- Jak myślisz, ile w sumie by się rzeczy w nas zmieniło, gdybyśmy dążyli uparcie do celu? - zastanawia mnie ta kwestia nie bez powodu. W końcu znajdujący się na plakacie bokser może stanowić twarde podwaliny pod to, ażeby w pełni skupić się na osiągnięciu tego, co nas zadowoli. Gdzie jednak zaciera się ta granica? Czy zawsze dajemy z siebie wszystko, mimo utraty tchu w piersi, czy jednak oszukujemy samych siebie? I choć pytanie może być niespodziewane, tak zahacza od podwaliny działania i chęci dotrwania do kolejnego dnia.
Nie wątpię w to, że medyków aż nadto specjalnie w Norwood nie ma. Inaczej: chodzących po lesie i znajdujących tych, którzy są akurat w potrzebie. Nic dziwnego zatem, iż posyłam lekki uśmiech w kierunku Andrei, nie odbierając jej zaśmiania się jako czegoś złego.
- Podejrzewam, że całkiem spore. Nie chcę nawet obliczać prawdopodobieństwa tego zdarzenia, gdy to, jakby nie było, w Norwood lekarze stanowią zagrożony gatunek. - prycham przyjaźnie. W końcu policjantów jest jak na pęczki i wystarczy rozejrzeć się gdziekolwiek, aby mieć z nimi do czynienia. Wataha Norwood poniekąd z tego słynie: a liczni członkowie w szeregach lokalnej ręki porządku są na to niepodważalnym dowodem.
Temat narzeczonej - byłej, de facto - jest dla mnie niedaleką przeszłością. W końcu ile to minęło? Niewiele czasu. To wszystko się zepsuło wraz z utratą pracy, choć powód jest całkowicie inny. Karty sprzed miesięcy potrafią jednak się odzywać niepotrzebnie i właśnie w tym momencie czuję, że spowiadanie się z tego typu rzeczy nie jest na miejscu. Raczej. Nie wszystko idzie po naszej myśli i jestem świadom tego, że dorosłe życie, które pozostaje obarczone ogromem dylematów, tak w końcu musi wyglądać.
O Charlotte bym tak nie pomyślał. Z jednej strony toast, z drugiej strony szacunek. A szlag by to - wzdycham ciężko, unosząc tym samym butelkę do góry, w ramach świętowania i celebracji.
- A co, jeżeli im się to jeszcze spodoba? - staram się obrócić jakkolwiek wcześniejsze wyznanie o partnerce w żart. W końcu o gustach się nie dyskutuje. Jedni wolą całować innych w miejsce, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, a drudzy - kwestionować to w inny, bardziej specyficzny sposób. - Mniejsza. - macham na tamtą kwestię ręką, zauważając powoli kończące się piwo, które nie pokrywa już ani połowy objętości butelki.
- Gdyby nie tego typu sytuacje, no cóż, nie wiadomo, co tak naprawdę by się wydarzyło. - mówię, choć nie entuzjastycznie, a prędzej w sposób przypominający trochę płaskość. Gdyby nie wyprowadzka z Seattle, zapewne bym się zapracował na śmierć. Pracoholizm, choć ciężki do zniwelowania i krążący w żyłach, wpływa jednak na wiele sektorów życia. W szczególności, jak ma się pracę, która wymaga uwagi i poświęcenia. - Kto wie, czy byśmy siedzieli tutaj i pili piwo. W sumie, najlepiej jest myśleć tu i teraz. Czasami trzeba otworzyć rozdziały dawne, to prawda. Utrata bliskich boli, ale jeszcze bardziej boli wpędzenie się w pętlę samotności. - gdy nie jesteśmy do końca sami, bo po prostu nie zauważamy tego, że jednak wokół nas są inni. - Przykro mi z powodu twojej rodziny i faceta. - czuję, że muszę dodać te słowa. Powiedzieć, wydostać spod kopuły czaszki.
- Co się z nią stało? Jeżeli, rzecz jasna, mogę spytać. Nie musisz odpowiadać. - powiadam, zaintrygowany tą kwestią, ale bez nachalności i zachowania godnego pożałowania. Zawsze wolę dawać wolny wybór, aniżeli zapędzać w kozi róg. W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Albo aż nadto.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Sro Maj 18, 2022 11:36 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie miała jedną, dość potężną wadę jeśli chodzi o jej podejście do spraw międzyludzkich - lubiła się wycofywać, kiedy robiło się poważnie. Nie było to może stuprocentową regułą, ale znakomita większość interakcji prowadzących do, chociażby, okazania komuś zwykłej empatii, były przez Knox wykoślawiane i obracane w żart. A to wszystko miało na celu zwyczajne ograniczenie odczuwanego dyskomfortu. I tak też było w przypadku tego toastu. W tym akurat Knox była profesjonalistką, dlatego potraktowała podobne próby ze strony Bruthusa z ogromnym zrozumieniem.
- Jeżeli podoba się to też i nam, to widzę tutaj same pozytywy. - Odparła, pozostawiając bez odpowiedzi pytanie o sens dążenia do celu. Wiele razy wydawało jej się to drogą jak najbardziej słuszną, ale ostatecznie i tak bezcelową w obliczu rzeczy, które były totalnie poza czyjąkolwiek kontrolą, zdarzały się nagle i obracały całe życie do góry nogami, pozostawiając w totalnie obcej rzeczwistości i z dojmującym poczuciem konsternacji… by nie użyć tutaj mocniejszego słowa.
Kurczący się poziom piwa w butelce Andie potraktowała jako sygnał do sięgnięcia po lodówkowe zapasy. Zostały dwa ostatnie, które rozdzieliła znów pomiędzy nich. Głupio było kończyć picie na tak przygnębiającym temacie, jak strata. Rozsiadła się znów na swoim miejscu i kiwnęła głową w zamyśleniu. Dobrze zdawała sobie sprawę, że powinna okazać swój żal za jego rozbity związek podobnie, jak zrobił to on w jej przypadku, ale takie właśnie słowa nigdy nie potrafiły jej przejść przez gardło.
- Rzecz w tym, że nie pamiętam. Już ich nie ma, tyle - urwała, zaciskając dłonie na butelce, którą kończyła. Miała oczywiście na myśli rodzinę. Między wierszami gdzieś obecna była obawa - że rozpadnie się na kawałki, kiedy zacznie opisywać scenerię, okoliczności, zapachy… To było zbyt żywe, by tak po prostu do tego wrócić. Choć i tak wracała. Każdej nocy w ciasnej i ciemnej przyczepie. Dlatego częściej spała w zwierzęcej postaci, tak czuła się bezpieczniej.
- A facet…? Srał go pies, i tak nie był najlepszym wyborem na świecie - w tej samej sekundzie przypomniała sobie całe morze frustracji, którą wywoływała w niej ta relacja i rzeczy, do których się posuwała, by to ratować. Paradoksalnie to nieszczęście, które przytrafiło się jej rodzinie ocaliło ją przed kolejnymi upokorzeniami. Nie żałowała niczego.
- Nie wiem, jakie twoja narzeczona miała powody, ale całkiem możliwe, że popełniła błąd - uśmiechnęła się do towarzysza. W jej ustach bowiem takie słowa były wyrazem najwyższego uznania. Nie namawiała go do podzielenia się okolicznościami tego wydarzenia, jednak zostawiła przestrzeń, by podzielił się tym, jeśli zechce.

@Bruthus Gilbert Atteberry
8
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Czw Maj 19, 2022 4:17 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Nie ma ludzi idealnych, a ci, którzy się tacy wydają, tak naprawdę pod sklepieniem własnej skóry składają się z wielu wad, które starają się ukryć. W końcu, jako gatunek rzecz jasna ludzki i pełen odmiennego podejścia względem zwierzęcych pobratymców, składamy się z naprawdę wielu zmiennych. Odróżniamy maski, które raz po raz zakładamy, nie pozwalając sobie na znamię błędu bądź zwyczajnego podejścia w postaci akceptacji. Niemniej jednak, kiedy to spoglądamy na innych, nie wyśmiewamy porażek, zamiast tego starając się podnieść na duchu innych. Dlaczego tego nie robimy w stosunku do własnego ja? Być może czujemy, że na to nie zasługujemy, co wynika z niskiej samooceny i tego, że inni dookoła są ważniejsi od nas.
- Ja również. - odpowiadam, uśmiechając się lekko pod nosem. O ile wiemy, o co walczymy i o ile chcemy walczyć o kolejny dzień, nie przejmując się potknięciami, o tyle będzie można o nas usłyszeć. Bo tam, gdzie nie tylko wiara we własne siły jest silna, ale także i wiara w ludzkie emocje i szczerość, tam droga pozostaje klarowna i rozświetlona na każdym jego odcinku, przyciągając swoim ciepłem dosłownie każdego.
Dziękuję skinięciem głowy za kolejną butelkę alkoholu, czując w powinności konieczność chwycenia kiedyś za swoje zapasy i również celebrowania czegokolwiek w objęciach trunków. I choć nie jest to zdrowe podejście, tak jednak picie samemu jest bardziej obarczone ryzykiem melancholii. Jeżeli jednak podejdzie się do tego poprzez znajomości, nawet te zupełnie przypadkowe, życie nabiera innych barw.
- Rozumiem. I współczuję. - czuję, że ciągnięcie tego tematu nie ma ani sensu, ani nie jest przyjemne. Zarówno dla mnie, jak i siedzącej naprzeciwko kobiety; ramiona przeszłości nie zawsze są kojące, a w niektórych momentach zahaczają o traumy. Sam zbyt wiele z przeszłości nie pamiętam. Po wyprowadzce do innego miasta i tak wszystko się zamazało w jedną, nieprzyjemną breję pełną wątpliwości. - Odważne słowa. Zresztą, czasami nie warto się w pełni poświęcać. Czemuś, komuś. - odpowiadam, wiedząc, że stawianie czegokolwiek innego ponad sobą nie jest objawem zdrowym. Najlepiej jest się skupić na sobie - bo trzask łamanych kości przy zderzeniu z rzeczywistością w innym przypadku jest jedynie jednym z mniejszych problemów.
- Na pewno jakieś miała. Zresztą, nie da się nikogo zmusić do tego, aby przy tobie się znajdował. - mówiąc te słowa, zdaję sobie sprawę z tego, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Praca odbierała mi rozum, uniemożliwiając racjonalne podejście do tematu. - Życie jest pełne niespodziewanych, no cóż, rzeczy. Nie da się innych przekonać do pozostania, a jedyne, co nam pozostaje, to po prostu brnąć dalej, czyż nie? W końcu nigdy nie wiesz, kiedy spotkasz kojota w lesie. - uśmiecham się lekko, biorąc kolejny łyk piwa. Jakoby ma ono na celu zapełnienie nie tyle pustego serca, co prędzej myśli brnących w te mniej przyjemne rejony.
- Może trochę żałuję, ale gdyby nie to wszystko, nie byłoby mnie zapewne w Norwood. Siedziałbym dalej w Seattle, nie mogąc pomóc wówczas z twoją nogą. - śmieję się przyjaźnie, bo o ile można rozmyślać na temat czasów przeszłych, o tyle nie ma to teraz większego znaczenia. - A tak to proszę, do czegoś się przydałem podczas spaceru. - uśmiech rozkwita mi na ustach, kiedy to odkładam butelkę. Światła na zewnątrz jest coraz mniej, a okolicę spowija półmrok połączony ze świergotem niektórych ptaków, które mimo wszystko unikają tychże terenów. Doskonale pamiętam, jak jeden z nich wleciał wprost do mojego domu, utykając w kominku na dobre.
- Czy nie nadużywam aż nadto gościnności? Dzielenie się ostatnimi piwami w niektórych kulturach zapewne byłoby uznane za akt największego poświęcenia. - wskazuję podbródkiem na znajdującą się nieopodal butelkę ze złocistym trunkiem.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Nie Maj 22, 2022 6:23 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie naprawdę chciała podzielić się tym, co przeszła, powiedzieć coś więcej… Jednak blokady psychiczne wiążące ją z przeszłością nie pozwalały na opowiedzenie, co zaszło, z jakimkolwiek spokojem. O ile w ogóle w przypadku Andrei można mówić o jakichkolwiek kojących ramionach, to jest to pieśń tak odległej przeszłości, że niemal zapomnianej. Tak też było z jej tak zwaną miłością, którą kojącą w istocie nie była, a przynosiła jedynie kolejne i kolejne dawki niepewności.
- No nie można zmusić, kiedyś próbowałam, nie polecam. Wszystko robiłam kosztem siebie, czasem naprawdę lepiej spożytkować energię inaczej. I tak, cieszę się, że nie siedziałeś w Seattle, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby zamiast tego znalazł mnie jakiś, nie wiem, druid - odpowiedziała uśmiechem na uśmiech - przecież nie zaprosiłabym go na piwo!
Zwyczaje zmiennych odnośnie dzielenia się takimi rzeczami, jak jedzenie, musiały siłą rzeczy zostać nieco zlekceważone przez Knox, która spędziła kilka lat swojego życia w akademiku, otoczona przez całkiem ludzkich studentów i ciesząca się bardzo ludzkimi rozrywkami, jak na przykład zabawa w jedno piwo na czworo, albo jedna kanapka na dwoje. I choć niekiedy towarzyskie spotkania kończyły się i przygodnym seksem, to ramami wyjątkowego, emocjonalnego przywiązania Andie traktowała jedynie nielicznych. Podzielenie się swoimi zapasami piwa było więc niczym innym, jak wyrazem szczerej wdzięczności. Nie tylko za poświęcenie swojego manikiuru na rzecz odkopania jej zakleszczonej nogi, co także za potrzebny jej spokój, który współdzieląc, mogła zapomnieć na chwilę o swojej upierdliwej skłonności do paniki.
- Nie przejmuj się. Obiecałeś rewanż, więc będę trzymać za słowo. Choć faktycznie, robi się już późno, a masz pewnie kupę roboty, nie wstrzymuję cię więc. Niemniej, gdybyś miał ochotę na kolejny przegadany wieczór, czuj się zaproszony - jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie wyganiała go i sama zapewne spędzi jeszcze kilka chwil w ciszy, zanim się położy spać. Należało przynajmniej jeszcze skończyć to, co oboje mieli w butelkach.

@Bruthus Gilbert Atteberry
9
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Nie Maj 22, 2022 8:05 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Czasami potrzeba czasu. Tyknięć zegara udowadniających, że to, co przeminęło, już nie odezwie się w takiej postaci, w jakiej to miało prawo się odzywać bez najmniejszego zawahania we własnych uczynkach. Gdzie rządy nieprzemyślanych i kompletnie druzgocących rzeczy stają się jedynie przykrą przeszłością kształtującą człowieka takim, jakim właśnie jest. Bo życie, choć bolesne i w swych strukturach brutalne, przejawia także te promienie ciepła i dobra, w które trzeba jednak uwierzyć i które trzeba chcieć dostrzec. Bo umysł pełen ślepoty i nienawiści nie ma miejsca na przejrzenie i uczucia bliskie miłości; bo w przypadkach, gdy brutalność przejmuje kontrolę, subtelność i delikatność nie ma prawa bytu.
- Dokładnie! Kwestia przede wszystkim samokontroli i posiadania pewnego rodzaju hamulca, który pozwoli przejrzeć wiele rzeczy i zobaczyć, do jakiej przepaści one potrafią pchać, jeżeli nie posiada się kontroli. - kontroli nad samym sobą, rzecz jasna. Takie osoby są jednak potrzebne, i nie tylko pod tym względem - bo, jakby nie było, poświęcanie się albo w pełni związkowi, albo w pełni pracy, albo w pełni stagnacji, nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Tragicznym, prowadzącym bohatera dramatu do przepaści pełnej cierpienia, dłoni zakończonych ostrymi pazurami i brakiem jakiejkolwiek możliwości sięgnięcia po pomoc. - Och, to zwyczaje druidów się pod tym względem różnią? - podnoszę brwi, szczerze zaintrygowany tą kwestią.
Jak bardzo druidzi się od nas różnią, poza przemianą? Poza życiem w lesie, nie pozostaje mi żadna dodatkowa wiedza, którą mógłbym normalnie spożytkować. Pomijając miłość jednej z przedstawicielek do problemów w schowkach, tak naprawdę każda ze stron ma swoje wady i zalety. Plusy dodatnie i plusy ujemne. Niemniej... gdyby kiedykolwiek było mi dane dostać się do wioski Braemar, skorzystałbym w pełni z tego zaproszenia. To w końcu inna kultura, inne podejście, inne wszystko - coś, co chłonąłbym niczym gąbka.
Tak więc i nie do końca mnie dotyczą zwyczaje w postaci uznawania jedzenia za zaloty bądź czegokolwiek innego. Gdyby tak było, zapewne podrywałbym połowę osób zamieszkujących tymczasowo w domu.
- Akurat z tą kupą roboty to bym nie przesadzał... - uśmiecham się lekko, choć dokańczam napój i jeszcze nie wstaję z miejsca. Zamiast tego korzystam z prawdopodobnie ostatnich chwil w domowym zaciszu. Gdzie nic nie jest idealne i to właśnie stanowi piękno - bo w chaosie można odnaleźć harmonię. - Rewanż zaproponuję zawsze, choć nie do końca takie proste będzie dostanie się do domu. Choć leży nieopodal obozowiska, tak jednak nie jest to rzut beretem. - uśmiech z łatwością kwitnie na mojej twarzy, przejawiając pozbawione agresji intencje. - Co powiesz na to, żebyśmy się wymienili numerami? W końcu łatwiej tak będzie się skomunikować niż biegać przez połowę lasu, aby podzielić się jakąś nowinką bądź umówić się na picie. - podaję dziewczynie swoje urządzenie, choć równie dobrze nie jest to potrzebne, jeżeli ta - z jakichś powodów - nie chce tego robić.
- Każdy dzień należy celebrować tak, jakby był naszym ostatnim. W końcu nie wiadomo, kiedy pierdzielnie w nas jakaś ciężarówka bądź spadnie nagle kometa z nieba. - te słowa nie są okraszone podejściem pełnym wątpliwości, a prędzej pewności. Jak umrzeć - to z dumą i poczuciem, że zrobiło się wszystko w taki sposób, ażeby niczego nie żałować. - Jeszcze zanim stąd wyjdę - powiedz - wolisz piwo czy bardziej wyrafinowane trunki jak whisky? - w końcu, aby móc się dobrze przygotować na przyjście potencjalnego gościa, dobrze byłoby znać jego upodobania, prawda?
Nic dziwnego zatem, że ubieram wcześniej pożyczoną dziewczynie bluzę, szykując się powoli tym samym do wyjścia.

Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Nie Maj 22, 2022 10:39 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

W milczeniu przyglądała się swoim dłoniom gładzącym butelkę, bowiem jej gość miał rację - utraciła kontrolę na rzecz iluzji miłości i dopiero spojrzenie z dystansu skłoniło ją do zrewidowania poglądów i… znów, tchórzliwej ucieczki, zamiast zmierzenia się ze zniszczeniem, którego dokonała w imieniu tego uczucia. Mimo, że Bruthus nie dał jej do zrozumienia, że ją jakkolwiek ocenia, to i tak poczuła wstyd. Tak, jakby on wiedział aż za dobrze, co takie słowa jej w ustach oznaczały.

-Nie wiem, nie poznałam zbyt wielu druidów i nie żałuję - upiła łyk piwa, wzruszając ramionami. Nie chciała mieć bowiem z nimi do czynienia więcej, niż było to konieczne - dziwny niepokój i szum w głowie niewyjaśniony żadną sensowną teorią, który wywoływała w niej sama obecność magii w otoczeniu, nie zachęcała Knox szczególnie do integracji. Dlatego nie zapuszczała się nigdy świadomie w okolice Braemar. Natomiast czy trafiłaby do leśnej chaty, gdzie mieszkał jej kumpel, a zarazem wybawca…?
-Zawsze mogę po ciebie zawołać, nasłuchuj wycia kojota - mrugnęła porozumiewawczo. Mimo otarcia się o kilka przykrych tematów, to sama rozmowa w połączeniu z procentami we krwi ją zrelaksowały. Żałowała tylko, że tak szybko jej organizm wracał do stanu wyjściowego po upojeniu - niemal można było zapomnieć, że w ogóle się coś czuło.
Bez słowa przyjęła telefon i zostawiła w nim swój numer telefonu, podpisująć się od razu zrobnieniem - 'Andie'.
-To zależy od charakteru imprezy, zwykle wystarczy piwo. Chyba że idziemy na wyczyn i uwalamy się byle czym, aby kopało - pod tym względem nie musiał szczególnie dbać o finezję, Andie niebywale rzadko księżniczkowała.
-I wolałabym już dzisiaj bez żadnych niespodziewanych wypadków, więc uważaj na konary po drodze - zaryzykowała serdeczny, przyjacielski uścisk na pożegnanie - i kojoty - dodała.
Po wyjściu Bruthusa Andie natychmiast z powrotem ściągnęła z siebie ciuchy i posprzątała puste butelki. Nie czekając na to, aż znużenie ją opuści, zapadła w sen - pośród dźwięków świerszczy okupujących pobliskie trawy i chrapania starego wędkarza śpiącego nieopodal.

/zt

@Bruthus Gilbert Atteberry
10
Re: Andrea & Bruthus, 27 sierpniaAndrea & Bruthus, 27 sierpnia - Page 2 Empty
Nie Maj 22, 2022 11:28 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: