Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: okolice Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan
Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Fiadh
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Fiadh


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

 
— 22 sierpnia, wieczór —
cmentarz
Fiadh & Isabel & Erik & Breandan

Druidka dotrzymała obietnicy.
Tak naprawdę Fiadh wcale nie chciała wracać na cmentarz w Norwood. Złożyła jednak przyrzeczenie, poza tym jeżeli duchy nie były tu czymś zwykłym, nie chciała, aby wybryki takiego zostały z czasem przypisane odwiedzającym miasteczko członkom klanu.
Tuż przed zmrokiem pojawiła się przy wejściu na cmentarz. Pora była może średnio odpowiednia, bo to nocą duchy bywały najbardziej aktywne, ale też Fiadh dobrze przyswoiła tę jedną naukę: ludzie z Norwood nie mogą dowiedzieć się o istnieniu magii. Zakładała, że jeśli ktoś odwiedzi cmentarz, to zrobi to za dnia właśnie. Choć do zmierzchu zostało jeszcze trochę czasu, to już się ściemniało, po części ze względu na chmury, które spowiły niebo. Pogoda jakby wyczuła, na co się zanosi i postanowiła stworzyć odpowiednią oprawę - wiatr zaczynał wyć i szarpał jasne włosy druidki, czekającej na nadejście zmiennych. Czasem w jej uszach ten szum brzmiał prawie, jak głosy... ale wmawiała sobie, że to tylko wiatr. I że chłód, powoli przenikający jej ciało od momentu, w którym dotarła do cmentarnych murów, to rezultat powoli obniżającej się temperatury.
Niczego więcej.
Miała nadzieję, że nie zacznie padać. Spalenie zwłok będzie wtedy trudniejsze i przyjdzie jej używać magii. O ile zmienna - Isabel - w ogóle się pojawi.
Eques miała na sobie spodnie i tunikę, które zapewne od biedy uszłyby w Norwood jako strój nieco ekscentryczny, ale jeszcze nie podejrzany. Były zupełnie pozbawione jakichkolwiek ozdób, bo w tym ubraniu niekiedy chodziła na polowanie. Nie zabrała łuku - i czuła się z tym trochę bezbronna - ale nóż już owszem. Przed wyjściem do Norwood poinformowała zwierzchnika eques, co zamierza - ot tak na wszelki wypadek. Z trudem przemagając się, by otworzyć przy nim usta.
Przez ramię przerzuciła torbę. Na wszelki wypadek spakowała narzędzia rytualne, chociaż liczyła, że te nie będą potrzebne. Naprawdę wolałaby nie używać magii. Zabrała też odrobinę soli, chociaż Isabel zapewniała, że o tę zadbają.

@Isabel O'shi @Erik McTaggert @Breandán Kim
Powrót do góry Go down

Isabel O'Shi
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
Isabel O'Shi


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Nie tylko druidka dotrzymała obietnicy. Lisica niemalże natychmiast po rozejściu się dróg kobiet sięgnęła po telefon, żeby wprawić w ruch machinę prowadzącą do alfy. Duch nie mógł – nie powinien – był grasować sobie na cmentarzu jak gdyby nigdy nic, jak wywnioskowała ze słów Fiadh. Bogiem a prawdą, sama wolała nie mieć nad karkiem żadnej zjawy, gdy tak przesiadywała na grobach bliskich. Nie czułaby się z tym komfortowo; teoretycznie od takiego miejsca ciężko oczekiwać komfortu, ale spokoju i ciszy – już jak najbardziej tak.
  Pogoda nie nastrajała pozytywnie – obawiała się, iż zaraz lunie jak z cebra, przez co cała brudna skądinąd operacja stanie się jeszcze brudniejsza i skończy jednym, wielkim praniem, o ile nawet nie niepowodzeniem. Wszak mówiła coś o ogniu, tak? A co gasiło ogień? Dokładnie tak, deszcz.
  Ale przyszła, oczywiście że tak, w końcu wręcz nie wypadało zwinąć się pod ciepłym kocem w kłębek, każąc innym załatwiać sprawy – zwłaszcza jeśli sama wsadziła kij w wilcze mrowisko i doprowadziła do ściągnięcia tu przedstawicieli alfy.
  Narzuciła na siebie kurtkę z kapturem, chroniącą przed coraz większym chłodem i potencjalnym opadem. No i jeansy – a przynajmniej tyle można było dostrzec, nie licząc jeszcze butów, zwanymi powszechnie adidasami. Rude włosy zostały spięte w kitkę; wolała ich nie mieć teraz rozpuszczonych. Do plecaka, który został narzucony na jedno z ramion wrzuciła dobre dwa kilo soli (halo, nie miała pojęcia, ile jej potrzeba), płynną podpałkę do grilla i trochę benzyny. Tej ostatniej wolała nie używać, w końcu to był „pokarm” dla kosiarki, ale tak na wszelki wypadek...
  - Przyszłaś – mruknęła w ramach powitania pod adresem druidki, zatrzymując się tak z parę dobrych kroków przed nią – Alfa wie, zaraz powinni pojawić się członkowie watahy, pomogą – poinformowała, zaciskając dłoń na żelaznym łomie, wygrzebanym z największych czeluści domostwa. - Dwa kilo soli wystarczy? – spytała, nieco niepewnie.

1
Powrót do góry Go down

Erik McTaggert
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Erik McTaggert


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Cóż, Erik nie spodziewał się, że po powrocie z popołudniowego treningu otrzyma pilną wiadomość, aby stawić się na cmentarzu z powodu ducha. Że niby ich cmentarz był nawiedzony? Pierwsze słyszał, a przecież był w tym miejscu tyle razy! W każdym razie sprawa była jego zdaniem na tyle enigmatyczna, że nie potrafił sobie odmówić zobaczenia tego na własne oczy. Nawet jeśli był trochę poobijany, a z wiadomości wynikało, że w całej akcji będzie brała udział także jakaś druidka, po prostu musiał się tam wybrać.
        Zgodnie z zaleceniami zabrał ze sobą łopatę i trochę żelaza, chociaż nie do końca wiedział, do czego może być im to potrzebne. W końcu nie będą rozkopywać grobów, co? Haha, to by było dosyć... niepokojące. Zwłaszcza że prawdopodobnie, gdyby dostał w pracy wezwanie w tej sprawie, to musiałby aresztować gagatków zaangażowanych w coś takiego. Wolałby nie być na ich miejscu. Ugh, gdyby jeszcze dopadła ich Amanda lub inny śmiertelny funkcjonariusz. Musiałby się gęsto tłumaczyć albo bardzo szybko wymyślić bardzo wiarygodną historię.
        — Hej — rzucił do zebranych, gdy w końcu udało im się ich zlokalizować. Naciągnął kaptur na głowę i przedstawiał się krótko Fiadh, ponieważ nie przypominał sobie, aby wcześniej mieli okazję ze sobą rozmawiać. Następnie zerknął na Isabel, przeczuwając, że ma więcej informacji od niego. — A więc... Co my właściwie tutaj robimy?
        Wbił szpadel w ziemię i oparł się jego rączkę. Spojrzał z niezadowoleniem w niebo. Było wietrznie i same warunki pogodowe nie zapowiadały, aby był to jakiś wyjątkowo pozytywny wieczór. Oby to nie była jakaś zła przepowiednia, pomyślał, spoglądając tęsknie w kierunku wyjścia z cmentarza. Zdecydowanie wolałby teraz leżeć w łóżku pośród koców i poduszek, dochodząc do siebie po laniu, które urządziła mu Nora. W końcu jutro musiał jeszcze iść do roboty!
        — Podobno znalazłyście jakiegoś ducha, czy coś w tym rodzaju? — Wodził wzrokiem od druidki do lisicy, zastanawiając się na ile trafne były ich odkrycia.


@Fiadh @Isabel O'Shi @Breandán Kim
Powrót do góry Go down

Breandán Kim
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Breandán Kim


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Druidzi. Aktualnie to słowo mówiło dokładnie wszystko, co odczuwał Brean po esemesach od Isabel. Tylko druid byłby w stanie poleźć na cmentarz i znaleźć tam jakieś duchy. Zaczynał rozumieć, dlaczego Seamus bywał taki szurnięty. Może jeszcze zaczną wywoływać demony albo coś. No ale przecież nie mógł zostawić tej sprawy samopas. Oczywiście powynarzekał na całą sytuację, a potem poszedł do alfy z informacją o całej sprawie. Do przewidzenia było, że na wszelki wypadek alfa wyśle tam wsparcie, aczkolwiek mniej przewidywalne, że to on będzie jednym z tego wsparcia. No ale w sumie czemu nie, jakiegoś super problemu w poszlajaniu się na cmentarz nie widział. Zorganizował łopatę i łom, po czym owinął to jakąś szmatą i przewiązał sznurkiem. Wyciągnął też spod łóżka kanister benzyny, niech im będzie, że poświęci paliwko. Wtedy przemienił się w czarnego wilka i zębami zatargał swoją futrzastą osobę oraz przedmioty na cmentarz. W sumie od biedy mógł nawet przypominać słynnego Psa Baskerville'ów albo jakiegoś innego piekielnego ogara. Tylko czy piekielny ogar merdał ogonem?
Widok Erika był pewnego rodzaju errorem. Obecność McBajgla mówiła tylko tyle, że trzeba było się wrócić po jakieś portki. Zawył krótko niezadowolony, machnął dwa razy ogonem i z powrotem zniknął. Dopiero po jakichś 10 minutach wszedł przez bramę, w spodniach, aczkolwiek bez butów i z jakimś dziwnym naszyjnikiem na szyi.
- Tráthnóna maith. - odezwał się oczywiście po irlandzku, bo jakże to inaczej. I nie miało znaczenia, że zarówno Erik jak i Isabel wiedzieli, że angielski doskonale zna. Breandan to Breandan, tego się po prostu nie dawało ogarnąć. Pozwolił jednak dziewczynom wyjaśnić sytuację Erikowi, sam natomiast wypakował żelazny łom i łopatę, które oparł o pobliski nagrobek. Zaczął się też z zaciekawieniem rozglądać, jakby liczył, że coś zaraz na nich wyskoczy. Problem był tylko taki, że niematerialnym bytom raczej nie sposób pięścią pokazać, gdzie powinni się wynosić. Miał więc tylko nadzieję, że druidka wie, co robi. Swoją drogą chyba kojarzył ją z Luny z podpisania pokoju.
Powrót do góry Go down

Fiadh
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Fiadh


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

- Obiecałam - powiedziała krótko, jakby to przesądzało sprawę. Złożyła obietnicę. Żyła w społeczności, gdzie to coś znaczyło. A obecność Isabel oznaczała, że jednak zdecydowali się rozprawić z duchem.
Dwa kilo soli! Fiadh była trochę zaskoczona, że zmienna mogła tak łatwo zdobyć aż taką jej ilość. Z drugiej strony - może uznano ducha za potencjalnie problematycznego i alfa zgodził się przeznaczyć zasoby? Druidka dotąd nie była w sklepie, nie zdawała więc sobie do końca sprawy z tego, ile rzeczy dało się w nich kupić.
- Wystarczy. Trzeba będzie usypać krąg - wyjaśniła. Pewnie znów nie do końca pojmując, że jej wytłumaczenia prawdopodobnie nie będą wystarczające. Z drugiej strony, jeżeli Isabela kojarzyła seriale i książki fantastyczne... To cóż, niektóre rzeczy nie brały się w nich bez powodu.
Na widok wilka... nie zareagowała wcale. Po prawdzie przeszło jej przez myśl, że to duch. Tylko tym razem taki, którego widzi tylko ona. Dość niepokojący. Dopiero gdy dostrzegła blaszane pudło uświadomiła sobie, że to może być zmienny...
Dlaczego, u licha, w zwierzęcej formie?
Zesztywniała trochę, widząc Erika. Nie czuć było od niej strachu, ale obecność zmiennych, przedstawicieli nacji, z którą przed trzydziestu laty walczyli jej rodzice, wywoływała w niej czujność. Na razie cały pokój był dla niej znakami atramentu na papierze i na pewno nie czuła się swobodnie ani w Norwood, ani w towarzystwie wilków. Isabel jeszcze sprawiała wrażenie niegroźnej: była kobietą, trochę nawet od Fiadh niższą, poza tym jej obecność po prostu nie alarmowała instynktów druidki. Ten tutaj byli jednak mężczyznami, w dodatku mocno przerastającymi eques, nawet jeżeli ta jak na dziewczynę wcale nie była niska.
Gdy Erik zaczął wypytywać, co będą robić, zerknęła na Isabel, trochę zagubiona. Nie była pewna, czy powinna teraz wszystko wytłumaczyć? Czy kobieta im nic nie przekazała?
- Duch. Nie odejdzie bez... zachęty. Sami zobaczycie - mruknęła w końcu cicho, uznając, że chyba tak będzie najlepiej. Chociaż do miejsca, gdzie dostrzegły wcześniej ducha, było stąd kilkanaście metrów, Fiadh całą sobą czuła, że on tam jest. Mając w pamięci pierwszą reakcję Isabel uznała, że lepiej będzie pozwolić, aby też zobaczyli, co czaiło się na Norwoodzkiej nekropolii. Po prostu nie do końca umiała to wszystko wyłożyć. Nie była najlepszym oratorem w Braemar. Właściwie była jednym z najgorszych.
Chociaż do rozpraw z duchami, mimo tego, że nie była królową rytuałów, pewnie nie mogliby sobie wybrać lepszej pomocnicy.
Breandan - któremu przez zapadającą ciemność nie miała okazji dobrze się przyjrzeć - natychmiast skojarzył się jej z demonami, o których kiedyś opowiadała matka. Fiadh nigdy nie widziała człowieka, który wyglądałby... tak dziwnie. Może miał wśród przodków jakiegoś potwora...? Albo obłożono go klątwą?
- Dia dhuit - odparła spokojnie Breandanowi, nie poświęcając mu więcej ani jednego spojrzenia, bo i skąd miała wiedzieć, że znajomość tego języka nie jest czymś zwykłym u zmiennych...? A wolała za bardzo na niego nie patrzeć, kto wie, jakich demonicznych przodków miał w drzewie genealogicznym.
Cofnęła się, pierwsza wchodząc na teren cmentarza. Poruszała się ostrożnie, bo mrok już zapadał, co ograniczało jej możliwości widzenia, a nie miała żadnych latarek czy telefonów, którymi mogłaby oświetlić drogę. Zaklęć zaś dla czegoś tak trywialnego nie chciała używać. Nie tutaj.
Powrót do góry Go down

Isabel O'Shi
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
Isabel O'Shi


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Lisica nie miała najlepszego humoru; kiepska pogoda niestety dała jej nieco w kość, ale – słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Tak więc pozostawało zacisnąć zęby i maskując swe dolegliwości, czekać cierpliwie na cmentarzu.
  - Cześć – przywitała się z Erikiem, a potem wyjaśniła – W największym skrócie: pozbywamy się ducha. Może kogoś skrzywdzić, jeśli pozwoli mu się pozostać. – w zasadzie potwierdziła to, co sam powiedział. Znalazły ducha, dokładnie tak – aż skinęła lekko głową.
  Niemniej wciąż nie byli w komplecie.
  Pojawienie się Breandana nie pozostało niezauważone, ale jego zniknięcie wywołało już uniesienie brwi.
  - Mam nadzieję, że nie pognał po kiełbaski – burknęła cicho pod nosem, przywołując w pamięci SMSy, nie tak dawno przecież wymieniane. Czy był w stanie to zrobić? Nie wątpiła, że tak; już zdążyła go na tyle poznać, żeby wiedzieć, iż świętości i obyczaje miał za nic – a przynajmniej te, które wypłynęły w trakcie ich znajomości. Bo a nuż jednak istniały pewne granice, których nie przekraczał? Chyba musiała go o to spytać. Kiedyś.
  - Krąg? – zerknęła na druidkę – Och, to prawie jak w takim jednym serialu… sypano kręgi oraz pod oknami i przy progach, żeby złe nie weszło – wyrzekła, skrobiąc się po policzku.
  - Dobra, chodźmy – westchnęła, gdy Brean ponownie się pojawił, w ludzkiej tym razem formie. I nie z gołą dupą, chwała niech będzie bogom, bo to dla druidki mogłoby być zbyt wiele. Chyba. Może. Nie była pewna, ryzykować nie chciała. W każdym razie, podreptała za druidką grzecznie.
  Nie musieli iść długo, żeby to zobaczyć. Kształt, przycupnięty na jednym ze świeżych grobów, ewidentnie nieposiadający zapachu, przejrzysty, niematerialny. Był i... zniknął, rozmył się w powietrzu, jakby tam wcale nie istniał. Nigdy.
  - Widzicie? – szepnęła cicho, zwracając uwagę pozostałych na byt. Ich cel. Zdaje się, że siedział właśnie tam, gdzie „mieszkał”...


2
Powrót do góry Go down

Erik McTaggert
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Erik McTaggert


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Erik zaszczycił Breandána zdziwionym spojrzeniem, gdy zauważył, że ten zdecydował się przybyć na spotkanie w zwierzęcej formie. A więc to takie były wymagania? Nikt mu nie powiedział! Przez dłuższą chwilę pojedynkował się z wilkiem na spojrzenia, jakby próbując dojść do tego, który z nich nieprawidłowo przygotował się do tych małych egzorcyzmów. Kiedy Kim zniknął gdzieś w krzakach, pozostawiając po sobie swój ekwipunek, McTaggert doszedł do wniosku, że oficjalnie może odtrąbić zwycięstwo.
         Cóż, skłamałby, gdyby stwierdził, że nie cieszył się z tego, że wywołuje, chociaż minimalny niepokój u druidki. Wprawdzie w żadnym razie nie życzył jej źle, jednak sam czuł się dzięki temu bezpieczniej, wyczuwając, że ktoś postrzega jego samego, jako kogoś potencjalnie niebezpiecznego. Spuścił wzrok na ziemię, wysłuchując dokładnie wszystkich instrukcji, starając się wyłapać jak najwięcej kontekstu z tych pourywanych konwersacji.
         — To chyba takie wierzenie ludowe, że sól odpędza zło, demony czy coś w ten deseń — mruknął, przypominając sobie ten motyw z jakiejś gry komputerowej lub książki fantasy.
         Zajął miejsce na samym końcu grupy z racji tego, że poczuł się najbardziej niedoinformowany względem tego, co właściwie miało się dokonać na starym cmentarzu. Gdy Isabel nagle coś zauważyła, wychylił się, próbując zlokalizować tajemniczy byt. Cholera, za późno! Gdy już skupił się na konkretnym punkcie na cmentarzu, po postaci pozostała tylko ledwo widoczna mgiełka.
         Wilk zaczął węszyć, jakby chciał potwierdzić, czy faktycznie mają do czynienia z czymś niematerialnym. Co tu dużo mówić, jego wnioski były podobne do tych wysnutych przez lisicę. Przybysz z innego świata nie zostawił po sobie żadnego znaku swej bytności wyczuwalnej przy pomocy wyostrzonych zmysłów zmiennych, jednak sam fakt, że tego nie zrobił, stanowił na swój sposób wystarczający dowód jego obecności.
         — Mhmm — mruknął, starając się zignorować gęsią skórkę.


@Isabel O'Shi @Fiadh @Breandán Kim
Powrót do góry Go down

Breandán Kim
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Breandán Kim


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Kiedy tylko wrócił na cmentarz, Erik dostał od niego spojrzenie pełne ponurej obietnicy. Ja ci kurwiu jeden dam walki na spojrzenia. Zapach triumfu płynący od zastępcy szeryfa sprawiał, że miał ochotę trzepnąć gościa przez łeb, ale chwilowo bardziej interesował go ten nieszczęsny duch. Na Eriku zawsze mógł odegrać się później i później mu nawrzucać. Albo i nie? W tym momencie bowiem nastąpił stek irlandzkich przekleństw, zakończony paskudnymi życzeniami pod adresem Erika.
- An urrainn dhut dèiligeadh ris a’ bhuannachd seo. Bheir mi sabaidean dhut airson na coltas. Fuirich, fuirich, gheibh mi air ais. Chan eil fios agad air an latha agus an uair a bhios rudeigin a’ sèideadh suas sgudal. Air neo cuiridh e 'bhean ghoirt sin.* - wymamrotał na głos, uśmiechając się dosyć wrednie. Co przynamniej dla druidki mogło być trochę przerażające. Był świadomy przede wszystkim dwóch rzeczy. Erik nie zrozumie ani słowa, Isabel tak samo. A drutka? Drutka i tak nie ogarnie, o co biega, o skomentowaniu tego nie wspominając. Główny urok posługiwania się innym językiem, niż cała reszta. A czemu nie użył koreańskiego? Chyba przyzwyczajenie z dzieciństwa, gdzie często tak wyrzekał na irytujących kolegów, ku dzikiej uciesze kumpla.
- Podobno coś też było w kwestii palenia ciała, żeby duch się nie plątał przywiązany do kości. - ejże, zdarzało mu się obejrzeć jakieś odcinki Supernatural. Komiksy o Hellblazerze też się całkiem spoko czytało. Nie, żeby w ogóle w to wierzył, ale wiadomo. Rozrywka dla dzieciaka była świetna.
Ruszył grzecznie za paniami, bo w końcu płeć piękna przodem, trzymając w jednej ręce kanister z benzyną i łom, a w drugiej łopatę, po czym po prostu się zatrzymał. I dobrą, długą chwilę wpatrywał się w niematerialne ustrojstwo, które właśnie zniknęło.
- Slainte naomh...** - wymamrotał na głos, otwierając szeroko ślepia. Zjarał się. Chyba. Nie miał pojęcia czym, ale duchy nie istniały. Podobno. A to coś było i znikło, a wilczy nos nie czuł nic. Nic dziwnego, że łypnął podejrzliwie na druidkę, jakby to była jej wina, że coś łaziło po cmentarzu, znikło i nie zostawiło śladów.

*Żebyś się usrał z tym triumfem. Ja ci dam walki na spojrzenia. Poczekaj, poczekaj, już ja się odegram. Nie znasz dnia i godziny, jak ci coś śmietniki wysadzi. Albo naśle tę wredną wścibską babę.
**O cholera jasna...
Powrót do góry Go down

Fiadh
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Fiadh


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan AdHTxKnt_o
Dair bán // always faithful

- Tylko na chwilę - odparła z powagą na słowa Erika. Cóż, duchy były wrażliwe na sól i żelazo, ale obsypanie takiego nawet całym workiem nie mogło załatwić sprawy.
Fala wyklinania ze strony Breandana na moment ściągnęła na niego spojrzenie druidki No cóż, zaiste, nie do końca pojmowała, o co z tym chodzi i dlaczego chce wysadzać czyjeś śmietniki… cokolwiek miał na myśli.
- Meallacach – mruknęła tylko, z odrobiną przekąsu w głosie, nie pozostawiającego wątpliwości, że słowo zostało wypowiedziane ironiczne. Zaraz jednak odwróciła się – ku duchowi. Nie wyłapała podejrzliwego spojrzenia bądź je zignorowała, zbyt zaniepokojona obecnością bytu.
Z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej, zarówno przez chmury, jak i fakt, że nadciągała noc. Mimo to dostrzec sylwetkę ducha mogła nawet Fiadh, nie mówiąc już o zmiennych z ich wyczulonymi zmysłami. Druidka przystanęła, po pierwsze chcąc się upewnić, że oni też widzą postać - że nie jest to kolejny wytwór jej własnej wyobraźni - po drugie, że znalazł się w tym samym miejscu.
Dobrze. Przynajmniej nie będzie musiała sprawdzać po kolei grobów, by znaleźć ten właściwy.
Zamrugała, zdumiona, kiedy znikł, bo tego się nie spodziewała. Ale nie, nie odszedł, była pewna, że wciąż tu był… Najwyraźniej jednak ściągnęli na siebie jego uwagę – właściwie nic dziwnego, nie zachowywali się zbyt cicho. A jeżeli się chował… może wcale nie był tak nieszkodliwy, jak wyglądało to ostatnio. Przekalkulowała szybko, zastanawiając się, co powinni zrobić.
Zmienni byli silniejsi od niej, ale zęby i pazury nic duchowi nie zrobią. Sól i żelazo mogły dać sekundę, ale jedyna faktyczna przewaga to magia...
A on tu był.
Na pewno tu był…
- Naszykuj sól, proszę - zwróciła się do Isabel pośpiesznie, wygrzebując ze swojej torby trochę soli. - Krąg. Wokół jego grobu. Szybko, dobrze?
Ledwo skończyła mówić, duch znów się zmaterializował. Tym razem bliżej. Półprzezroczysta sylwetka, przypominająca człowieka. Fiadh syknęła, rzucając się do przodu, by wskoczyć na pobliski nagrobek i przebiec obok istoty.
Z nadzieją, że zdoła ją choć na moment zająć, aby Isabel miała szansę dobiec do grobu i zacząć sypać sól, z pomocą pozostałych zmiennych czy bez niej. (Chyba po krzykach Breandana Fiadh straciła trochę nadzieję na to, że on tu będzie pomocny…) Szybko okazało się też, że duch nie jest chyba z gatunku tych całkiem nieszkodliwych lub obojętnych, bo jego kształt aż się rozmazał, kiedy błyskawicznie próbował ku niej sięgnąć. Fiadh zeskoczyła z nagrobka, nurkując pomiędzy pomniki, wymykając się spod widmowych rąk.

/zgodnie z ustaleniami specjalnie dla Erika, by uznał, że jednak ducha trzeba się pozbyćXD/
Powrót do góry Go down

Isabel O'Shi
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
Isabel O'Shi


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Łypnęła nieco skonfundowana na Breana, gdy ten zaczął całą litanię po… nie miała pojęcia, jakiemu, jak dla niej to równie dobrze i mógł mówić nawet po chińsku. Byłoby tak samo zrozumiałe, czyli wcale. I nie, żeby wypadało gadać w obcym języku w towarzystwie, które tegoż nie znało ni w ząb. Skądże znowu. Ale już pal licho z tym; wolała się zainteresować bliżej otoczeniem.
  Duchem.
  Czy przypadkiem nie postanowi zrobić kuku? Czy faktycznie jedynie się rozmył, zniknął, gdzieś ulotnił – w jakiś swój duchowy ciemny kącik, gdzie mógł mieć nadzieję, że nikt go w nim nie skrzywdzi? Nie wiedziała.
  Musiała być czujna.
  Gotowa do działania… jakiegokolwiek. Palce mocniej zacisnęły się na łomie, a następnie nieco rozluźniły, gdy usłyszała prośbę druidki.
  - Mhm – wymruczała, zsuwając plecak z ramienia, by zacząć w nim grzebać. Szybko? Kurczę, sytuacja w tej chwili nie wyglądała szczególnie groźnie, ale… no, nie znała się. Może faktycznie należało się sprężać. - O żeż... – sapnęła, wygrzebując opakowanie soli.
  Nie bawiła się nawet w zapinanie plecaka, po prostu sprawnym ruchem narzuciła go z powrotem na ramię i pognała w stronę grobu, w biegu otwierając środek do wybawienia grupy z opresji. Rzecz jasna, potrzebowała do tego obu rąk, stąd też - z uwagi na niedobór czasu – łom wylądował gdzieś na ziemi.
  O na wszystkich bogów. I liściasty bór! Czyli jednak duszek okazał się być z gatunku tych agresywnych, ewentualnie się zorientował, że próbują go wykurzyć. A raczej nikt tego nie lubi…
Przeklinając pod nosem zaczęła usypywać krąg, modląc się w duchu, żeby zdążyła na czas. I żeby nie postanowił ruszyć zaraz na nią.

3
Powrót do góry Go down

Erik McTaggert
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Erik McTaggert


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Jak na takiego dorodnego wilka, to Breandan był nadzwyczaj delikatny, skoro zwykły pojedynek na spojrzenia wyzwolił w nim tak bogatą gamę emocji! Nawet Erik, którego męska duma w ostatnim czasie nie przeżywała raczej swojego najlepszego okresu, nie była tak wyczulona wszelkiego rodzaju incydenty. W sumie to główny zainteresowany nawet nie przejął się zbytnio tym, że jego dobitny wzrok mógł w jakikolwiek sposób urazić drugiego wilka.
        Nie uszło jednak jego uwadze to, że mężczyzna zaczął mruczeć do siebie jakieś dziwne inkantacje. Język druidów w ustach zmiennego? A może jakiś pochodny, którego nie potrafił rozpoznać? W sumie nie był jakimś wielkim znawcą. Skrzywił się lekko, bo chociaż nie zrozumiał ani słowa, tak intonacja nie wskazywał na to, aby wypowiedź zawierała w sobie wyrazy dozgonnej lojalności lub miłości. Zerknął na Fiadh, jakby oczekiwał jakichś wyjaśnień. Czy była to część rytuału, który miał wypędzić ducha z tego cmentarza?
        — Tutaj to prędzej znajdziemy kości, niż ciało — mruknął, zerkając na jeden z nagrobków.
        Słowa druidki względem efektywności zastosowani soli nie napawały go optymizmem. Wręcz przeciwnie, sprawiły, że zaczął kwestionować swoją obecność tutaj. Czy w watasze nie było kogoś bardziej obeznanego z tematem duchów? W Seattle było o nie stosunkowo trudno, a w tych okolicach musiał być chociaż jeden wilk, który wiedział, jak się powinno je zwalczać lub chociaż przed nimi bronić, prawda? Albo, chociaż pół wilka? Książka? Stary dziennik? Notatka spisana pod wpływem natchnienia? Nie? Ehh...
        — A my co mamy robić? — rzucił, bo wolałby nie stać jak słup soli, czekając na Księżyc jeden wiedział co. Nie zdołał jednak uzyskać odpowiedzi na swe pytanie, ponieważ duch, jak szybko zniknął, tak równie prędko zdecydował się ponownie dać znać o swojej obecności. Erik cofnął się gwałtownie, ciesząc się, że zamykał pochód i na nikogo nie wpadł. — Kurwa mać!
        Zacisnął mocniej ręce na trzonku swojej łopaty, obserwując ze zdziwieniem, jak Fiadh śmiga między nagrobkami, próbując uniknąć dotyku zjawy. Jego uwaga skupiła się więc na Isabel, która chwilę wcześniej dostała od druidki bardzo konkretne instrukcje. Przebiegł przez kilka płyt nagrobnych, aby dotrzeć do rudowłosej, jednak poślizgnął się na jednej z nich, co sprawiło, że prawie stracił równowagę. Na szczęście prawie. Rzucił na trawę przyniesione żelazo.
        — Przyda się to do czegoś? — sarknął, trzymając łopatę oburącz, jakby od tego zależało jego życie. Począł się rozglądać po okolicznych grobach, jakby spodziewał się, że za chwilę inni zmarli przerwą swój wieczny spoczynek, aby wspomóc swego sąsiada. — Pojebane to w chuj. Powiedz, że ona naprawdę ma jakiś plan.


@Breandán Kim @Fiadh @Isabel O'Shi
Powrót do góry Go down

Breandán Kim
Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
Breandán Kim


Avatar 2 : 22.08, późny wieczór, Fiadh, Isabel, Erik, Breandan I4InMHij_o
wildness // beetween two worlds

Breandan to Breandan. Licho wie, co to sobie myślało, ale czy konkretnie był urażony? Prędzej się tylko oburzył, ale Azjata ogólnie miewał dziwne pomysły. A że przy okazji zyskał sobie okazję do przyprowadzenia Erikowi na łeb Buckettowej... Fiadh za to dorobiła się pełnego radości uśmiechu, a także i ukłonu, o dziwo całkiem dżentelmeńskiego. Co sobie o nim druidka pomyśli nie obchodziło go wcale, reszta zgromadzenia lepiej czy gorzej go znała. Na razie po prostu łazili po cmentarzu, więc i Breandan podchodził do tego na luzie. No, przynajmniej póki nie zobaczył faktycznie ducha, bo wtedy z miejsca spoważniał.
- Prawdopodobnie o to chodzi. - odpowiedział Erikowi już całkiem ludzkim językiem, za to o wiele poważniejszym tonem. Skoro przyszło mu już zetknąć się z prawdziwym psia krew duchem, to zdecydowanie należało zachować powagę i słuchać druidki, z olbrzymią nadzieją, że ona naprawdę wie, co robi i że po całym jej hokus pokus ta niematerialna, agresywna plazma wyniesie się stad w cholerę. Przynajmniej plus był taki, że jakoś obecność Erika mu nie podpasowała i zwyczajnie sobie zniknął. Niestety to było tylko na chwilę. Zaraz potem ten cholerny duch się zmaterializował ponownie, ale już bez przyjaznych zamiarów, a nawet wręcz przeciwnie. Ewidentnie wyglądał, jakby chciał zrobić im jesień średniowiecza.
Problem w tym, że niematerialna plazma rzuciła się za druidką. Nie był dobry w rysowaniu kręgów, poza tym tym mieli zająć się Isabel i najwyraźniej Erik. Dlatego Breanowi została jedna, jedyna rzecz - pomóc druidce. Bez namysłu porwał łom i pognał za tą dwójką, a gdy tylko Fiadh wyrwała się z łap ducha, zaszedł mu drogę. Przeskoczył czyjś nagrobek i strzelił duchowi w łeb łomem. Poskutkowało, ale domyślił się, że niezbyt.
- A bheil fios agad air beatha gu bheil an cac seo gu bhith air ais?* - spytał rzeczowo, ale ze śmiertelną powagą w głosie. - Fuirich air mo chùlaibh gus an criochnaich an fheadhainn eile.** - rzucił twardo, stając obok druidki. Gdy tylko duch pojawił się ponownie, Brean bez wahania znów walnął go łomem. To była zabawa w kotka i myszkę, ale przynajmniej kupował w ten sposób czas tamtym. Czemu natomiast nie zwracał się do druidki po angielsku, choć ewidentnie rozumiała ten język? Chyba tylko dlatego, że miał w końcu okazję trochę pogadać po irlandzku z kimś, kto go rozumie. W Norwood był spory problem ze znajomością tego języka.


*Znając życie to gówno zaraz wróci?
**Trzymaj się za mną, aż tamci nie skończą.
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: