Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility2 września, Andrea i Jeremiah



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: centrum Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
2 września, Andrea i Jeremiah
Idź do strony : 1, 2  Next

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

 
— 02.09.2021 —
Szkoła Podstawowa w Norwood
Andrea & Jeremiah

>Z lasu
Bolało ją całe ciało, gdy puściła się szaleńczym biegiem przez las - byle dalej od tego człowieka, jej pieprzonego pniaczka, krzaków nieopodal i tego zapachu, który podkusił ją, by śledzić, a potem wydrzeć mężczyźnie to, co i tak należało do niej. A przecież ostatecznie pozostawiła to wszystko za sobą. Jak jebany pantofelek w bajce o kopciuszku, tak ona zaczarowanemu księciu zostawiła swoje ubłocone i obślinione gacie.
Zaciskając zęby w rozgoryczeniu, przemierzała ostatnie metry lasu, by zaraz zatrzymać się i osłonięta drzewami przejść transformację. Nie bez bólu, gdy powyrywane kępy futra i otarcia na kojocim ciele zmieniły się w podłużne, przekrwione ślady na bladej, kobiecej skórze - przecinające barki i górną część pleców, znaczące czerwoną pręgą także okolicę objczyków.
Spojrzała na swoją dłoń - na jej grzbiecie między kciukiem, a palcem wskazującym widniało nieregularne nacięcie, które sprawiła sobie sama, szarpiąc się bez pamięci między drutami.
Zadrżała, a nogi ugięły się pod nią z wyczerpania, gdy uderzeniowa dawka adrenaliny powoli opuszczała jej ciało. W ustach czuła posmak ziemi, materiału budującego protezę ręki… i strachu.
Splunęła przed siebie, chcąc pozbyć się tych wszystkich smaków z powierzchni języka i powstrzymać targający jej żołądkiem spazm. Trzy oddechy później leżała już na ziemi, dysząc. Raz po raz zaciskała i rozluźniała okolicę szczęki, na której przecież niedawno wisiała całym swoim ciężarem, targana niczym kukła.
Chciała krzyczeć, ale w zasięgu zaledwie kilkunastu metrów zaczynał się teren kempingu, ograniczyła się więc jedynie do kilku stłumionych szlochów. To wszystko, na co mogła sobie w tej chwili pozwolić.

Nie wiedziała, jak długo mogła tak leżeć. Czas ten wystarczył jednak na zasklepienie powierzchownych ran i jako takie odzyskanie sił. Wymęczone mięśnie pozwoliły jej wstać i po raz pierwszy od kilku godzin przybrać pozycję pionową. A i tak w tym wszystkim najgorszy był potworny ból zranionej dumy.
Powolnym i ostrożnym krokiem wyłoniła się z lasu na kempingowe osiedle, gdzie leniwie toczył się dzień, czym naznaczona była końcówka sezonu biwakowego. Chłodne powietrze smagało jej nagą skórę, było jak balsam na zaognione i przecież jeszcze świeże rany.
Wzięła prysznic na jednym z dostępnych, publicznych stanowisk, by doprowadzić się do porządku przed dopiero rozpoczynającym się dniem. Lodowata woda orzeźwiła ją i zachęciła do zerknięcia na zegarek. Zajęcia rozpoczynała dopiero o godzinie dziewiątej trzydzieści, miała jeszcze niecałe czterdzieści minut. Czterdzieści długich minut na doprowadzenie się do stanu używalności po brutalnej walce z niedźwiedziem leśniczym.
Opatrzyła dłoń przy użyciu szybkiego zestawu aptecznego, a na obolały grzbiet narzuciła t-shirt zakrywający niemal wszystkie jej nowo nabyte mankamenty, które powoli nabierały sinawych, podskórnych wykwitów. Przynajmniej twarz i nogi nie ucierpiały - pomyślała, zakładając sportowe obuwie na stopy.
Całość zajęła jej niecałą godzinę, do czego musiała doliczyć czas na dotarcie na teren szkoły - i to wszystko bez samochodu! Jej stara Toyota częściej spędzała dni w warsztacie u Bucketa, niż na chodzie, co zmuszało Knox do kolejnej już porannej przebieżki.

Bramę szkoły przekroczyła równo o dziewiątej trzydzieści, co zakrawało o szaleństwo w jej stanie fizycznym - jednak podołała! Dysząc ze zmęczenia, przebiegła ostatnie metry do pokoju nauczycielskiego, gdzie przywitała ją - a jakże - wścibska Betty. Jak każdy czwartkowy poranek bowiem, tak i ten Betty spędzała na ploteczkach, umilających jej okienko. Z nieskrywaną fascynacją przysłuchiwała się kobiecie także nowa stażystka.
- A słyszałaś, że podobno nasz dyrektor Warleggan coś teges z Pamelą? - Zerknęła w stronę nieco skonfundowanej Andrei, by zaraz kontynuować już do niej - a nasz nowy Adonis przyszedł tu chwilę temu i porwał twoją grupę na rozgrzewkę. Jaki miły, uczynny człowiek! - Zaszczebiotała, jakby nie dostrzegając, jak twarz Andrei zmienia wyraz.
- Dziennik zabrał?
- Ano zabrał - zachichotała, w czym zawtórowała jej stażystka.
- Co za dzień... - warknęła do siebie i szybkim krokiem opuściła pokój nauczycielski.
- A co ci się stało w rękę?! - Zawołała Betty do jej pleców. Ale Andrea nie zamierzała odpowiadać, tylko w kilku susach znalazła się na szkolnym boisku.
Pięć minut po czasie - to jakiś żart.
Rozejrzała się po otoczeniu - dostrzegła grupkę dzieciaków. Nigdzie jednak nie wyłowiła wzrokiem żadnego nauczyciela. Jeszcze bardziej wściekła, niż przedtem, chwyciła za gwizdek.
Ostry gwizd podrażnił uszy grupy chłopców, którzy właśnie rozpoczęli rozgrzewkę. Zatrzymali się, na tę niewypowiedzianą komendę i chórem zakrzyknęli:
- Dzień dobry!

@Jeremiah E. Varnham
1
2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Pon Maj 30, 2022 6:42 pm
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Pomijając sytuację z rana, która nie dała sobie znać aż tak mocno, w szczególności że ręka nie pozostawała tą prawdziwą, a wzmacniany materiał pozwolił na nieskazitelność materiału, Jeremiah czuł się co najmniej w porządku. Nie żeby jakoś specjalnie znakomicie, wszak wolałby znajdować się ewidentnie w ciekawszych do wykonania czynnościach, niemniej jednak nie było to do końca możliwe. Porzuciwszy strój strażnika, swoim terenowym samochodem, niedługo po sytuacji powiązanej bezpośrednio z zaistnieniem dziwnego kojota - małego, zapewne samicy - który odważnie postanowił podejść do człowieka - kierował się w stronę szkoły. Wyboiste ścieżki nie stanowiły problemu dla całkiem sporego pojazdu o wysokim podwoziu, a gdy powrócił na normalny, twardy grunt, który wylany był betonem, mógł poczuć jedno - powrót do normalności. Przypomniało mu to stare lata, do których częściowo podchodził z sentymentem, częściowo z obojętnością wymalowaną na twarzy, a częściowo z ziarenkiem niechęci. Zresztą, raczej ciężko o jakąkolwiek inną ekspresję - ciemne obrączki źrenic uważnie przyglądały się drodze, gdy wdepnął nieco gazu. Nie palił gumy - zwyczajnie chciał się dostać do szkoły podstawowej.
Był idealnie, nieco przed czasem, aby przypadkiem ktoś nie uznał, że dobrze będzie wyjść ze szkoły, bo nauczyciela nie ma. Częściowego mentora, chciałoby się rzec. Może i godziny jeszcze poranne, niemniej jednak pozwalające na zapoznanie się z poranną rosą, świergotem ptaków i powoli powracającym do życia miasteczkiem mogły stanowić pewnego rodzaju tajemniczość, aczkolwiek nic w tym bardziej mylnego. Szkoła powoli wypełniała się najróżniejszymi rocznikami: raz po raz, skrupulatnie, jakoby w mrowisku - na poszczególne piętra, do poszczególnych korytarzy.
Pierwsze zajęcia, poprzedzające dwugodzinne okienko, miał w towarzystwie nieco starszych dzieciaków, które mógł upilnować w miejscu poprzez całkiem prosty sposób. Roztaczająca się wokół mężczyzny aura, mimo lakoniczności w zakresie powitań i pożegnań, nie zachęcała do jakiegokolwiek rozstawiania stołu biesiadnego na końcu sali, rysowaniu pięknych autografów w postaci znajomości własnej anatomii narządów rozrodczych - czy to uśmiechniętych, czy to smutnych, opadniętych, godnych postawienia nagrobka w postaci tuszu na kartce papieru, świadczących jednocześnie o problemach z erekcją. Bo i tacy się czasami znajdowali - w szczególności, gdy później miały się odbywać zajęcia biologii. A jak wiadomo, w życiu jedenastolatka nie ma niczego bardziej zabawnego od widoku gołego mężczyzny i gołej kobiety w podręczniku na stronie sześćdziesiątej dziewiątej. Obowiązkowo z przeróbką w programie graficznym zwanym Photoshop długopis i dorysowywanie poszczególnych elementów, dziur w zębach czy też i dodatkowych, trzecich jąder.
Po tej lekcji dotyczącej najważniejszych faktów historycznych w zakresie obronności Stanów Zjednoczonych, gdzie Jeremiah tłumaczył poszczególne wydarzenia - już powoli szykowała się prezentacja z zakresu ataku na WTC w dwutysięcznym pierwszym roku w związku z nadchodzącym jedenastym września - Patriot Day - w który to liczył na wolne z leśniczówki. Święto nie upoważnia w końcu do legalnego wolnego, a mimo wszystko, nawet jeżeliby to potrwało, Ezekiel chciał jechać do Nowego Jorku. Nie wychylać się jakoś szczególnie, ale przynajmniej zobaczyć, złożyć w duchu kondolencje i upamiętnić ofiary; zobaczyć wywieszone flagi w połowie sztabów w Białym Domu, uczestniczyć w chwili ciszy. Nie tyle dotknąć, co prędzej poczuć.
Nie mógł nad tym rozmyślać, kiedy to, przechodząc tuż nieopodal sali gimnastycznej, zauważył równie krnąbrne dzieciaki, które najwidoczniej miały - jak zdołał podsłuchać, stojąc oparty na krańcu korytarza, gdzie echem docierały wszelkie możliwe dźwięki - sobie pójść, gdyby nauczycielka się nie pojawiła. Niefortunnie nie widział jej w ogóle wcześniej w sekretariacie, a godzina powoli zbliżała się do tej krytycznej; susem podszedł do gabinetu przeznaczonego tylko i wyłącznie dla kadry nauczycielskiej - pani Knox nadal się nie pojawiła. Gdyby uczniowie chcieli, to zapewne by się wydostali tylnym wyjściem, nie zwracając na siebie większej uwagi. I choć ten plan kompletnie się kupy nie trzymał, tak jednak Jeremiah wiedział, iż są to dzieci. W końcu sam jest ojcem dziecka w bardzo podobnym wieku.
Porwał dziennik. Tak, idealnie - a gdy pojawił się na krańcu korytarza, ukryty przed spojrzeniem przedstawicieli nieco młodszych klas, wówczas zadzwonił dzwonek. Rozległa się nagła cisza, połączona wraz z szeptem. Potem, niczym naprawdę spora grupa - stukot ogromnej ilości podeszwy w odmętach korytarza, przenoszone echem raz po raz z zażartością i determinacją. To właśnie wtedy, gdy grupka pojawiła się w rozgałęzieniu przejść, Varnham wyskoczył "niby przypadkiem" - jak Filip z przysłowiowej konopi.
- A dokąd to panowie idą? - udał częściowo zaskoczonego, chowając lewą rękę do kieszeni własnej bluzy. Był to satysfakcjonujący moment, choć czy powinien czuć satysfakcję, będąc gdzieś dziesięć kilometrów dalej przed uczniami? Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, iż niespecjalnie. - Raz, dwa, zapraszam do szatni! - wskazał na dziennik. Tak, może nieco przesadził z własnymi ambicjami, nauczając tutaj, ale nie widział w sumie niczego złego w tym całym procederze. Zresztą, raczej nikt nie chciał przeciwstawiać się profesorowi z dość wysokim wzrostem w zakresie ponad metra dziewięćdziesiąt, wysokiego, gotowego zapewne chwycić za kołnierz i zaciągnąć siłą na zajęcia. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Gdy wszyscy natomiast pojawili się na szkolnym boisku, poniekąd przymuszeni do pozostania na zajęciach, rozpoczęli początkowo truchcik. Prosty, niby przyjemny, lecz udowadniający, jak w dzisiejszych czasach kondycja wśród wielu młodych kuleje.
Jeremiah ruszył jedynie po odpowiednie przyrządy do gry w rugby - jakieś ochraniacze i obowiązkowo jaskrawe koszulki, które nie wiadomo, kiedy widziały ostatnio pralkę. Kto wie, czy w ogóle widziały - to jest dopiero zastanawiające, zwróciwszy uwagę na to, iż aspekty higieniczne, mimo iż powinny być przestrzegane, raczej nijak mają się do rzeczywistości. Wtedy, gdy ruszył z tego małego magazynku, zakryty za drzwiami, rozległ się gwizdek, na który to podniósł głowę. Miał pewne podejrzenia, że jest to tylko chwilowe, pięciominutowe spóźnienie, acz wystarczające, żeby grupa młodych uznała to za idealny pretekst do zniknięcia z zajęć na dobre.
- Pani Knox. Dzień dobry. - przywitał się prostym skinięciem głowy, kiedy to uczniowie zatrzymali się z tego krótkiego truchtu, a sam położył prawą rękę na własnym biodrze, dzierżąc pod pachą dziennik - wraz z torbą i koszulkami. Oczywiście, że nie miał prawa jej rozpoznać. - Wypadło pani coś ważnego? - nie musiała odpowiadać, co dokładnie. Po prostu był ciekaw na stopie zawodowej, czy to czyste lenistwo, czy jednak coś więcej.

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Pon Maj 30, 2022 10:00 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie bardzo nie lubiła, gdy wytykano jej niekompetencję - nieważne, czy pośrednio, przez niefrasobliwe działania, mające rzekomo nieść dobro, czy też bezpośrednio - przez protekcjonalność i doglądanie jej sumienności w ramach wyznaczonych obowiązków. Tę zagrywkę potraktowała jako jedno i drugie zarazem. Rozanielony ton głosu Betty nie pozostawiał wątpliwości względem intencji meżczyzny, natomiast Knox mimo wszystko nie mogła oprzeć się wrażeniu, że był w tym zwyczajnie protekcjonalny - lub co gorsza - nadgorliwy.
Przywitała się krótko z dzieciakami. Dzielne wilczątka szybko wyprzedziły całą resztę - ledwo dyszących i nie odbiegających od kondycji statystycznego amerykańskiego kaszojada. Mając o tym ledwie mgliste pojęcie, można było z dużym prawdopodobieństwem i nawet bez znajomości wszystkich nazwisk orzec, które z dzieci należało do kogoś z watahy. W tej grupie było takich troje. Choć i one jeszcze mogłyby zawalczyć o nieco lepszą kondycję.
- Nie popisuj się, bo będziesz pompował! - Rzuciła do małego cwaniaczka z samego czoła peletonu, gdy zarejestrowała ruch gdzieś za swoimi plecami. Obróciła się do sprawcy porannego zamieszania i… zamarła.
Nie panikuj, Knox - upomniała siebie w myślach, ogłuszona łomotem dobywającym się z wnętrza klatki piersiowej. Nie mogła być pewna, kim, albo raczej czym był mężczyzna, z którym starła się dziś w lesie, jednak już z niemal stuprocentową pewnością wykluczyła zmiennego. Jednak coś jej w nim nie grało… poza kompletnie sztuczną ręką!
Przymknęła na chwilę oczy, biorąc głęboki wdech. Póki obcy mężczyzna miał zajęte ręce i znajdował się z nią w publicznym miejscu, nie mógł jej w żaden sposób skrzywdzić.
Wyprostowała się.
- Panna Knox - upomniała mężczyznę, zadzierając nos i brodę do góry. Buńczuczna pewność siebie uwielbiała chadzać w parze ze strachem przed zdemaskowaniem i towarzyszyła Andrei już od samego początku rozmowy - gdy tylko otrząsnęła się po pierwszym szoku, który prawie na pewno był w pełni zauważalny - miałam wypadek - odparła, bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły, by nie zabrnąć zbyt daleko w spirali kłamstwa już na samym początku. Zacisnęła pięść, na której wciąż miała zawinięty opatrunek. Wyglądało bowiem na to, że ona i Ponury Leśniczy byli poniekąd na siebie skazani.
A tylko jedno z nich miało w garści wszystkie brudne sekrety drugiego.
- Nie było potrzeby się fatygować z przejmowaniem grupy - rzuciła okiem na przyniesione fanty. Gdy chłopcy ukończyli rozgrzewkę, Knox sięgnęła po przyniesiony sprzęt i bez dalszych ceregieli w stylu kolejno odlicz, czy innego sztucznego dzielenia drużyn rozdała koszulki kompletnie losowo. Chłopcy ustawili się na boisku, a gwizdek rozpoczął rozgrywkę.
- Pan to pewnie ten nowy? - Spytała, pozornie niedbale. Musiała dowiedzieć się jak najwięcej o tym człowieku.

2
Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Pon Maj 30, 2022 11:17 pm
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Jeremiah nie owijał w bawełnę, stawiając kawę na ławę. Był w tym przypadku szczery, być może aż zabójczo szczery, aczkolwiek nie ma w tym nic dziwnego. W końcu nie szukał jakiejś próby na wieszanie na kimś kotów, a zwyczajnie stwierdzał fakty poprzez słowa. Ktoś się spóźnił? Tak. Mleko się rozlało i w sumie na tym można byłoby zakończyć. Tym bardziej, że ani wredny, ani specjalnie angażujący się w cudze życie nie chciał być, skupiwszy się przede wszystkim na sobie. Może to wcześniejsze doświadczenie życiowe upewniało go w tym, że nawet najmniejsza zwłoka może kosztować znacznie więcej - zbyt boleśnie, zbyt realnie, zbyt intensywnie. I chociaż nie w postaci własnej, tak jednak ludzkie oczy widziały więcej niż statystyczny mieszkaniec tego małego, tętniącego własnym życiem miasteczka.
Bieg wśród dzieciaków wyglądał dokładnie tak, jak nauczyciel przysposobienia obronnego podejrzewał - część uczniów już na samym starcie dostawała zadyszki, część wysypywała się do połowy tego ćwiczenia, a jedynie garstka wybrańców była w stanie dotrzeć na metę w czasie zadowalającym. Niektóre z nich wyróżniały się jednak na tle innych, posługując się prędkością zdecydowanie większą od statystycznego dzieciaka mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. I o ile czasami mężczyzna miał okazję zobaczyć lekcje wychowania fizycznego poprzez otwarte i odsłonięte okno, tak z bliska to wydawało się być jeszcze bardziej zaskakujące. Może i nie ma tutaj fast foodów, ale mało kto dba o swoją kondycję.
I, o zgrozo, nie był świadom tego, iż kojot, który to wcześniej zaburzył rutynę dnia codziennego w postaci zbierania ponownie ciuchów i zwracaniu ich do leśniczówki, stał tutaj, właśnie teraz, przed nim. Nie miał prawa wiedzieć, dlatego zdziwienie, w jego mniemaniu, było kompletnie nieuzasadnione.
- Wszystko w porządku? - zapytał się jeszcze, nie będąc z tych, co przymykają oko na pewne nieprawidłowości. Może i nieco chłodny w swej strukturze, aczkolwiek stanowczy. Nie zdobywczy, a prędzej zaintrygowany. Dociekliwy? Aż tak to nie. Uwaga dotycząca "panny" pozwoliła mu stwierdzić jedną rzecz: że kobiety raz lubią, jak się stosuje zwrot pozbawiony stanu małżeńskiego, a innym razem, gdy ten zostanie ściągnięty na płaski grunt, dosięga poprawek koniecznych. Całe szczęście, że nie musiał na to zwracać uwagi w swoim kierunku, bo mógłby się nazwać pann rozwodnik Varnham. - I, jak zgaduję niezbyt poważny - w przeciwnym przypadku by panny tutaj nie było. - dziwnie stosować ten zwrot, ale skoro tak sobie życzyła, kimże jest, żeby jej odmawiać, gdy uczniowie otrzymali ubrania do gry i możliwość rozpoczęcia meczu?
- Szanowna grupa młodzieńców, tuż po wybiciu dzwonka, uznała, że doskonałym pomysłem będzie wyjście wcześniej ze szkoły poprzez tylne drzwi budynku. - Ezekiel spojrzał oceniająco na gromadkę, która oddaliła się na tyle, ażeby tego nie słyszała. Nie chwalił się też tym, iż podsłuchiwał, bo nie na tym polegał ten cały myk. Zresztą, nie jest to coś pożądanego, ale zawsze wolał być o krok przed kimkolwiek. Dziennik? Zawsze mógł powiedzieć, żeby się przebierali, niżeli wcześniej po niego sięgać. Najwidoczniej przezorny zawsze bezpieczny i wolał mieć w dowodzie odpowiednie przedmioty pozwalającą na jasną ocenę sytuacji dla młodocianych uciekinierów. - Owszem. Mieszkam w Norwood od ponad dwóch tygodni, tyle samo tutaj pracuję. - połowy ubiegłego miesiąca, chciałoby się rzec. Jako nowy nabytek zapewne wiele rzeczy na temat miasteczka musi zostać zasianych, ażeby móc odpowiednio zebrać plony.
Nie rozgadywał się, a gdy pierwsze punkty zostały zdobyte, odpowiednio zagrał gwizdkiem, nadzorując rozgrywkę bystrym, celnym okiem. Typ samotnika; towarzystwo ludzi niepowiązanych z wcześniejszymi rzeczami niespecjalnie dobrze mu służyło. Inaczej - nie szło mu zbyt dobrze. Krótkie, zwięzłe odpowiedzi nie potrafiły ciągnąć tychże rozmów.

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Wto Maj 31, 2022 10:53 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Zważywszy na przykre doświadczenia kojocicy z dzisiejszego poranka, nie można było do końca dziwić się jej reakcjom, jak i temu, że napompowała się w obecności mężyczny powietrzem, jak balonik. Zbliżające się huczne święto zmiennych też nie było jej sojusznikiem - zdominowana już na starcie miała niewielki wybór. Mogła albo totalnie poddać się, kosztem swojej bezcennej dumy, albo dalej ciskać się i walczyć o swoją pozycję w konfrontacji jeden na jednego. To, kiedy napędzającą ją złość zastąpi seksualne napięcie było kwestią czasu, czego Andrea nie była oczywiście gotowa przyznać. A obojętność była już w tej chwili wykluczona. Jej nieco impulsywne upomnienie zemściło się na niej bardzo szybko, bowiem kolega po fachu szybko przeszedł na żenująco infantylne tytułowanie ją panną.
- Nie. Tylko drobna niedogodność. - Już do granic napięte z nerwów mięśnie napięły się jeszcze bardziej, a zęby lekko zazgrzytały o siebie. Nienawidziła, gdy jej własne szpile obracały się przeciwko niej. Poczuła znajome napięcie w karku.
Opanuj się, Knox - potrząsnęła głową, by w ogóle skupić się na aktywnym słuchaniu i udzielaniu odpowiedzi, zamiast na mieleniu w głowie wspomnień z traumatycznego poranka. Facet przed nią z pewnością nie próbował jej w tej chwili skrzywdzić, a był co najwyżej odrobinę skonfundowany.
- To już wiemy, kto zarobił na test Coopera jutro z samego rana - mruknęła bardziej do siebie, niż do wielkoluda i wyrwała mu dziennik, gdzie zapisała wielką literę C w kratce przeznaczonej na dzień jutrzejszy. Mogła, a może nawet powinna mu przyznać rację i podziękować, ale zważywszy na ich burzliwy poranek, nie przeszłoby jej to przez gardło. Jednak czuła się najbardziej komfortowo z trzymaniem go na dystans i obserwowaniem z ukrycia - w przeciwieństwie do tego, co zrobiła w lesie pod wpływem silnego wzburzenia. A wyniki tych obserwacji mogłyby się faktycznie przydać, gdyby znów spotkała go na porannej przebieżce w lesie. Bo w szkole go wcześniej nie widziała. Owszem, słyszała od szanownej Betty jakieś ploteczki o nowym nauczycielu, nie miała jednak ani czasu, ani ochoty urządzać nikomu hucznego powitania z tego powodu. Zajmowała się własnymi sprawami, czyli obdzwaniała wypożyczalnie sprzętu bokserskiego w celu znalezienia najkorzystniejszej oferty, ogarniała dzieciaki, które robiły sobie krzywdę częściej, niż ustawa przewiduje, a ścieżkę do gabinetu higienistki wydeptała w tę i z powrotem, zostawiając na pokrywającym podłogę linoleum trwałe ślady. Oprócz tego, oczywiście, piła kawę w pokoju socjalnym przeznaczonym dla wuefistów. Z dala od ciekawskiego spojrzenia rzucanego spod trwałej w kolorze blond.
Nie mogła opuścić swojej grupy w trakcie zajęć, ale i on nie wyglądał, jakby się gdziekolwiek wybierał. Więcej nawet - przejmował jej obowiązki, nie robiąc sobie absolutnie nic z jej obecności!
Nagle znalazła się tuż przed nim, z dziennikiem pod pachą. Dzieliło ich jakieś półtora metra z hakiem, by Andie nie musiała zadzierać głowy, co naturalnie wprawiłoby ją w jeszcze paskudniejszy nastrój. Była jednak wystarczająco blisko, by do jej nozdrzy znów dotarł znajomy już zapach, uzupełniony o kolejną nutę - zatęchłego magazynku ze sprzętem sportowym.
- To teraz razem prowadzimy te zajęcia, czy co? - Rozłożyła ręce w niemym akcie niezrozumienia. Nie trzeba było długo czekać, by wyszła ze swojej strefy komfortu.

3
Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Sro Cze 01, 2022 9:53 am
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Być może miał szczęście, że nie był zmiennym.
W końcu z pewnymi aspektami wiąże się także konieczność podlegania innym słabościom. Jego kariera nie mogłaby pójść o krok dalej, gdyby procesy regeneracyjne dawały o sobie znać zbyt mocno i zbyt podejrzliwie, ażeby móc przejść obok tego w pełni obojętnie. Święto lunarii także nie jest tym, co powoduje radość wśród zmiennych, bo, jakby nie było, pozostaje to czas powiązany bezpośrednio ze wzmożoną chęcią zdobycia partnera bądź partnerki wraz z pojawiającym się wcześniej poddenerwowaniem. Jego to nie tyczyło - mógł spokojnie i bez poczucia ciążącego oddechu na karku ruszyć w kierunku miasteczka, nie obawiając się ani własnych reakcji, ani niczego innego, co mogłoby wynikać bezpośrednio z narastającego napięcia.
Był tego jednak nieświadomy - nie posiadał możliwości dowiedzenia się o zmiennych. Nie teraz, nie w tej chwili, choć coś mu się nie zgadzało pod względem chociażby wypadku. Wszelkie podejrzenia w zakresie jego powagi postanowił pozostawić głównie w swoim umyśle, chcąc później wykorzystać te fakty na rzecz własnych analiz i zrozumienia, dlaczego to miasto jest inne od wszystkich miast: począwszy od fali ekshibicjonistów, a kończąc na dziwnie ludzko zachowujących się kojotach.
- W porządku w takim razie. - odpowiedział, choć nie wierzył kobiecie ani na moment. Reakcja ciała mówiła coś innego i chociaż mogłoby się wydawać, że na to nie zwróci uwagi, tak jednak kolekcjonowanie informacji wydawało mu się być przewagą wyjątkowo korzystną w niektórych momentach. Nie wiedział, co za tym stoi, a i też - nie posiadał możliwości dostania się do cudzego umysłu. Zakrytą rękawiczką dłoń wyciągnął tym samym z kieszeni, słysząc o teście Coopera. Sam zapewne będzie musiał sobie taki zrobić, aby nie martwić się potencjalnym pogorszeniem własnych wyników - choć nie wątpił w to, że do tego nie dojdzie. Dziennik, rzecz jasna, puścił, bo nie widział sensu w kłóceniu się o dokument, a druga sprawa - to nie są jego zajęcia. Mimo iż postanowił wziąć tym samym grupę pod swoje skrzydła, de facto powinien mieć teraz czas wolny.
A grupa nie wiedziała. Nieświadoma biegała radośnie po boisku (albo też i mniej radośnie), starając się powalczyć o wszelkie możliwe punkty. Gdy tylko ktoś spuszczał z nich wzrok, od razu przestawali się do tego przykładać, w związku z czym Jeremiah posyłał im bardzo porozumiewawcze spojrzenia. Za każdym razem, gdy gromadka postanawiała stanąć w miejscu, uważając, iż i tak nauczyciele nie patrzą, spojrzenie ciemnych obrączek źrenic jasno dawało im do zrozumienia, iż są bacznie obserwowani. Niczym oddech na plecach, nie dawał im chwili na lenienie się.
- Nie, nie ma takiej konieczności. - odpowiedział prosto, bez napierania na jakąkolwiek dłuższa chwilę w towarzystwie wyczuwalnym jako to niechciane. Czemu? Zwyczajnie preferował ścieżki prędzej samotne i pozbawione ludzkiego tchnienia. I już w tym momencie miał się zbierać, choć czujne i wprawne oko dostrzegło pewnego rodzaju konflikt nadchodzący na horyzoncie. - O ile ta nie zaistnieje w ciągu kolejnych kilku sekund. - dorzucił jeszcze, podbródkiem wskazując na boisko, zanim to nie ruszył do miejsca zdarzenia.

Mechanika:

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Sro Cze 01, 2022 4:38 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Nawet nie śniło jej się to, jak uważnie mogła być aktualnie obserwowana i jak wiele szczegółów z jej zachowania Jeremiah potrafił zanotować w głowie. Ona odnosiła wręcz odwrotne wrażenie - zdawało jej się, że jest ignorowana i lekceważona, odpłacała się więc pięknym za nadobne, zaczynając od bycia po prostu opryskliwą i to nawet pomimo braku konkretnego powodu. Lecz z drugiej strony, gdy tylko mężczyzna postanowiłby usunąć się z jej otoczenia, sama znalazłaby wymówkę, by wrócił. Czuła się kompletnie skołowana całą sytuacją, w jaką niepostrzeżenie wpadła na chwilę tylko tracąc czujność, a później panowanie nad własnym życiem. Było to, owszem, frustrujące, ale też całkiem charakterystyczne dla panny Knox. I może tylko częściowo związane z jej zwierzęcą naturą. No i niewątpliwie, prócz bardzo ludzkich kojotów mieli w Norwood też bardzo drapieżne kobiety. A drapieżniki nie lubiły tracić swojego celu z oczu.
Trochę zazdrościła Varnhamowi opanowania, bo ona, im dłużej trwał mecz, tym bardziej traciła z oczu jakikolwiek sens tego latania za piłką. Myśli orbitowały tam, gdzie akurat nie powinny, a tymczasem jej kolega płynnie wszedł w rolę surowego nauczyciela. Nie wspominając nawet o tym, że sama jego obecność dodatkowo jeszcze utrudniała pannie Knox to proste zadanie.
Wynik
- Co ma niby zaistnieć? - Wzięła się pod boki, traktując jego uwagę jak dziwną zaczepkę, gdy po chwili zorientowała się, że Jeremiah na coś wskazuje. Nim doszło do dalszych przepychanek i ucierpiało cokolwiek więcej niż nos, Andrea doskoczyła do skłębionej dzieciarni i zlokalizowała rannego. Posadziła go na murawie boiska i wskazała jednego ze sprinterów.
- Peter, leć po pielęgniarkę - chłopiec natychmiast popędził w kierunku budynku, a Knox gorączkowo myślała nad tym, co mogłaby zrobić więcej. Spojrzała chłopakowi w oczy, by upewnić się, że nie traci przytomności. Odetchnęła z ulgą.
- Opuść głowę, tak. Oddychaj ustami. Ten pan cię przypilnuje - tłumaczyła młodemu spokojnie, wskazując mu osobę Varnhama. - Pójdę po lód i apteczkę, zajmij się nim - rzuciła do niego, a sama popędziła spritnem do kanciapy dla wuefistów, gdzie w lodówce miała trochę skitranego lodu na między innymi właśnie takie okoliczności. Z apteczki wybrała kompresy, tampony i chustę, w którą zawinęła kostki lodu. Z tym całym ekwipunkiem wróciła szybko na boisko, dając w międzyczasie drugiemu z nauczycieli czas na oszacowanie strat.
Nie łudziła się nawet, że zwabienie tutaj pielęgniarki będzie szybsze, musieli sami przystąpić do pierwszej pomocy i prawidłowo zabezpieczyć chłopaka. Nie pierwszy raz opatrywała takie złamanie, bo te na ringu zdarzały się dosyć często. Dlatego też przystąpiła do akcji bez choćby chwili zwłoki. Z ulgą przyjęła fakt, że przynajmniej to wciąż było dla niej naturalne, jak oddychanie.

Klik:

4
Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Sro Cze 01, 2022 9:56 pm
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Za wieloma schematami zachowania kryje się drugie dno - trudne do sięgnięcia wyprostowaną do przodu ręką, niesamowicie frustrujące pod względem dopatrywania się i szukania, ale gdy tylko znajdzie się w odpowiednich dłoniach - ciekawe, enigmatyczne, możliwe do wyłuskania poprzez starannie dobrane myśli w postaci analizy i sprawdzania raz po raz, który mechanizm odpowiada za poszczególną reakcję. Nie był wścibski do bólu. Prędzej ciekawy, ale ukrywając to wszystko za maską ignorancji, dowiadywał się momentami nieco więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Niektórzy są jak otwarta księga, gdzie można wyczytać może nie tyle historię, co prędzej stojące za tym wszystkim mechanizmy. A nie mógł nie odnieść wrażenia, że z jakiegoś powodu kobieta zareagowała w sposób, który nakazywał, aby szukać odwróconego medalu. Aby zrozumieć jego sens - choć nie był świadom tego, iż kojot stał przed nim. W wersji człowieczej, w wersji pozbawionej futra i długich odpowiednio ostrych kłów, które wcześniej miały do czynienia z dość specyficznym gryzakiem.
Bo może i zachowywał spokój, choć naprawdę pozorny. To nie tak, że trudno jest go wytrącić z równowagi. Odpowiedni wyzwalacz, czynność działająca rozjuszająco, przyczyniłaby się do zmiany zachowania, choć nie w krzyki. W zdeterminowane, trudne do powstrzymania akcje. Ale tak, był spokojny - nawet wtedy, gdy sytuacja z bójką postanowiła zaowocować problemem w postaci, no cóż, złamanego nosa wśród uczestników. Ale, już na samym starcie coś było nie tak; rozejrzawszy się przenikliwym wzrokiem po awanturnikach, to wystarczyło, aby postawić ich do pionu - chociażby tego częściowego.
- Jasne. - odpowiedział, gdy ta ruszyła po zestaw do pierwszej pomocy, choć, gdy przykucnął, spoglądając tym samym na powstały uraz, był zdziwiony. - Ale panowie, proszę o więcej miejsca. - mruknąwszy w kierunku zgromadzonych zaciekawionych, usadowiony biedak na ławce musiał borykać się z towarzystwem nowego nauczyciela. - Nie dotykaj nosa. - zareagowanie, gdy chłopak postanowił skierować palce w stronę urazu, było uzasadnione; z rany wystawała kość. I nie wątpił w to, że tutaj nie pomogą krople żołądkowe. Prędzej odpowiednie podejście w postaci przyrządów i sterylnych warunków, bo o ile w warunkach bez pomocy medycznej można uciekać się do dość mocno poddawanych wątpliwościom metod, tak jednak nie widział sensu w skazywaniu uczestnika zajęć na dodatkowe nieprzyjemności.
Ale nadal - tak mocnego złamania wśród dzieciaków nigdy nie widział. Naprawdę: badawczo rozglądnął się po pozostałych, szukając jakiegoś twardego przedmiotu wśród dłoni. Pierścionka, sygnetu, czegokolwiek - ukrytego również w kieszeniach luźnych spodenek. Może nie miał rentgena w oczach, ale nie zauważył, aby ktokolwiek posiadał przy sobie jakiekolwiek narzędzie gotowe wydostać kość na wierzch. Z tych przemyśleń na krótko odciągnęła go kobieta, która przyszła z apteczką i lodem.
- Podejrzewam, że nawet pielęgniarka tutaj nic nie zdziała z asortymentem kropelek żołądkowych i sprayu schładzającego. - mruknąwszy, kulturalnie wskazał na wystającą kość. Wsadzanie jej do środka z powrotem nie szło w grę. Pomógł z lodem, pozwalając na przyłożenie owiniętego w materiał chłodu do drugiej strony, gdzie kość pozostawała nienaruszona. - Młodego trzeba zabrać do lekarza. - procedury nakazują; wolałby nie beknąć za problem w postaci narażenia zdrowia lub/i życia ucznia, grając na zwłokę.

Mechanika:

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Sro Cze 01, 2022 10:53 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Wynik: 72
Knox z ulgą przyjęła powracającą jasność umysłu. Skupiona na bardzo konkretnym zadaniu, przestała błądzić myślami i nie koncentrowała się już na rozpraszaczu, który przyjmował dziś bardzo osobową formę.
Uklęknęła przy ofierze i przyjrzała się ranie. Wyglądało to nie najlepiej, ale przynajmniej nie była to złamana podstawa czaszki. Widziała taki uraz tylko raz w życiu i wolała go już więcej nigdy nie oglądać.
-Niemożliwe, czyli to tylko mnie się zrobiło właśnie niedobrze, że potrzebuję kropelek? - Zdobyła się nawet na suchy żart, od którego jednemu z chłopców pociemniało przed oczami. Usiadł, asekurowany przez dwóch kolegów.
- Połóżcie go na glebie, niech sobie pooddycha - wydała komendę, nie przerywając nawet na chwilę zbierania rannego chłopaka do kupy. Gdzieś na horyzoncie zamajaczył dzielny sprinter i biegnąca za nim pielęgniarka. Oczywiście, z naręczem chusteczek higienicznych i paracetamolem w tabletkach aż się przeżegnała widząc powagę zastanej sytuacji.
- Mogę go tam co najwyżej zanieść na plecach - warknęła do Varnhama, wyciągając telefon - walić to, dzwonię po karetkę - wybrała numer i przyłożyła aparat do ucha. Chłopiec w tym czasie lekko osunął się w bok, na co Andrea zareagowała po prostu przyciągając go do siebie ramieniem, by nie pozwolić mu upaść. Jej błękitny t-shirt od razu ozdobiły plamy krwi - kolejny dziś element odzieży, którego w zasadzie mogła się już na dobre pozbyć ze swojej szafy. W międzyczasie odhaczała wszystkie punkty telefonicznego wywiadu przeprowadzanego przez dyspozytora. Rozłączy się dopiero, gdy w oddali usłyszy sygnał dojeżdżającej karetki.

5
Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Sro Cze 01, 2022 11:45 pm
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Złamanie jak złamanie, każdy widzi. Widzi to poprzez krew skapującą raz po raz na podłogę, widzi poprzez postawę chłopaka, który najwidoczniej nie czuje się aż nadto za dobrze, ażeby cokolwiek w tej kwestii zdziałać. Minus mógł być jeden - może i Jeremiah nie był lekarzem, co nie zmienia faktu, iż przy takiej sile uderzenia, wspieranej prawdopodobnie jakimś dodatkowym narzędziem, mogło dojść do uszkodzenia czegoś więcej niż nosa. Nic dziwnego zatem, że podejrzenia względem posiadanego przez kogoś narzędzia do łamania nosa były wskazane. W końcu kto w tak młodym wieku posiada możliwość przywalenia komuś w zakresie wydobycia kości na własne żądanie? Z tkankami na wierzchu, bez najmniejszego skrępowania?
Im dłużej przebywał w tym mieście , tym bardziej uważał ten dzień za jakiś przesycony najróżniejszymi aspektami w postaci rzeczy niemożliwych. Bo jak wytłumaczyć, że jakiś kojot zachowywał się wyjątkowo ludzko, a następnie dzieciak może nie zarąbał innemu dzieciakowi z półobrotu, ale przyczynił się bezpośrednio do problemów w zakresie chirurgii twarzo-czaszkowej? Norwood najwidoczniej okala jakaś dziwna klątwa nieszczęsnych rzeczy, do której Jeremiah coraz to bardziej się przekonywał.
Wzruszył ramionami. Bo co miał zrobić, poza rzecz jasna udzieleniem pierwszej pomocy chłopakowi? Pomijając to, że siedział i zastanawiał się powoli nad pomocą poza Norwood, tak jednak widok krwi nie wpływał na niego w żadnym większym stopniu.
- Mam samochód. - odpowiedział, wyczuwając nutę zdenerwowania w zakresie tonacji głosu panny Knox. Zresztą, ciężko o brak pojazdu do przemieszczania się w kraju, gdzie wiele osób pracuje w miejscu poza rodzimą wsią lub miasteczkiem; ilość posoki wydobywającej się z nosa mogła niepokoić, dlatego nic dziwnego, iż Varnham zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, czy wezwanie tutaj karetki będzie dobrym pomysłem. Raczej nie - zważywszy na konieczność dojazdu z innego, nieco większego miasta.
A tryb głośnomówiący jasno dał im do zrozumienia, iż pomoc medyczna - ze względu na lokalizację i brak możliwości przyspieszenia tego procesu - przyjedzie dopiero za godzinę.
- Nie ma sensu czekać, lepiej już ją odwołać i samemu pojechać. - mruknąwszy, nie zawahał się ani chwili, choć wątpliwości co do ustania się młodego na własnych dwóch nogach były w tymże przypadku uzasadnione. Jak powiedział, tak zadecydował - poprosił Andreę o odsunięcie się, a sam zdecydowanym, acz równie ostrożnym ruchem wziął młodego pod pachę jak zakupy na własne ręce, nie wierząc, że ten będzie w stanie dojść do drzwi od pojazdu bez kolejnej randki, ale tym razem z ziemią. I w tym przypadku koszula pokryła się czerwienią, co raczej będzie ciężko sprać. Choć była to tylko szkoła, tak poczuł lekkie uderzenie w zakresie tego, co wcześniej robił. Szumiące w uszach, nieprzyjemne. - Pani Odonnell, przejmie pani na tę jedną niepełną godzinę grupę. - dorzucił. Nie była to prośba, a zwyczajne polecenie, bo raczej innego wyjścia nie mieli, kiedy to młody najwidoczniej ze stresu czuł się coraz to gorzej. - Chodźmy.
Co za dzień - chciałoby się rzec. W swoim długim dość życiu Ezekiel miał ich więcej, a te były zdecydowanie bardziej intensywne. Nadal nie to samo, ale w jakiś sposób działające wyczerpująco na umysł.
Poszkodowany został z tyłu zapięty; duży suv charakteryzował się możliwością dość wygodnego pomieszczenia wszystkiego, co tylko zechce wejść w struktury umysłu. Niedługo po tym, zgodnie z odpaleniem silnika, pojazd ruszył z miejsca bez najmniejszego zająknięcia.
- Ciekawe, co powie Waleggan. - westchnąwszy, dodał nieco gazu poprzez przyciśnięcie pedału; pozostawało mieć nadzieję, iż młody jakoś będzie się trzymał.

Kostki:

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Czw Cze 02, 2022 4:45 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Wynik: 29
W tym samym momencie, kiedy Jeremiah za całe zło tego świata winił to miasto, czy też inny nadprzyrodzenie niekorzystny układ planet nad jego powierzchnią, ona raczyła winić jego. Gdyby nie on, nie miałaby teraz opatrunku na powierzchni dłoni, który właśnie przesiąkał krwią małolata. Nie spóźniłaby się też do pracy, a dzieciarnia nie miałaby argumentu, by podjąć próbę zwiania z zajęć, a następnie pobicia kolegi, którego trzeba było teraz wieźć na sygnale do najbliższego szpitala w stanie - czyli w chuj daleko.
Jednak teraz uniosła głowę do góry, spojrzawszy na Varnhama z wyrazem wielkiej, niewysłowionej ulgi.
- Odwołuję wezwanie, dojedziemy do was - rzuciła do słuchawki, kończąc gadkę z dyspozytorem. Przynajmniej już się ich spodziewali. Knox nie chciała mówić na głos już nic więcej odnośnie ilości krwi wypływającej z nozdrzy chłopca, by nie trzeba już było ratować nikogo więcej. W ciszy rozpakowała tylko dwa tampony, które umieściła w jego nosie tuż przed tym, nim się odsunęła.
- Proszę przekazać dyrektorowi, że zobaczymy się, jak już będzie po wszystkim. Wieziemy chłopaka do Forks, trzeba będzie powiadomić jego rodziców - Andie była nieco rozdarta - dobrze było, by została na miejscu, ale z jakiegoś powodu wolała nie pozostawiać chłopca z wielkoludem - zgodnie ze swoją naturą, nie pozostawiała swoich bez opieki z podejrzanym, do którego nie miała w tej chwili za grosz zaufania. Ostatecznie pobiegła za nimi do samochodu i usadowiła się z tyłu, obok dzieciaka. Spodziewała się, że ruszą z kopyta, a młody już i tak wyglądał, jakby chciał wyzionąć ducha - ruchy pojazdu mogą tylko dopełnić dzieła zniszczenia.
- Może wykorzystać czas na znalezienie napastnika - nie naciskała na chłopca, by sam powiedział, kto go pobił. Wiedziała dobrze, jak kończyły się takie rzeczy, wszak często sama była sprawcą takich zamieszań - choć z wiele mniej poważnymi skutkami. Szukała w aucie jakiejś papierowej torby, reklamówki, bądź czegokolwiek innego, co mogłaby dać chłopcu w razie mdłości, by zabezpieczyć wnętrze auta przed rozpryskowym ładunkiem… gdyby taki miał się nagle pojawić. Krwawiące nozdrza Andie zabezpieczyła sama, istniała więc szansa, że dzieciak przynajmniej tym płynem nie opryska auta.
- Gdyby znalazła się jakaś reklamówka... - spojrzała niepewnie na chłopca, a następnie skrzyżowała spojrzenia z Varnhamem we wstecznym lusterku - ...to byłabym wdzięczna.
Przezorny zawsze ubezpieczony.

6
Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Czw Cze 02, 2022 9:44 pm
Powrót do góry Go down

Jeremiah E. Varnham
Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
Jeremiah E. Varnham


Avatar 2 : 2 września, Andrea i Jeremiah Okokk10
no one // identity loading...

Brak świadomości o istnieniu zmiennych dawał we znaki dość nie tyle zaskakująco, co prędzej karkołomnie - prowadziło ku zagładzie nie jego, a całe otoczenie, którym to się szczelnie otulał. Nie wiedział o tym, iż spóźnienie wynikało z tego, że kobieta, jaka raczyła go swoją obecnością na jej własnych zajęciach, walczyła z nim na szpony i kły w postaci iście zwierzęcej. Nie miał prawa wiedzieć - jako nowy nabytek tego nadzwyczajnie bosko specyficznego miasteczka, do czynienia miał przede wszystkim z brakiem odpowiednich informacji dotyczących działania chociażby watahy na terenie Norwood. Po prostu ta możliwość w nim obecnie spała - głęboko zakorzeniona, pozbawiona racji bytu, przynajmniej na razie, przynajmniej do czasu. Do czasu, gdy samodzielnie nie będzie świadkiem transformacji ludzkiego ciała w wilcze bądź inne, uznając to albo za wymysł własnej wyobraźni, albo postępującą, niezdiagnozowaną jeszcze chorobę psychiczną.
Wcześniejsza reakcja kobiety utwierdziła go w jednym - iż raczej nie odpuści ze wspólnej jazdy. Głupi nie był, a podejrzliwość kobiety wzmagała jego podejrzliwość; przynajmniej takie miał spekulacje na temat zarówno pierwszego zachowania na jego widok, jak i sztywności mięśni. Bo o ile miała w pełni prawo pojechać z nim i młodym do szpitala, o tyle jednak grupa osób ćwiczących na zajęciach wychowania fizycznego pozostała bez stosownej opieki prowadzącego nauczyciela. Popierał przekazanie dyrektorowi i poinformowanie rodziców; w końcu, jakby nie było, szykowała się dla nich całkiem pokaźna przejażdżka w tę i we w tę.
- Nigdy nie spotkałem się, aby dzieciak własną pięścią złamał innemu dzieciakowi nos do takiego stopnia. Więc zapewne nie tylko napastnika, ale też i czegoś innego. - odpowiedział. Może trzeba było pozostać na uniwersytecie, aby nie musieć się martwić studentami z nabranymi pożyczkami, ale też - nie widział obecnie sensu powracania. Nie ulega wątpliwości to, iż nauczanie takich młodych jest na swój sposób wymagające, bo chwila nieuwagi może przyczynić się do nieszczęśliwego wypadku. Osobiście stawiał na sygnet lub kastet - w szczególności na to pierwsze. Bo małe, specyficzne, twarde i mocne w uderzeniu. A co dopiero w zetknięciu się ze zębami.
Zerknął na dwójkę w lusterku spojrzeniem może nieco znużonym, może nieco zmęczonym. - Daj mi chwilę. - mruknął. Rozumiał jej obawy, a więc i nic dziwnego, że sięgnął do schowka osadzonego tuż nieopodal wajchy od zmiany biegu, wyciągając może nieco pomiętą, acz wystarczającą do tego celu reklamówkę. Tę podsunął jedną ręką do tyłu, zwracając nadal uwagę na drogę. W końcu łatwo czasami o wypadek.
- Proszę. - powiedział; szykowała się nie tyle długa, co prędzej pełna najróżniejszych zmiennych podróż, których to wolałby mimo wszystko uniknąć. Czasami nie mógł. Dlatego wydostał się z miasta nie tyle z ręką na piersi, co prędzej z cichą prośbą, aby ten dzień zakończył się właśnie tylko na tym, a i żeby jakoś droga nie była zablokowana przez chociażby wywróconą ciężarówkę, której zapragnęłoby się napić wody z okolicznego jeziorka.
A kiedy dotarli - nie pozostało nic innego, jak oddać ucznia pod skrzydła bardziej obeznanych w temacie osób. I czekać.

Re: 2 września, Andrea i Jeremiah2 września, Andrea i Jeremiah Empty
Pią Cze 03, 2022 4:02 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: