Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityAndrea i Bruthus



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: Festyn Williama Norwooda Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Andrea i Bruthus
Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

 
— 1 września - otwarcie festynu —
Festyn Williama Norwooda
Bruthus & Andrea

Cykliczny Festyn Williama Norwooda był jedną z niewielu okazji, kiedy panna Knox jeszcze będąc nastolatką, nie szczędząc swoich wytartych trampków, rzeczywiście udzielała się w życiu miasteczka. Z rozrzewnieniem wspominała - już w jego przeddzień, gdy całe miasto uwijało się z przygotowaniami na dzisiejszy wieczór - jak sama podciągała ozdobne światełka wiszące na całym terenie festynu, wiązała snopki i pilnowała dzieciaków, by nie kradły misiów z wystawy na loterii fantowej. Dziś chciała ograniczyć się jednak wyłącznie do biernej konsumpcji piwa, corn-dogów i oklepanych atrakcji - zarobiona po łokcie przed nowym rokiem szkolnym i zaaferowana tworzeniem petycji do burmistrza, daleko z tyłu głowy miała wszelkie inne formy działań w miasteczku. Ledwo wyrwała się z kołowrotka pracy dydaktycznej, w który wpadła około godziny ósmej rano,a już pędziła na teren festynu, nim jeszcze niebo wystawi list gończy za księżycem i gwiazdami. Zdążyła się tylko przebrać w dżinsowe szorty i narzucić na biodra ulubioną, szarą bluzę z kapturem.
Podeszła do pierwszego lepszego stoiska w strefie gastro i szybko zlustrowała menu rozpisane na drewnianej tablicy.
- Piwo i donuta, proszę! - Zamachała dziesięciodolarówką przed oczami sprzedawczyni. Gawiedź dopiero zbierała się na miejsce imprezy i wiele stolików było jeszcze pustych, a kramy ledwie zdążyły rozłożyć się z asortymentem, ale już gdzieś obok rozpętała się pierwsza kłótnia między tym mechanikiem, Bucketem a starą Bucketową. Andie odchyliła się do tyłu, aby wyłowić pojedyncze zdania z tej istnej batalii pomiędzy dwojgiem, ale jedyne co wyłapała to nieludzki jazgot zagłuszany skoczną muzyką. Szybko straciła więc zainteresowanie tocząca się awanturą, która najpewniej była skupiona wokół obiektu westchnień biednego mechanika o psim spojrzeniu.
Już ze słodką przekąską i napojem w ręce, rozejrzała się na chwilę za spokojniejszym kątem, gdzie szybko strzeliła sobie selfie, które natychmiast przesłała do swojego ulubionego medyka w tej części stanu. Zaraz dołączyła do niej krótką wiadomość nie pozostawiającą żadnych złudzeń, gdzie chce go widzieć za piętnaście minut. Dla pewności jeszcze przesłała pinezkę, choć tuż po jej wysłaniu rozglądała się już za atrakcjami, które mogłaby obskoczyć, nim Bruthus się tutaj pojawi. Jej uwagę przykuła strzelnica z nagrodami. I rozkraczony dla lepszej stabilności, jej ulubiony dyrektor szkoły. Przyglądając się z uśmiechem jego karkołomnym wyczynom, pociągnęła łyk złocistego trunku, który przyjemnie połaskotał jej wysuszone na wiór gardło. Im bliżej do Lunariów, tym trudniej było jej utrzymać rezon, zrobiła jednak co w jej mocy, by wepchnąć tego donuta do ust. Wszak był to dziś jej pierwszy posiłek.

@Bruthus Gilbert Atteberry
1
Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Sro Maj 18, 2022 9:48 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Zbliżające się powolnymi krokami lunaria dają o sobie znać bardziej, niż mógłbym się tego po sobie spodziewać. Sen, zakłócony kolejnym koszmarem, wyrzuca z płuc ostatki powietrza, powodując zmęczenie.
Westchnięcie wydobywa się spomiędzy moich ust w zaskakującym, dość szybkim tempie. W domu nie panuje spokój, a zamiast tego pod kopułą czaszki kotłują się myśli dotyczące funkcjonowania watahy. Czy tak to musiało wyglądać? Zapewne nie musiało - gdybym był nieco ostrożniejszy, a przede wszystkim nie próbował udowodnić wszystkim, jak należy postąpić. Moja wewnętrzna siła potrafi stać się jedną z największych słabości i nic dziwnego, że akurat uderza po imprezie, na której wydarzyło się trochę przykrości. Standard ludzkiego życia przekłuwa się mimo wszystko w liczne myśli, które dotyczą właśnie działania Czerwonych Szponów. Za bardzo się przywiązuję - mówię sobie pod kopułą czaszki, uznając te słowa za słuszne poprzez jeden, bardzo logiczny fakt. Trzymanie się poza konfliktami wśród wilków powinno być moim priorytetem, a obrywanie po własnych czterech literach, gdy złamało się tę zasadę, jest niczym innym, jak po prostu noszeniem na barkach ciężaru stworzonego przez siebie głazu.
Nic dziwnego zatem, że z trudem jest mi cokolwiek przełknąć, gdy wodospad własnych myśli i obarczeń uderza w tematy trudne; tematy pozbawione skrzydeł, ściągające na dół w otchłań własnymi, ciężkimi i wydającymi brzdęki łańcuchami. Ciemne obrączki źrenic nie mają zbyt intensywnego blasku kryjącego się pod iskrami ludzkiego życia. Mogłem postąpić inaczej.
Z tego letargu i braku jakichkolwiek innych tematów do rozstrzygania, wyrywa mnie wibracja telefonu na stole, który nadal podtrzymuje się ku żywotowi poprzez tomiszcza znajdujące się po stronie ułamanej nóżki. Szczupłymi palcami chwytam za urządzenie, które następnie jawi na ekranie powiadomienie dotyczące otrzymanej wiadomości. Odblokowuję. Odczytuję. Czy powinienem jednak iść? Czy powinienem porzucić swoją złotą klatkę na rzecz odpoczynku? Nie mam bladego pojęcia. Początkowo nawet chcę napisać wiadomość, że nie dam rady, kiedy to struktury dawnego życia postanawiają się odezwać, powodując dotyk kciuka na przycisku służącym do usuwania niepotrzebnych znaków - a jak się okazuje, jest to ciąg całych, sklejonych wcześniej słów. Zaciskając usta w wąską linię, wysyłam ostatnią z wiadomości i chwytam za kluczyki do starego, pozbawionego przeglądu samochodu; w drogę wyboistą i bez powrotu.
Nie ulega wątpliwościom to, że im bliżej miejsca, w którym znajduje się możliwość skorzystania z najróżniejszych atrakcji, wedle pinezki Andie, tym więcej osób. Przemieszczanie się pojazdem dość mocno zardzewiałym i wątpliwym muszę porzucić na rzecz poruszania się na piechotę - dalej od głównej drogi, ale nie na tyle, by dokładać sobie aż nadto dodatkowego spaceru -  aby dotrzeć do miejsca spotkania. Duże, wesołe miasteczko, jako przystań pełna zabawy, może być także łakomym kąskiem dla potencjalnych złodziei. Doskonale pamiętam to, jak w łatwy sposób mój portfel postanowił zmienić właściciela, i to w tutejszym barze; muzyka i gwar ewidentnie ułatwiają podjęcie się tego typu procederu.
Co prawda nie są to wydarzenia, jakie miały miejsce w Seattle podczas wykonywania zawodu ratownika, aczkolwiek wystarczające, aby wykrzesać z siebie nie tylko zabawę, ale także i najbardziej skryte koszmary.
Ilość atrakcji jest niezliczona. Zapachy słodkich wypieków i słonych przekąsek docierają do zmysłów bardziej, niż jest to wskazane, choć nie powodując tym samym chęci sięgnięcia po nie. Zbliżające się powoli lunaria powoli odciskają piętno na skórze, uniemożliwiając podejmowanie się subtelnie wielu czynności. Wyśledzenie dziewczyny przy odpowiednim stanowisku też z początku nie jest proste, aczkolwiek po czasie staje się możliwe - w szczególności, gdy zauważam niską dziewczynę przy stanowisku strzelnicy z nagrodami. Kupuję przed tym jednak ciemne piwo, mając nadzieje na lekkie, karmelowe nuty.
- Hej, Andrea. I smacznego, swoją drogą! To znaczy się, w sprawie tego donuta. - macham dłonią na powitanie. - Dziękuję za zaproszenie. Nie spodziewałem się go kompletnie, a nawet zdążyłem zapomnieć, jakie święto jest dzisiaj obchodzone. - uśmiecham się lekko, choć wcale nie wygląda to dobrze z podkrążonymi oczami i nieco bladą sylwetką. Różnica jest znacząca, jako że wydarzenia z poprzedniego dnia łatwo odbijają się na moim zdrowiu. I o ile nie mogę sobie na to pozwolić podczas wykonywania zawodu, o tyle jednak to nie jest Seattle, gdzie każdy pozostaje anonimowy. To małe miasto - a rzeczy tego typu rozchodzą się błyskawicznie. - Strzelnica? Czyżby kolejne zainteresowanie, o którym nie mam bladego pojęcia? - pytanie opuszcza moje usta dość prędko, a usta popijają trunek, mając nadzieję na to, iż wydarzenie minie spokojnie. A na pewno bez komplikacji.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Sro Maj 18, 2022 10:31 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Minęła dłuższa chwila strategicznej obserwacji stoiska ze strzelnicą, podczas której kupiony wcześniej donut stał się już tylko słodkim wspomnieniem, przykrytym cierpkim smakiem jasnego pszennego. Andie nie miała dziś większych zmartwień - obrana strategia łączenia nieludzkiej harówy z podjętym niedawno prywatnym śledztwem stanowiły doskonałą przykrywkę dla jej własnych demonów, które w tej chwili siedziały cicho i napawały się powoli odzyskiwanym przez Knox poczuciem sprawczości. Pomachała dyrektorowi Warlegganowi, który właśnie wystrzelał całą opłaconą przez siebie pulę kulek i rzucił Andie nieme wyzwanie. Ta mogła tylko wzruszyć bezradnie ramionami, bo zaraz za dyrektorem ustawiła się już kolejka dzieciaków chętnych do zestrzelenia jednej z głównych nagród. Andie postanowiła więc nie tracić czasu na bycie jeno biernym staczem kolejkowym i nim ustawiła się za dzieciakami, zakupiła jeszcze pięć donutów, które kasjerka upchnęła jej do papierowej torebki. Nie trzeba było długo czekać, by panna Knox, zaspokajając swój zaskakująco niespodziewany wilczy głód, dojadała już ostatniego z nich. Z pełnymi ustami, obsypanymi cukrem pudrem, obróciła się w kierunku, skąd dotarł do niej znajomy głos. Chomicze poliki rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Hej, smutasie. Właśnie napisałam spodziewając się, że cię tu nie będzie. Nie ma za co! - Odparła, jeszcze przeżuwając przekąskę. Niewiele wiedziała o sytuacji, która miała miejsce na imprezie u Nory - tak po prawdzie to nie do końca miała świadomość, jak otwarty charakter miało tamto wydarzenie, a o nim samym dowiedziała się dopiero po fakcie. Jej głównym zajęciem wczoraj było przygotowanie treningu bokserskiego dla ewentualnych przyszłych klubowiczów… co lekko nie wyszło, ale przynajmniej Knox już nie musiała się zastanawiać, dlaczego.
- Żartujesz? - Zaśmiała się - mam najgorszego cela w mieście! Więc jeśli uważasz, że moim kolejnym zainteresowaniem jest sprawdzanie jak bardzo uda mi się zawalić zadanie dla średnio rozgarniętego dziesięciolatka, to masz absolutną rację!
Przed nimi stało już tylko dwóch chłopców, więc już za chwilę przyjdzie kolej na nich. Knox otarła ręce i twarz z resztek dzisiejszej uczty i wyrzuciła pustą torebkę po donutach razem z wyzerowaną już butelką piwa. Spojrzała z ukosa na swojego towarzysza. Spojrzeniu towarzyszył lekko zawadiacki uśmiech.
- Spróbujemy się?

@Bruthus Gilbert Atteberry
2
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Czw Maj 19, 2022 3:31 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Ilość osób znajdujących się na festynie może jednak zastanawiać. Kiedy to stawiam kolejne kroki, kiedy to wszystko wydaje się być aż nadto... żywe. Odmienne od siedzenia na obrzeżach Norwood, ażeby oddać się w pełni spokojowi umieszczonemu w strukturach nieco starych, drewnianych ścian - aczkolwiek własnych. Zobaczenie Andrei stanowi możliwość odnalezienia się w tym tłumie ludzi, dając tym samym iskierkę wobec lepszego spędzenia czasu. Nie zmienia to faktu, iż przygotowywanie się na drugą część września stanowi główny powód do tego, aby unikać wychodzenia z własnej piwnicy.
- Smutasie? - pytam się dziewczyny, choć chyba nie ma w tym żadnego kłamstwa - poprzednia sytuacja, z dnia wczorajszego, odbija się pod kopułą czaszki jeszcze bardziej i jeszcze intensywniej. Jakoby emocje były żywe, a wątpliwości - uzasadnione. - Oho, czyżby jakaś odwrócona psychologia? - kolejne pytanie opuszcza moje usta, w lekkim, widocznym zastanowieniu przejawiającym się poprzez podniesienie brwi do góry.
Lekki, przyjemny wiatr otacza tutejszy festyn, choć wieczory stają się coraz to zimniejsze, udowadniając tym samym pożegnanie lata w celu nadejścia powolnej i dość flegmatycznej jesieni okrytej w złocistych, ciepłych barwach. Zastanawia - niczym ostatnie struktury radości - i przyczynia się do zaistnienia pewnego rodzaju zwątpień. Czy zabrana ze sobą bluza wystarczy? Niby zmienni są bardziej odporni na to wszystko, ale... pewnego rodzaju zwątpienie potrafi się pojawić. Bo to, że posiada się zwiększoną odporność, nie oznacza, że można przeciążać organizm bez najmniejszego zastanowienia.
- Serio? Myślałem, że będzie kompletnie inaczej. Wiesz, hokej i inne tego typu rzeczy... - uśmiecham się lekko, choć idzie mi to trochę ciężej. Widmo poprzednich wydarzeń daje o sobie znać w najmniej przyjemnym tego słowa znaczeniu, w związku z czym nie pozostaje mi nic innego, jak spróbować zignorować własny stan. Co jest ciężkie, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. - Ale... jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy. - upijam łyk piwa, a gdy dwójka młodzieńców przechodzi do innej atrakcji, powoli i subtelnie, przechodzi do mnie informacja, a raczej pytanie - jak je zinterpretować?
Mrużę oczy. Tak, to jest bardzo dobra reakcja.
- W celności? Tak. - odpowiadam. W końcu pierwsze lunaria bez partnerki mogą być strzałem w kolano, a też - podążanie za wewnętrznym, bardziej podstawowym, nie jawi mi się jako coś pozytywnego. I o ile wobec objęć cudzych dłoni nie mam nic przeciwko, o tyle - na bogów - nie chcę, żeby decydowało o tym jakieś przesilenie. Zresztą, po minie, jaką obecnie przyjmuję na własnej twarzy, widać, że nie mam ani nastroju, ani niczego innego, co mogłoby potencjalne podchodzić pod słowa dziewczyny. I mimo szerokiego otwarcia na te sprawy, nie czuję, żeby dzielenie łóżka z każdą napotkaną i ledwo co poznaną - w rzeczywistości - osobą, było czymś dobrym. Nawet jeżeli nadchodzące święto bardziej do tego zachęca.
W czymś innym - niestety nie.
Bo jest to dla mnie przykre samo w sobie.
Dlatego rozpoczynam zawody w zakresie celności i, jak się okazuje, na początku wcale nie idzie mi tak źle, jak mógłbym po sobie przypuszczać. Może jest to ta chirurgiczna precyzja, a może po prostu zwykłe, ludzkie szczęście. Nieco w ciszy, nieco w melancholicznym nastroju.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Nie Maj 22, 2022 1:47 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Temat zbliżających się lunariów wisiał ostatnio w powietrzu przy niemal każdej rozmowie zmiennego ze zmiennym i w tej konkretnej sytuacji Knox również nie łudziła się, że jakakolwiek luźna pogadanka nie zahaczy też i o to. Świadomie zignorowała pierwszy pomruk niezadowolenia ze strony Bruthusa i choć wiele ją to kosztowało, to ukryła przed nim, jak bardzo dotknęło ją tamto pytanie, a wręcz zintensyfikowała starania, by jakoś ten dzień poprawić. Zwłaszcza, że jakiekolwiek przekomarzanki z jej strony często miały na celu tylko okazanie sympatii. A prowokacyjne zachowanie było niestety wdrukowane w jej zwierzęcą naturę, która ostatnio poszukiwała - głównie podświadomie - partnera do sparowania. Niemniej, mimo wyniesionej ze studiów ogromnej otwartości na jakąkolwiek przygodną znajomość w tym okresie, to coś podpowiadało jej, że pierwsze naprawdę dorosłe lunaria spędzone w Norwood będzie obchodzić w środku ciemnego, bezludnego lasu. Jak każde dotąd, które przyszło jej spędzić samotnie. Nie dążyła więc celowo do konfrontacji. Nie tym razem. Choć nie mogła powiedzieć, że o tym nie myślała. Jednak to jej lękliwa natura doszła tu do głosu w obawie przed zniszczeniem obiecującej przyjaźni.
- Hokej jest na drugim miejscu. Tak naprawdę najbardziej lubię porównywać się z dziećmi w ramach szybkości i sprytu, po to poszłam do pracy w szkole - jej wyraz twarzy nie pozostawiał wątpliwości - był to wyłącznie kolejny żart, choć rzucony nieco bez przekonania. Bo owszem, mimo wszystko teraz jednak zamierzała się po prostu dobrze bawić. Dlatego w odpowiedzi na grymas Bruthusa, sama zmrużyła oczy.
- Tak, w celności - odparła niepewnie. Powoli zaczynał udzielać się jej nieciekawy nastrój towarzysza, a to coraz trudniej było po prostu ignorować. Natychmiast pomyślała o Jimie Harrisie i zaklęła w myślach. Najwyraźniej przyciągały ją po prostu smutasy.
Ustawiła się przy drugim stanowisku i bez słowa chwyciła za zabawkowy pistolet, który bez słowa załadowała przysługującą jej amunicją. Zaraz wypuściła pierwsze strzały, które wylądowały w niebycie - zacisnęła usta, zerkając kątem oka na wynik Bruthusa, który przynajmniej trafiał w tarczę. Głębokim, gardłowym warkotem zduszonej frustracji zrekompensowała sobie wszystkie słowa, których nie odważyła się dotąd powiedzieć na głos. Wraz z kolejnym wydechem wystrzeliła kolejną. I kolejną. I kolejną. Przy ostatnim, złotym strzale, zasłużyła nawet na drobną nagrodę - brelok w kształcie wilka. Zawsze to jakieś pocieszenie, pomyślała, wsuwając go do kieszeni.
Odłożyła pistolet, ustępując miejsca kolejnym dzieciakom i opuściła teren strzelnicy w ślad za Bruthusem. Wtedy nie wytrzymała. Chwyciła go za ramię w okolicy łokcia, by ten obrócił się i na nią spojrzał.
- Czy ja ci coś zrobiłam? - Zadarła nos, a jej oddech przyspieszył. Nie lubiła takich sytuacji, ale skoro był jednym z jej niewielu sojuszników..
- Ten smutas to był żart, przepraszam. O to chodzi? - Wypuściła jego łokieć z uścisku i oplotła się ramionami. Miała ochotę wypić piwo i chwilę pogadać, a zamiast tego płynnie przeszli do wyjaśniania wzajemnych nieporozumień.

@Bruthus Gilbert Atteberry
3
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Nie Maj 22, 2022 4:59 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Czasami nie da się ukryć pewnego rodzaju absencji z własnej strony - w szczególności wtedy, gdy wyrzuty sumienia gryzą raz po raz, udowadniając prawdopodobne popełnienie błędu. Skupienie się na atrakcji pozostaje zatem zdecydowanie trudniejsze, kiedy widmo poprzednich wydarzeń puka do drzwi, aby następnie spróbować dostać się oknami. Nie dość, że kumulują się te wszystkie nieprzyjemności, to jeszcze przy okazji nadchodzą lunaria. Święto, które w moim przypadku kojarzy się z gorzkim uczuciem, bo i choć cielesność nie jest niczym złym, tak jednak każde przesilenie spędzałem od dłuższego czasu w ramionach Lotty.
Nie pozostało nic. Prędzej mróz, kraina pełna chłodu, w której to znalezienie jakiejkolwiek duszy, ażeby móc się ocieplić - duszy pełniącej funkcję ogniska - graniczy wręcz z cudem.
- Dlaczego akurat z nimi? - lekko się uśmiecham, chcąc odegnać z siebie maskę zastanowienia i poprzedniego dnia. Wataha, do której przywykłem w ciągu ostatnich tygodni, straciła na znaczeniu przez proste udowodnienie, iż tak naprawdę nie ma ona większego znaczenia. Poprzez gwałtowność emocji ludzkich, poprzez popieranie zachowań niepożądanych i mogących wpływać na zachowanie Bety - i nie tylko. Pokazało to tylko możliwość wystąpienia pęknięć i odsłonięcia wrażliwych punktów.
Celność nie jest zazwyczaj - na taką odległość - moim atutem. To prawda, że jako chirurg precyzja jest u mnie ważna, niemniej jednak trzymanie jakiejkolwiek atrapy, czy też i prawdziwej broni, różni się tym, jak na bliski dystans można przeciąć skórę. Słowa Andrei nie są jednak w żaden sposób nieuzasadnione - pierwsze trzy rundy pozwalają na zdobycie przeze mnie przewagi, a dwie ostatnie, zapewne poprzez wewnętrzne roztargnienie, choć i koncentracja w moim przypadku, gdy się nad nią pochylę, bywa zdecydowanie lepsza, zdominowane zostały właśnie przez nią. Tutaj jednak nie liczy się wygrana, a po prostu zabawa.
Uśmiecham się na widok breloczka, który wygrała nauczycielka, ażeby następnie odejść od strzelnicy i dać się pobawić innym uczestnikom wydarzenia. Wtem z przemyśleń wyciąga mnie chwyt w okolicy łokcia - na który odwracam się w stronę kobiety. I pytanie powoduje u mnie nie oburzenie, a zdziwienie.
- Nie, nic mi nie zrobiłaś, naprawdę. - odpowiadam, a na kwestię smutasa i przeprosin podnoszę brwi, które nie bez powodu wręcz zdają się okazywać zaskoczenie. - Nie, nie, nie chodzi o smutasa. To coś innego, niezwiązanego z tobą. - mówiąc te słowa, wzdycham ciężko, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Nie są one radosne, wręcz przeciwnie - zahaczają o elementy niepotrzebnego konfliktu i zyskania sobie wrogów - niemniej jednak może było jakieś inne wyjście.
- Trochę się martwię. O innych, być może i nawet o watahę. To znaczy się... nie należę do watahy, skądże. Po prostu wiele rzeczy mi się nie zgadza. - upijam łyk wcześniejszego piwa, czując potrzebę utopienia pewnych słów w trunku przepełnionym procentami. - Ogólnie... wczoraj była ta impreza u Nory, w której to pomagałem w paru rzeczach. Potem doszło do konfrontacji, w której... Clifton? Tak chyba tak się nazywał, Clifton, coś ciągnął, coś wyzywał Norę. Bardzo nieprzyjemna sytuacja. - mówię, zachęcając tym samym Knox do tego, ażeby zajęła wolne miejsce przy drewnianym stoliku. - Oczywistym jest, że normalnie - na początku imprezy - takiego gościa by się wyprosiło i zrobiło finito. A w ich przypadku... zdawało mi się, że każdy dokładał oliwy do ognia. To znaczy się, nie każdy, ale większość - chociażby partner Nory. Wzajemne wyzwiska, zero ogarnięcia sytuacji w celu zapobiegnięcia przed powstaniem skutków jej przyczyny. - westchnięcie wydobywa się spomiędzy moich ust. - Kiedy zainterweniowałem, podając zrozumiałe powody, Billy wręcz wybuchnął gniewem nieracjonalnym do tego, co go wywołało. Za dużym, zbyt przesyconym. Zagroził i kazał nauczyć się wiele o tym mieście. - butelka z alkoholem staje się w tymże momencie pusta. Prawniczy głos, irracjonalny wręcz do sytuacji, działa nie tyle denerwująco, co prędzej przykro. - I martwi mnie to, że wataha dzieli się na obozy, a zachowanie Sullivana może mieć realny wpływ na destabilizację Czerwonych Szponów. Tak jakby, jeżeli jest z Norą i ma na nią realny wpływ, a, jak wiadomo, Nora jest betą...- mówię, być może niepotrzebnie się tym przejmując. A może po prostu szukając w tym jakiegoś wytłumaczenia do własnego podejścia.
- Też nie zareagowałem najlepiej. Po prostu rzuciłem o tym, że miasto musi się wiele nauczyć o mnie i stamtąd wyszedłem. Żałuję, że się to nie potoczyło inaczej, jakoś lepiej. - patrzę na szkło i jakoś próbuję w tym odnaleźć większy sens własnych słów. Ale czy tam cokolwiek więcej się znajduje, skoro ciężko jest skupić się na logice, gdy serce próbuje to jakoś wytłumaczyć?

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Nie Maj 22, 2022 5:50 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Choć Andie z pewnością do wrażliwych nie należała, to gruba skóra, którą wyhodowała na przestrzeni lat nie wyrosła tam bez powodu. Przywykła już do wyrazów lekceważenia i stawiania daleko poza nawias, ale co mierziło ją najbardziej na świecie, to bierna postawa kojarząca jej się niezmiennie z atmosferą grożącą wybuchem, co w pewnym momencie nauczyła się wyprzedzać. Dlatego nie zaregowała na uprzejme pytanie i próbę kontynuacji rozmowy, a miast tego skutkiem wybuchu jej skrywanej złości było lekkie szarpnięcie za ramię i konfrontacja, przed jaką postawiła Bruthusa. Jej pełen oburzenia wyraz twarzy przeszedł w pewnym momencie w pytający - Andie nie ośmieliła się podważać watahy jako jedności i nie mogła tego zrobić, zważywszy na swoją dość niepewną sytuację oraz na obawę, że wzrok Alfy padnie wtedy na nią. Dlatego jedynie słuchała w milczeniu, z ulgą przyjmując przeniesienie rozmowy w nieco spokojniejsze miejsce, przy jednym ze stolików. Pochyliła się też w jego stronę, świadomie nie chcąc narażać żadnych postronnych uszu na usłyszenie choćby skrawka tej konwersacji - gdyby wypłynęło to gdzieś poza ich dwoje, napierające na nią samą permamentne poczucie zagrożenia rozlałaby również na Bruthusa. Cokolwiek więc przeżył i do jakichkolwiek wniosków doszedł, musiało pozostać tylko między nimi.
- Och - podsumowała cały wywód mężczyzny. Musiała sięgnąć do najgłębszych zasobów pamięci, by przyporządkować Sullivana do konkretnej twarzy. Zajęta bowiem swoimi własnymi sprawami nie zdążyła dotąd zbyt głęboko wniknąć w życie towarzyskie Norwood. Ani też - na szczęście - natknąć się na tak nieprzyjemne sytuacje. Dlatego wszystkie te rewelacje dały jej kolejne uzasadnione powody do niepokoju.
- A żebyś, kurwa, wiedział. Bo abstrahując do tego, czy miał do tego prawo, czy nie, ktoś mógł na tej imprezie ukręcić ci łeb. - Szepnęła do Bruthusa tonem tak karcącym, na jaki tylko było ją aktualnie stać - bo to wszystko brzmi, jakby stado bezpańskich burków znalazło sobie zabawkę. A wiesz, jak wydzieranie zabawki z pyska może się skończyć. I jeśli jakikolwiek rozłam nastąpi, to wtedy będziemy zastanawiać się, czy walczyć, czy spierdalać. A na razie pozwólmy na to, żeby sami zajęli się swoimi sprawami, bo jeśli to będzie postępować, to prędzej czy później ktoś będzie musiał zareagować. Tylko błagam, nie ty. - Bo Andie, tak po prawdzie, miała gdzieś jakichś Cliftonów, czy nawet wybory sercowe Nory, którą osobiście od dziecka darzyła sympatią, nie to było w tej całej sytuacji najważniejsze. Knox westchnęła głośno - nie chciała mieszać się w żadne porachunki, jednak z drugiej strony nie zamierzała też spędzić czasu pod kamieniem, jeśli coś takiego się wydarzy. Dlatego znów nawiązała kontakt wzrokowy z Bruthusem, który w zamyśle miał mu dodać otuchy. Jednak przez przebijający się przezeń lęk należący do panny Knox, mogło to nie wyjść do końca fortunnie.
- Jest szansa na to, że wszystko rozejdzie się po kościach i wszyscy oburzeni zachowaniem tego gościa już dawno o tobie zapomnieli. A jeśli nie - to możesz na mnie liczyć. Nie mam wiele do stracenia - miała wielką ochotę napić się piwa, bo przez temat tej całej rozmowy znów poczuła znajome kołatanie serca i suchość w ustach. Dlatego poprosiła przy stoisku o jedną butelkę, którą odkorkowała bezpiecznie dopiero po powrocie do stolika.

@Bruthus Gilbert Atteberry
4
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Nie Maj 22, 2022 7:01 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Do wybuchów staram się nie doprowadzać. Inaczej: życie w harmonii ze samym sobą daje możliwość uniknięcia tego typu rzeczy, jak również wyczucia, kiedy może do nich de facto dojść. Jednakże, co jest warte tej uwagi, odstępstwa od standardowego zachowania powodują zmniejszenie czujności. Tam, gdzie wrażliwość przeplata się z intuicją, powodując częściowe zaćmienie poprzez nadmiar emocji i wydarzeń przeszłych, które wynikają jednak z faktu, iż nie jest to duże miasto, a małe, gdzie każdy zna każdego i bez problemów pożycza coś na kreskę, dochodzi do częściowej ślepoty. Niewielkiej, ale jednak zauważalnej. Bo w końcu, kiedy to porzuca się własny, obusieczny oręż, aby zaznać spokoju, prędzej czy później stanie się to przedmiotem pytań i nie tyle konieczności, co przyzwoitości udzielenia odpowiedzi. Ale, jakby nie było, czy przypadkiem rozmowy nie są po to, aby móc rozwiać wszelkie wątpliwości i stanąć tym samym na gruncie pewniejszym niż chwilę temu?
Podzielenie się zatem historią sprzed dnia może i jest nieco samobójczym pomysłem - wszak zachowanie neutralności w tym przypadku jest ciężkie - niemniej jednak wydaje się być konieczne. W ramach chęci zaufania Andrei i tym samym wyrzucenia z siebie niepotrzebnego balastu, wydaje się to być próbą mającą na celu przynieść ukojenie. Biorę głębszy wdech, a butelka przejawia swój ciężar tylko i wyłącznie poprzez szkło.
- No cóż... - odpowiadam na jej początkową reakcję, wzruszając tym samym ramionami. Mimo prawie czterdziestu lat na karku.... znalezienie jakiegokolwiek rozwiązania jest trudne. Bo w tym przypadku mogę myśleć racjonalnie, ale inaczej człowiek działa, gdy znajduje się pod wpływem nie tylko stresu, ale też i sytuacji. Życie w Norwood jest na swój sposób sielanką, ale nadmierna pewność siebie zmiennych w stosunkach do ludzi może przejawiać objawy nienawiści. Bo jaka jest w tym racja, iż członek watahy - sprawniejszy od większości zwykłych osób bez przysposobienia obronnego i stałych treningów - może z łatwością chwycić za cudzą rękę i ją złamać, wykręcić?
- Nie zdziwiłbym się, gdyby prędzej czy później do tego miało dojść. W końcu wataha jest jak jeden twór. Myśli podobnie, działa podobnie. Działa w niej poczucie solidarności i choć staram się myśleć o tym w inny sposób, tak jednak... wiesz, jak to jest z tymi instynktami. - odpowiadam, biorąc głębszy wdech, kiedy to siedzenie na drewnianych ławeczkach przejawia się lepszym elementem aniżeli opowiadanie o tym wszystkim. Bo słowa są ciężkie, a cięższe jest znalezienie najlepszego wyjścia z tejże sytuacji. - Tylko szkoda tej "zabawki". Ciężko siedzieć z założonymi rękoma, gdy komuś dzieje się krzywda. Przemoc rodzi przemoc. - i choć problem przydałoby się stłumić już u zarodka, tak jednak problemem stało się to poprzez... no właśnie. Innych. - Z jednej strony chcę siedzieć po własnej stronie i nie ingerować, z drugiej strony wyrywam się do tego typu rzeczy i ich nie chcę tolerować. Z trzeciej - idę, gdy widzę, że moje słowa nie wnoszą niczego dobrego. Co jednak w przypadku, gdy stado bezpańskich burków coraz to częściej będzie znajdowało sobie nową zabawkę? Milczenie podobno jest gorsze niż bycie przyczyną tego wszystkiego. - bo w końcu można reagować i nie dopuszczać do tego typu rzeczy, czyż nie? To poniekąd ciche pozwolenie, z którym czułbym się jeszcze gorzej. Mieszanie się w tę całą sytuację też nie jest idealnym rozwiązaniem, ale, jeżeli spróbować jakkolwiek poinformować Alfę o tym, co dzieje się w szeregach watahy... być może doszłoby do odpowiedniej reakcji z jego strony.
- Właśnie w sprawie tego postępowania... podejrzewam, że tak może być. Nie wiem, czy ta dwójka jest wpojona, ale nawet jeżeli nie, to facet o prawdopodobnym podłożu zaburzeń eksplozywnych przerywanych może wpływać na betę swoim zachowaniem. I to srogo wpływać. - biorę głębszy wdech, spoglądając z pewną nostalgią w kierunku opróżnionej butelki po piwie. Zapewne zapełnienie żołądka też jest jakimś rozwiązaniem, choć na sto procent tymczasowym.
Spoglądam w kierunku Andrei i lekko się uśmiecham. Zapewne za dużo myślę, ale taka jest już moja natura.
- Sprawa jeszcze jest świeża. Dopiero za tydzień zobaczymy, czy się rozejdzie. - bo i choć wizja zapomnienia o tym tu i teraz wydaje się być słodka, tak jednak nie jest do końca możliwa. - Na ścieżkę wojenną nie zamierzam iść - ani tym bardziej kogokolwiek do niej dopuścić. Zawsze było więcej we mnie z dyplomaty, a wolałbym, aby nikomu nic się nie stało. - w sumie jest to jakiś plus. Kierowanie się negatywnymi emocjami nigdy nie prowadzi do niczego dobrego i choć ludzie mają prawo je odczuwać, tak jednak czasami więcej jest z tego szkody niż pożytku. - Może to zabrzmi niemiło, ale trochę wstyd, że wataha z Norwood - w okolicach miasteczka - odpowiada swoim wizerunkiem za postrzeganie zmiennych. Ale to takie moje prywatne zdanie. - jakby jakieś znamię wstydu się znajdowało na skórze. Albo korek wstydu w przypadku pojazdów, gdzie zostaje zainstalowany gaz. - W każdym razie. Dziękuję, że chciałaś mnie wysłuchać i wesprzeć. - kiwam porozumiewawczo głową; o ile trudno się rozmawia z kimkolwiek, o tyle jednak ciężko jest wydobyć z siebie słowa niepasujące do reszty układanki.
Chwytam także za butelkę, czując wewnętrzną, choć nie do końca prawidłową konieczność.
- Nie spodziewałem się, że burmistrz sprowadzi aż tak sporą atrakcję na obrzeża. Wydaje się być aż nadto przygotowana na wszelkie potrzeby uczestników. - spoglądam dookoła. Co prawda nie było mnie tutaj poprzednimi laty, aczkolwiek nic dziwnego, że i choć jest to nikła namiastka wielkich wydarzeń dziejących się w Seattle, tak jednak pobudza do życia. Mimo wcześniejszego braku snu i zmęczenia malującego się na twarzy z powodu nie tylko pogorszonego snu, ale także i innych rzeczy. - Jakaś inna atrakcja cię interesuje? Co jeszcze jest tutaj ciekawego? - pytam się, wszak przybycie na imprezę w sumie poprzedzone było tylko i wyłącznie wiadomością, bez jakichkolwiek ulotek bądź zapoznawania się z zabawami.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Pon Maj 23, 2022 12:01 am
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andrea rozumiała dobrze potrzebę ratowania z opresji, która wydawała się być często silniejsza niż instynkt samozachowawczy. Sama doświadczała i takich sytuacji, więc nie dziwiła ją absolutnie reakcja Bruthusa, lecz to, że z początku nie wyglądało, by zamierzał odpuścić. Oparta łokciami o stół i z chłodnym piwem w dłoni słuchała dalej, podnosząc tę butelkę do ust od czasu do czasu. Starała się nie oceniać i spojrzeć na całość ponad swoimi prywatnymi przekonaniami co do mieszania się w sprawy watahy. Bo te były bardzo konkretne. Ceniła jego szczerość i zaufanie, którym ją obdarzył dzieląc się całą sytuacją, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że póki emocje w nim nie zastygły, do niej należy wstrzymanie go w pochopnej ocenie sytuacji. Westchnęła.
- Nie zrozum mnie źle. Myśle, że dobrze postąpiłeś. Że w ogóle jakkolwiek zareagowałeś. Ale nie da się ukryć, że pewnie byłeś w tym bardziej… ludzki, niż ktokolwiek inny, kto był tam wtedy z tobą. Żyjemy na tym terenie na pewnych zasadach i nawet jeśli masz silne, medyczne argumenty, to może się okazać za mało. I masz rację, sprawa jest świeża. Więc zrobisz, co tylko będziesz uważał za słuszne, ale najpierw ochłoń. Bo z tego, co mówisz to podejrzewam, że instynkt w tej sytuacji nie zadziałał wyłącznie u ciebie. - Zakończyła zdanie z serdecznym uśmiechem. Jeśli kwestia łączenia się w pary i chronienia partnerów za wszelką cenę była tak daleko posunięta u przeciętnego kojota, jak Andie, to intensyfikacja tych samych emocji u wilków musiała wręcz odbierać rozum. Mogło to być niebezpieczne, owszem. Lecz w pełni rozumiałe, zważywszy na ich dwoistą naturę i trudne do opanowania instynkty.
- I polecam się - odparła z jeszcze szerszym uśmiechem. Miała poczucie, że mogła przyczynić się do nieco innego spojrzenia na tę sprawę, choć nie ukrywała, że podobne zabawy z człowiekiem w przyszłości faktycznie mogą spotkać się z czyjąś gwałtowną reakcją, a wręcz idącym za nim zdemaskowaniem ich istnienia. Nie poczuła się ani odrobinę bezpieczniej, uświadomiwszy sobie ten fakt. By oderwać się od tych myśli, rozejrzała się dookoła. Na rozanielone twarze dzieci, ciągnące swoich rodziców w stronę kolejnych atrakcji, albo budki z watą cukrową. Na starego, szkolnego dozorcę, który ubrany w elegancką koszulę podbiegł dziarskim krokiem, by porwać swoją żonę w kierunku wielkiego labiryntu z siana i na Bucketa, obściskującego się ze swoją jeszcze-nie-narzeczoną.
- Mam tylko nadzieję, że zadbał o dobre ubezpieczenie, bo już widziałam kilku chłopców, którzy kombinowali, jak wskoczyć na karuzelę w biegu - parsknęła śmiechem, z wielką ulgą reagując na zmianę tematu.
- Jeśli chcesz, to możemy skoczyć na corn doga, a później zakręcić się w okolicy diabelskiego młyna. Albo pobłądzić w labiryncie z siana, tam przynajmniej nie trzeba odrywać stóp od ziemi!

@Bruthus Gilbert Atteberry
5
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Pon Maj 23, 2022 4:01 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Wiele rzeczy nie do końca jest przewidywalnych. Inaczej: nie jest możliwe określenie, jakie sytuacje powstaną po podjęciu się samodzielnie kilku mniej lub bardziej przychylnych kroków. Bo o ile jestem w stanie tolerować wiele, tak przemoc - niezależnie od tego, czy byłaby ze strony watahy, czy jednak jakiejkolwiek innej grupy posiadającej możliwość zdominowania innych swoją liczebnością i siłą - nie jest rozwiązaniem. Nigdy nie była, wszak jest to narzędzie zastraszania i wprowadzania rządu bez najmniejszego cienia zrozumienia, jakim to człowiek powinien się odznaczać w czasach nie tyle okrutnych, co prędzej... samolubnych.
Wsłuchuję się zatem w słowa Andrei, która ma rację. Żyjemy na tych terenach zgodnie z zasadami watahy. I choć możemy się z nią nie zgadzać, tak jednak podejmowanie jakichkolwiek akcji mających na celu zadziałać przeciwko słowu reszty członków stada... może być ciosem samobójczym. Piętą achillesową, w której zostanie wytknięte to, iż ciężej będzie się wybić jako głos rozsądku i próby zrozumienia, jak to wszystko poprzeć do przodu w taki sposób, aby nikt nie ucierpiał.
- Czasami o tym zapominam. - wzdycham ciężko, biorąc łyk przyjemnie chłodnego alkoholu. Na minus jest to, że bycie zmiennym... komplikuje pewne rzeczy. Nawet nie pewne, a wiele. Pomijając nadchodzenie lunarii, tak jednak podporządkowywanie się komuś innemu nie wchodzi w moim przypadku w grę. Uznawanie poczęstowania kogoś trunkiem lub jedzeniem za podryw? Także niespecjalnie. - Będę starał się podejść do tego na spokojnie. Zresztą, raczej nie powinno to być trudne. Raczej. - raczej; rozbrzmiewa to pod kopułą czaszki bardziej i bez najmniejszego naznaczenia w postaci pewnego stanowiska. Bo wątpliwość zawsze się pojawi - prędzej czy później.
- Dziękuję. - kiwam głową, nawet jeżeli nie rozwiązało to większości problemów u źródła. Na tym polegają rozmowy i dzielenie się pewnymi przemyśleniami z innymi; w końcu, jakby nie było, ciężko jest jakkolwiek dojść do prawidłowych wniosków bez pomocy kogoś z zewnątrz. Kogoś, kto pozwoli rzucić okiem na sprawę w sposób pozbawiony stronności. Inaczej: pozbawiony emocji gotowych uruchomić się w każdej możliwej minucie. W końcu, jakby nie było, po części tutaj się znajduję, aby móc zaznać świętego spokoju od poprzedniego dnia - ale czy to jest takie proste?
- W jego przypadku - raczej nie wątpię. - prycham, bo upadki i inne tego typu rzeczy raczej muszą być znane skórze, jakiej to przejawia Bucketa. Wieczór powoli się rozpoczyna, a dookoła nie panuje chaos - prędzej widmo przyjemnej, powracającej do działania zabawy. - Hmm... co powiesz na labirynt? Wysokości nie są mi obce, ale prędzej skupiłbym się na czymś wymagającym większej uwagi. No i też, możemy się o coś założyć.- odpowiedź przedostaje się w kierunku Knox, kiedy to alkohol zostaje opróżniony na dobre, a ostatecznie stajemy przed wielką zagadką, przy której to najwidoczniej ktoś się nieźle postarał. Nic dziwnego - czy to nie było tak, że już chyba coś wcześniej o tym mieszkańcy huczeli?
- Słyszałaś o zasadzie prawej ręki bądź, de facto, lewej? - pytam się, kiedy to powoli przygotowujemy się do wejścia ku przygodzie.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Pon Maj 23, 2022 8:40 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Gdyby w tej chwili była w swojej futrzanej postaci, to na słowo zakład, zamerdałaby wesoło ogonem, by zaraz potem przystąpić do ciągnięcia towarzysza za portki w stronę labiryntu. Na szczęście nie była i mimo oczywistego entuzjazmu, ciągnięcie kogokolwiek za cokolwiek sobie darowała. Mogłoby to bowiem znów zostać źle odebrane - podobnie zresztą, jak sposób, w który rzuciła mu wyzwanie w celności.
- Pytasz dzika, czy sra w lesie? - Fuknęła, przyjmując tym samym rzucone wyzwanie. Jasne, kusiło ją obejrzeć panoramę ich uroczego miasteczka i kto wie, może gdyby miała orli wzrok to mogłaby z tej wysokości w sposób niewątpliwie bezpieczniejszy niż klasycznie, dojrzeć strzępek szaty jakiegoś druida, znikającego w leśnej gęstwinie. Gdyby tylko wiedziała, że takowi się tutaj kręcili… Jednak w perspektywie możliwości dowiedzenia swojego sprytu oraz inteligencji wartej cały jeden punkt, wybór był aż nadto oczywisty.
Skierowała kroki w stronę labiryntu.
- De facto? - Lekko zbita z tropu, ponownie zamieniła się w słuch. - Na studiach bawili się w takie rzeczy w bractwach, ja średnio. Ale widziałam dużo filmów przygodowych i wiem co to! - Odparła, zaglądając po raz ostatni na dno butelki z piwem, którą zamaszystym ruchem umieściła w śmietniku, przechodząc obok.
- ...ale możesz mi opowiedzieć więcej. Wyłóż mi teorię, będę twoją studentką, a potem cię okiwam! - Zaśmiała się.

6
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Wto Maj 24, 2022 4:51 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Zwierzęca natura - coś, z czym powinniśmy wszyscy żyć w zgodzie. A tak jednak nie jest i raczej prędko nie będzie; zważywszy chociażby uwagę na sam problem watahy, a kończąc na własnym podejściu i podejściu zaszczepionym przez matkę, stającym się jednością wraz z kolejnymi wspomnieniami o poprzednich latach, gdzie było nam dane razem mieszkać. To są problemy - i nic w tym dziwnego. Bo kiedy to instynkty wysuwają się na pierwszy plan, ludzkość powraca do korzeni, które nie tyle powinny zostać wyplenione, co prędzej znajdować się pod stałą, określoną kontrolą.
- Jeżeli dzik odpowie - to co mi szkodzi? A może nie sra w lesie, wykazując więcej kultury niż ktokolwiek z nas? Któż to wie, nie potrafimy z nimi rozmawiać. - uśmiecham się lekko, choć rzucam to w żartach. Na wszelkie bóstwa, które istnieją - bądź też i nie - nie nazwałbym Knox dzikiem. Bo locha na pewno do niej nie pasuje - i zapewne nie tylko do niej. Zresztą, dzik to poniekąd świnia, więc tym bardziej nie chciałbym nikogo dzisiaj obrazić. Poprzedni dzień obfitował w liczne problemy, a ten? Mam nadzieję, że będzie spokojny i pozbawiony jakichkolwiek możliwości sprzedania ciosu prosto w twarz.
Bo kto wie - może dziki preferują sranie nie w lesie, a na żwirowanych, znajdujących się w użytku ludzkim, drogach? A to spora różnica.
- Filmy przygodowe to magia. Pomijając zaskakująco szybki Internet w Norwood... - ironia przedostaje się przez usta, kiedy to nawiązuję do mega szybkiego łącza. Tak szybkiego, że zapewne najlepszego w całych Stanach Zjednoczonych. - To oglądanie ich jest przyjemnością. Wolisz te starsze czy jednak nowe? - pytam się Andrei, wszak nic w tym dziwnego. Te nowsze są bardziej dopracowane pod względem grafiki, ale sięgające kilkunastu lat uderzają w sentyment ludzki, którego nie da się tak łatwo z siebie wytępić. - Jeżeli wszystkie ściany labiryntu są ze sobą połączone, wystarczy trzymać się wyłącznie jednej strony - lewej bądź prawej - aby z niego wyjść. Nudne, acz praktyczne, wynikające z logiki. - tłumaczę. Kto wie, może kiedyś to by uratowało innym życie, gdyby tylko o tym wiedzieli. Tym samym wchodzimy do labiryntu, stając tym samym przed jednym z cięższych wyborów. - Myślę, że tutaj nie ma chyba nawet możliwości okiwania. Raczej. - uśmiecham się lekko, stając na rozdrożu dróg - wybrać lewą czy prawą? Któż to wie.
- Więc jak? Korzystamy z tej zasady czy jednak idziemy na żywioł? - pytanie wychodzi naturalnie, kiedy to pozostawiam tę decyzję w dłoniach dziewczyny - wszak to od niej teraz ma zależeć ostateczne starcie z pułapką i wydostanie się z niej.

Mechanika:

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus Empty
Wto Maj 24, 2022 10:25 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: