First topic message reminder : — 02.09.2021 —
Szkoła Podstawowa w NorwoodAndrea & Jeremiah
>Z
lasuBolało ją całe ciało, gdy puściła się szaleńczym biegiem przez las - byle dalej od tego człowieka, jej pieprzonego pniaczka, krzaków nieopodal i tego zapachu, który podkusił ją, by śledzić, a potem wydrzeć mężczyźnie to, co i tak należało do niej. A przecież ostatecznie pozostawiła to wszystko za sobą. Jak jebany pantofelek w bajce o kopciuszku, tak ona zaczarowanemu księciu zostawiła swoje ubłocone i obślinione gacie.
Zaciskając zęby w rozgoryczeniu, przemierzała ostatnie metry lasu, by zaraz zatrzymać się i osłonięta drzewami przejść transformację. Nie bez bólu, gdy powyrywane kępy futra i otarcia na kojocim ciele zmieniły się w podłużne, przekrwione ślady na bladej, kobiecej skórze - przecinające barki i górną część pleców, znaczące czerwoną pręgą także okolicę objczyków.
Spojrzała na swoją dłoń - na jej grzbiecie między kciukiem, a palcem wskazującym widniało nieregularne nacięcie, które sprawiła sobie sama, szarpiąc się bez pamięci między drutami.
Zadrżała, a nogi ugięły się pod nią z wyczerpania, gdy uderzeniowa dawka adrenaliny powoli opuszczała jej ciało. W ustach czuła posmak ziemi, materiału budującego protezę ręki… i strachu.
Splunęła przed siebie, chcąc pozbyć się tych wszystkich smaków z powierzchni języka i powstrzymać targający jej żołądkiem spazm. Trzy oddechy później leżała już na ziemi, dysząc. Raz po raz zaciskała i rozluźniała okolicę szczęki, na której przecież niedawno wisiała całym swoim ciężarem, targana niczym kukła.
Chciała krzyczeć, ale w zasięgu zaledwie kilkunastu metrów zaczynał się teren kempingu, ograniczyła się więc jedynie do kilku stłumionych szlochów. To wszystko, na co mogła sobie w tej chwili pozwolić.
Nie wiedziała, jak długo mogła tak leżeć. Czas ten wystarczył jednak na zasklepienie powierzchownych ran i jako takie odzyskanie sił. Wymęczone mięśnie pozwoliły jej wstać i po raz pierwszy od kilku godzin przybrać pozycję pionową. A i tak w tym wszystkim najgorszy był potworny ból zranionej dumy.
Powolnym i ostrożnym krokiem wyłoniła się z lasu na kempingowe osiedle, gdzie leniwie toczył się dzień, czym naznaczona była końcówka sezonu biwakowego. Chłodne powietrze smagało jej nagą skórę, było jak balsam na zaognione i przecież jeszcze świeże rany.
Wzięła prysznic na jednym z dostępnych, publicznych stanowisk, by doprowadzić się do porządku przed dopiero rozpoczynającym się dniem. Lodowata woda orzeźwiła ją i zachęciła do zerknięcia na zegarek. Zajęcia rozpoczynała dopiero o godzinie dziewiątej trzydzieści, miała jeszcze niecałe czterdzieści minut. Czterdzieści długich minut na doprowadzenie się do stanu używalności po brutalnej walce z
niedźwiedziem leśniczym.
Opatrzyła dłoń przy użyciu szybkiego zestawu aptecznego, a na obolały grzbiet narzuciła t-shirt zakrywający niemal wszystkie jej nowo nabyte mankamenty, które powoli nabierały sinawych, podskórnych wykwitów.
Przynajmniej twarz i nogi nie ucierpiały - pomyślała, zakładając sportowe obuwie na stopy.
Całość zajęła jej niecałą godzinę, do czego musiała doliczyć czas na dotarcie na teren szkoły - i to wszystko bez samochodu! Jej stara Toyota częściej spędzała dni w warsztacie u Bucketa, niż na chodzie, co zmuszało Knox do kolejnej już porannej przebieżki.
Bramę szkoły przekroczyła równo o dziewiątej trzydzieści, co zakrawało o szaleństwo w jej stanie fizycznym - jednak podołała! Dysząc ze zmęczenia, przebiegła ostatnie metry do pokoju nauczycielskiego, gdzie przywitała ją - a jakże - wścibska
Betty. Jak każdy czwartkowy poranek bowiem, tak i ten Betty spędzała na ploteczkach, umilających jej okienko. Z nieskrywaną fascynacją przysłuchiwała się kobiecie także nowa stażystka.
-
A słyszałaś, że podobno nasz dyrektor Warleggan coś teges z Pamelą? - Zerknęła w stronę nieco skonfundowanej Andrei, by zaraz kontynuować już do niej -
a nasz nowy Adonis przyszedł tu chwilę temu i porwał twoją grupę na rozgrzewkę. Jaki miły, uczynny człowiek! - Zaszczebiotała, jakby nie dostrzegając, jak twarz Andrei zmienia wyraz.
-
Dziennik zabrał?-
Ano zabrał - zachichotała, w czym zawtórowała jej stażystka.
-
Co za dzień... - warknęła do siebie i szybkim krokiem opuściła pokój nauczycielski.
-
A co ci się stało w rękę?! - Zawołała Betty do jej pleców. Ale Andrea nie zamierzała odpowiadać, tylko w kilku susach znalazła się na szkolnym boisku.
Pięć minut po czasie - to jakiś żart.
Rozejrzała się po otoczeniu - dostrzegła grupkę dzieciaków. Nigdzie jednak nie wyłowiła wzrokiem żadnego nauczyciela. Jeszcze bardziej wściekła, niż przedtem, chwyciła za gwizdek.
Ostry gwizd podrażnił uszy grupy chłopców, którzy właśnie rozpoczęli rozgrzewkę. Zatrzymali się, na tę niewypowiedzianą komendę i chórem zakrzyknęli:
-
Dzień dobry!@Jeremiah E. Varnham1