Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityAndrea i Bruthus - Page 3



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: Festyn Williama Norwooda Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Andrea i Bruthus
Idź do strony : Previous  1, 2, 3

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

First topic message reminder :

 
— 1 września - otwarcie festynu —
Festyn Williama Norwooda
Bruthus & Andrea

Cykliczny Festyn Williama Norwooda był jedną z niewielu okazji, kiedy panna Knox jeszcze będąc nastolatką, nie szczędząc swoich wytartych trampków, rzeczywiście udzielała się w życiu miasteczka. Z rozrzewnieniem wspominała - już w jego przeddzień, gdy całe miasto uwijało się z przygotowaniami na dzisiejszy wieczór - jak sama podciągała ozdobne światełka wiszące na całym terenie festynu, wiązała snopki i pilnowała dzieciaków, by nie kradły misiów z wystawy na loterii fantowej. Dziś chciała ograniczyć się jednak wyłącznie do biernej konsumpcji piwa, corn-dogów i oklepanych atrakcji - zarobiona po łokcie przed nowym rokiem szkolnym i zaaferowana tworzeniem petycji do burmistrza, daleko z tyłu głowy miała wszelkie inne formy działań w miasteczku. Ledwo wyrwała się z kołowrotka pracy dydaktycznej, w który wpadła około godziny ósmej rano,a już pędziła na teren festynu, nim jeszcze niebo wystawi list gończy za księżycem i gwiazdami. Zdążyła się tylko przebrać w dżinsowe szorty i narzucić na biodra ulubioną, szarą bluzę z kapturem.
Podeszła do pierwszego lepszego stoiska w strefie gastro i szybko zlustrowała menu rozpisane na drewnianej tablicy.
- Piwo i donuta, proszę! - Zamachała dziesięciodolarówką przed oczami sprzedawczyni. Gawiedź dopiero zbierała się na miejsce imprezy i wiele stolików było jeszcze pustych, a kramy ledwie zdążyły rozłożyć się z asortymentem, ale już gdzieś obok rozpętała się pierwsza kłótnia między tym mechanikiem, Bucketem a starą Bucketową. Andie odchyliła się do tyłu, aby wyłowić pojedyncze zdania z tej istnej batalii pomiędzy dwojgiem, ale jedyne co wyłapała to nieludzki jazgot zagłuszany skoczną muzyką. Szybko straciła więc zainteresowanie tocząca się awanturą, która najpewniej była skupiona wokół obiektu westchnień biednego mechanika o psim spojrzeniu.
Już ze słodką przekąską i napojem w ręce, rozejrzała się na chwilę za spokojniejszym kątem, gdzie szybko strzeliła sobie selfie, które natychmiast przesłała do swojego ulubionego medyka w tej części stanu. Zaraz dołączyła do niej krótką wiadomość nie pozostawiającą żadnych złudzeń, gdzie chce go widzieć za piętnaście minut. Dla pewności jeszcze przesłała pinezkę, choć tuż po jej wysłaniu rozglądała się już za atrakcjami, które mogłaby obskoczyć, nim Bruthus się tutaj pojawi. Jej uwagę przykuła strzelnica z nagrodami. I rozkraczony dla lepszej stabilności, jej ulubiony dyrektor szkoły. Przyglądając się z uśmiechem jego karkołomnym wyczynom, pociągnęła łyk złocistego trunku, który przyjemnie połaskotał jej wysuszone na wiór gardło. Im bliżej do Lunariów, tym trudniej było jej utrzymać rezon, zrobiła jednak co w jej mocy, by wepchnąć tego donuta do ust. Wszak był to dziś jej pierwszy posiłek.

@Bruthus Gilbert Atteberry
1
Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Sro Maj 18, 2022 9:48 pm
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Taka już moja natura - w końcu w swoich czasach się wyszalałem. Przewidywalność nie jest może pożądaną cechą, ale na pewno dającą poczucie, iż nie ma czego się złego spodziewać. Może stanowiącą rutynę, a może sprawiającą tym samym przykrość w postaci nudy. Staram się to jednak wyczuwać i prowadzić konwersację w sposób jak najbardziej prawidłowy, zgodny z zasadami retoryki. Bo może i moje słowa są łatwe do wywróżenia z fusów, ale kolejne tematy? Niekoniecznie. Każdy z nas jest różny i wiem, że nie wszystkim musi to odpowiadać - w pełni to szanuję.
W końcu na świecie jest tyle ludzi, iż nie ma co sądzić, że każdy z nas będzie myślał podobnie. Mamy różne temperamenty, podejścia, poglądy, wierzenia i lubione rzeczy. Pożądane cechy, mniej lub bardziej, ale nigdy nie ma dwóch osób o takim samym bagażu doświadczenia, preferowanych czynności, poglądach na tematy najróżniejsze i wyglądzie.
- Oj, przepraszam? - uśmiecham się nieco w sposób, który przedstawia słowo grzecznościowe, by następnie rozwiać wszelkie wątpliwości. - Absolutnie wszędzie? - założenie rąk na piersi może i jest czymś w rodzaju zamknięcia na inną możliwość, no ale skoro wszędzie, to wszędzie, prawda? Szkoda tylko, że za późno ugryźć się mogę w język, bo brzmi to co najmniej dwuznacznie, za co karcę się w umyśle bardziej, niż jest to możliwe do przewidzenia. - W sumie to nie mam bladego pojęcia. Nigdy nie byłem w Norwood aż tak wysoko, więc nie pozostaje nic innego, jak się przekonać.
Bo może zobaczymy Seattle. Albo widelce, one też są na swój sposób ważne ze względu na możliwość zrobienia nieco większych zakupów; staram się mimo wszystko podejść do tego pozytywnie. Widmo poprzednich wydarzeń nie chce odpuścić i mimo że mam towarzystwo naprawdę dobrej znajomej, tak jednak umysł nie jest możliwy do okiełznania prostymi słowami. Tutaj trzeba przede wszystkim czasu.
- Absolutnie nie, zazwyczaj to ja jeżdżę rozpędzony i gotowy do zderzenia czołowego, wyprzedzając na złamanie karku. - żartuję, choć nie popieram takiego zachowania. Zbyt wiele wypadków widziałem, a jeszcze gorzej, jak na drodze stanie ciężarówka. Problemy są wręcz gwarantowane, a o ile czasami szkoda pojazdu, o tyle jeszcze bardziej szkoda ludzi. - Szafa w szafie, brzmi jak rosyjska matrioszka w wersji Norwood... - zamyślam się na krótki moment, spoglądając tym samym znacząco w kierunku Andrei. - Hej, rzucam to teraz praktycznie luźno, ale czy nie myślałaś, żeby się przeprowadzić gdzieś indziej? - spojrzenie z łatwością na nią ląduje. - Mam dom. Co prawda pokoje do remontu, ale jest zdecydowanie większy i wygodniejszy od przyczepy. - mówię, stawiając od razu kawę na ławę, gdy maszynka rusza, a my się pojawiamy w powietrzu. Powoli, skrupulatnie, sekunda za sekundą. - To znaczy się, nie chcę narzucać niczego, po prostu nie widzę sensu męczenia się na kempingu, skoro mam możliwość zaproponowania czegoś lepszego. - dorzucam jeszcze; może to absurdalna wypowiedź, ale też, wyczuwam w słowach Knox coś jeszcze. Strach - zadrżenie, a może to moja intuicja? Nie wiem, ale coś ewidentnie nie pasuje do całości, zahaczając o struktury mniej znane, a przede wszystkim personalne.
Powoli spoglądam na panoramę miasteczka, która jest naprawdę śliczna. Pomijając chłód uderzający z dziecięcą łatwością w twarze, festyn jest naprawdę miłym i przyjemnym miejscem do spędzenia czasu - a na pewno odgonienia większości myśli dotyczących imprezy. Z tego transu wyrywają mnie słowa dotyczące alfy i wylania na zbity pysk.
- Nie myślę, żeby chciał tak zrobić. Poza tym, z całym szacunkiem, ale powodzenia z załatwianiem formalności. - wzdycham ciężko na myśl nawiedzonego przez cholera wie co domu. - Jakby nie było, dom mam w pełni na własność i pierwsze przydałoby się go sprzedać, potem wyprowadzać. A jak wiadomo, proces ten może trwać miesiące. Nie jest właścicielem terenu posiadanego przeze mnie prawnie, nie ma więc prawa do wywalenia z miasteczka. Jest alfą we własnym ugrupowaniu, gdzie burmistrzem miasta pozostaje ktoś inny. - to też trzeba brać pod uwagę. Poza tym, pewne myśli snują mi się przez głowę dość łatwo. - Człowieka też nie może wywalić, prawda? - rzeczę, przyglądając się mniejszym coraz to ludzikom.
- Dodatkowo jesteśmy ludźmi. Dorosłymi, którzy wiedzą, jak wygląda życie i wiemy, że nie jest ono takie kolorowe. - kontynuuję, czując się dziwnie, jak coraz to wyżej się znajdujemy. - Na pewno coś dałoby się ugrać. Czas na wyprowadzkę bądź rozmowę dotyczącą tego, z jakiej to racji powinniśmy się wyprowadzić. Bo, jakby nie było, wyrzucenie ciebie zmusiłoby Norwood do znalezienia nowego pracownika szkoły, co jest ciężkie, gdy okolica proponuje ciekawsze stanowiska i zarobki. - w moim przypadku raczej by to nie miało większego znaczenia. Bo, jakby nie było, nigdzie nie pracuję, a co najwyżej czasami sklejam ludzi z powrotem w jedną całość. Pytanie - ile tak naprawdę wie o nas głowa Czerwonych Szponów?

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Pon Maj 30, 2022 12:07 am
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

- Chyba nie muszę ci przypominać, że już wszystko widziałeś - odparła Andie, kompletnie niespeszona, w przeciwieństwie do jej towarzysza. Bo i owszem, mógł patrzeć sobie, na co tylko chciał, bo ona dziś w swoim typowo wiejskim outficie nie pobudzała wyobraźni w absolutnie żadnym stopniu. Zamknięta postawa w takiej sytuacji przypomniała jej zaś, z kim ma tutaj do czynienia. Posłała Bruthusowi uśmieszek, jakiego nie powstydziłaby się mała miss.
Powolne pięcie się maszyny w górę sprawiło, że dość spokojna dotąd Andie zaczęła przebierać nogami, jak dziecko. Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie - czy to ekscytacji, czy ze zdenerwowania. Bo i owszem, omawianie jej wielkiej kolekcji lęków i fobii wybijało nieco z szampańskiego nastroju, to nie na tyle, by nagle urządzać temu nastrojowi pogrzeb. Ciarki często pełzały po skórze Knox także mimo doskonałego humoru, synteza więc obydwu stanów wydawała się u niej tak naturalna, jak ładunek wypuszczony przez przelatującego obok gołębia w skłębiony przy młynie mały tłumek.
Z zadumy wyrwał ją Bruthus proponujący jej wspólne zamieszkanie.
- Jeśli nie wyciągniesz zaraz z kieszeni pierścionka zaręczynowego, to jestem nawet skłonna rozważyć tę propozycję - zaśmiała się. Andie widziała tego pewne niewątpliwe plusy - przede wszystkim to, że dużo łatwiej byłoby zgadać się na piwo - tylko… to może już od kolejnego miesiąca? Ledwie wczoraj opłaciłam kolejny miesiąc na kempingu, no i wiesz, samotność w lunaria jednak zrobi mi dobrze.
Bo to absolutnie nie było tak, że nie miała świadomości tego, jakie zwierzę wstąpi w nią wraz ze zbliżającą się równonocą i jakim wrzodem na tyłku może się okazać wtedy dla Bruthusa. Zwłaszcza na jednym kwadracie. Tymczasem gdzieś na dole, jakiś przypadkowy przechodzień zdziwił się mocno, gdy na czubku jego głowy wylądował prezent od wcześniej wspomnianego gołębia.
Andie szybko pożałowała, że wspomniała w ogóle o Alfie. Niepotrzebnie wzburzyła i tak już wzburzonego Bruthusa, a przemawiał przez nią przecież tylko jej własny, jednostkowy przypadek. Tak wierzyła.
- Niee, to, przepraszam, moja osobista historia, nie chciałam cię straszyć, czy coś - odparła wymijająco - tata nakładł mi do głowy różnych rzeczy po wyprowadzce, tylko tyle - westchnęła. Nie miała pojęcia, co się wtedy stało, była za młoda, by być traktowana jakkolwiek poważnie, a wszyscy z otoczenia, którzy mogli coś wiedzieć, milczeli.
- Bo wynieśliśmy się stąd bardzo szybko i na wariackich papierach. Ale im jestem starsza, tym więcej mi śmierdzi w tej jego całej historii - wzruszyła ramionami. Cóż mogła więcej powiedzieć?

13
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Pon Maj 30, 2022 3:30 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Uśmiecham się na wypowiedź dotyczącą widzenia wszystkiego - i nie mogę jej jakkolwiek zaprzeczyć. Różnica jest jednak kolosalna, kiedy człowiek patrzy na drugiego człowieka w postaci medycznego przypadku, a nie potencjalnego bodźca pobudzającego tym samym wyobraźnię. W tamtej sytuacji nie uciekałem się do tej drugiej opcji, skupiwszy na pomocy kobiecie bez jakiegokolwiek zastanowienia, które mogłoby się chcieć pojawić pod kopułą czaszki w sposób nie tyle gwałtowny, co prędzej subtelny - niczym dotyk niezbyt wysokiej tafli gotowej do przyjęcia kolejnej jednostki ruchu.
- Nie musisz. - odpowiadam krótko, choć też - mógłbym się zapierać przed tymże stwierdzeniem, ale nie widzę w tym żadnego większego sensu. Bo po co okłamywać fakty i rzeczywistość? Manipulacja w moim przypadku nie prowadzi do niczego dobrego, a też i nie jest tym, do czego bym się jakoś uciekał. W ogóle bym się nie uciekał, stawiając w pierwszym przypadku na absolutną szczerość. W dzisiejszych czasach ciężko o to, aby móc jej oczekiwać, dlatego liczę, że namiastka szczerości z mojej strony zaowocuje w tym lepszym kierunku i pozwoli na rozsianie jej nie tylko w moim sercu, ale jeszcze dalej.
Widok małych ludzi jest fascynujący, być może nawet i na swój sposób przerażający. Wszystko, co mogło wydawać się być potężne na lądzie, w tym momencie, gdy maszyna nas unosi wysoko i bez najmniejszego skrępowania, stało się bezwartościowe. Inaczej: straciło na swojej potędze. Drzewa, które to z łatwością mogłyby się na nas zawalić, z tej wysokości widnieją jedynie jako zielona plama. Wrzesień ewidentnie daje się we znaki, odbierając roślinności możliwość fotosyntezy w leniwy, acz nieco dostrzegalny sposób. Taki gołąb to ma jednak gdzieś to, jak wysoko się znajduje - myślę, gdy patrzę z fascynacją, krótką, acz widoczną, na to stworzenie.
- Nie, często innym to proponuję. Wtedy nie byłoby mnie chyba stać na taką ilość pierścionków... - przeliczam to wszystko. Nie no, może byłoby mnie stać? Gdyby nie było to najprawdziwsze złoto lub srebro wysadzane kamieniami, owszem. Ciężko jednak o pierścionek zaręczynowy bez tego typu dodatków, a więc i nic dziwnego, że portfel wówczas mógłby polecieć, posiadając masę na minusie. - Jasne, nie ma problemu. Bylebyś to ty czuła się z tym wszystkim najlepiej. - odpowiadam spokojnie, nie napierając.
Bo napieranie nie jest prawidłowe, a potem przechodzimy i tak płynnie do tematu powiązanego bezpośrednio z Alfą i możliwością wyniesienia, tudzież wyrzucenia nas z miasteczka. Byłoby to ciężkie, gdyby powołać się na funkcjonujące teraz prawo.
- Osobista? - pytam się, podnosząc brwi w zdziwieniu, aczkolwiek głos w żaden sposób nie napiera. Nie jestem z tych, co muszą wiedzieć wszystko o wszystkich, dlatego akceptuję skrytość poprzedzaną pewnymi powodami. - Och. I podejrzewam, że po latach poddajesz je wątpliwościom? - może niepotrzebnie stwierdzam ten fakt pytaniem. Nie znam aż nadto przeszłości Andie, poza aktywnością fizyczną, hokejem i boksem. Trzeba mieć do tego krzepę, zapał i przede wszystkim ogrom wiary w siebie. -  Może miał coś do ukrycia. Kiedy to było dokładnie? Wiesz, ta wyprowadzka. - pytam się, ponieważ zdaję sobie sprawę z dość burzliwego w dawnych latach okresu. Konflikt watahy między członkami klanu Białego Dębu jest na to doskonałym przykładem - i w sumie głównym dowodem.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Pon Maj 30, 2022 4:38 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Życie pod jednym dachem z małą, wesołą gromadką zmiennych było czymś, do czego Knox przyzwyczaiła się przez wszystkie lata swojego życia - a wręcz nie wyobrażała go sobie inaczej. Dopiero ostatni rok przyniósł w tym ogromną zmianę, wywracając jej życie do góry nogami i skłaniając do bolesnej zmiany przyzwyczajeń.
Może to dlatego Knox szybko popędziła od razu na rozmowę o pracę w szkole podstawowej - by nie zwariować. Tylko tam bowiem miała iście swojskie warunki. Wielu lokatorów było więc dla Andrei jak najbardziej na plus. Sama zresztą marzyła kiedyś o większej rodzinie. Dawno temu.
- Jasne, chętnie poznam pozostałych. W kupie raźniej - a co do drogiej biżuterii, to był na to jeden, niezawodny sposób - pierścionek z brylantem w postaci lizaka. Nawet Andie dostała kiedyś podobny. Dokładnie w drugiej klasie, od chłopca imieniem Steve. Niestety, w tamtym momencie wzgardziła zalotnikiem, a dziś pewnie przyjęłaby oświadczyny z uśmiechem. Zwłaszcza takie słodkie. Niewiele miała ostatnio słodkości w życiu, zwłaszcza gdy zaczęło jej się gorzko odbijać przeszłością. A przecież powrót do Norwood miał to wszystko uleczyć.
- Tak osobista, że sama mało o niej wiem - wzruszyła ramionami z udawaną nonszalancją. - No i trudno nie poddać w wątpliwość opowieści, w której wszyscy są źli i niegodziwi i cały świat jest rzekomo przeciwko nam, po czym przyjeżdżam tu i jest tak… spokojnie? Jeśli można tak powiedzieć. W każdym razie, mam ogromny dysonans, a to było aż… dziewiętnaście lat temu? Tak, dziewiętnaście. Szczegóły się zamazały, sam rozumiesz. - Uniosła wzrok w wyrazie lekkiego niedowierzania i zadumy nad tą dziwną koleją losu. Tyle czasu minęło, a pannę Knox i tak ostatecznie instynktownie coś przywiodło tutaj, na ten cholerny diabelski młyn przy jeziorze i na widoki, które mogłyby widnieć - i widniały zresztą - na pocztówkach. Bezkresne lasy, jezioro niemalże za płotem, czysta woda i święty spokój pod skrzydłami watahy to było wciąż za mało? Wzięła głęboki wdech.
- Zresztą, w każdym innym miejscu też szybko znalazł się jakiś winny naszych niepowodzeń. Szybko przestałam w to wszystko wierzyć.

14
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Wto Maj 31, 2022 9:02 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Mieszkałem sam - do czasu, kiedy nie okazało się, że w sumie po Norwood szlaja się część osób stanowiących zmiennych bez jakiegokolwiek siedliska bądź co bądź, druidzi też potrzebują miejsca na pozostawienie nie tylko swoich rzeczy, ale czystego odpoczynku przed i po podróży do miasteczka przyprawiającego ich (dosłownie!) o ból głowy. Kim ja jestem, by tego odmawiać - otrzymany po starszej członkini rodziny dom, o ile rzecz jasna straszy i co chwilę drzwi zamyka w popłochu, o tyle jednak stanowi doskonałą możliwość zapewnienia czterech ścian i dachu nad głową tym, którzy tego najbardziej potrzebują. W końcu, jeżeli nie mogę zmienić zbyt wielu rzeczy poprzez dosięgnięcie ich u źródła, o tyle mogę postarać się, aby skutki były jak najmniej odczuwalne.
A może to skrupulatna chęć świadomości, że nie chcę być sam. W sumie, jeżeli spojrzeć na wszystkich dookoła, którzy teraz się bawią i korzystają z uroków festynu, nikt nie chce być sam. Rzecz jasna są jednostki nastawione na indywidualizm i samotniczy tryb życia, aczkolwiek nawet w tym zakresie poczucie chęci posiadania kogoś obok siebie wydaje się być nieodłączne. W niektórych, kluczowych wręcz momentach; dlatego kiwam głową i się uśmiecham. Bo, jak sama Andie powiedziała, w kupie raźniej.
- Zazwyczaj... jeżeli mam być szczery, to nastawienie świata do nas jest takie samo, jakie my mamy nastawienie do świata. - kto nie słyszał tej słynnej historii o psie szczekającym do własnych odbić w lustrze, aż pada bok z wycieńczenia, nie mogąc podjąć się dalej walki. Tak to czasami właśnie wygląda - im bardziej nienawidzimy ludzi za krzywdy, tym bardziej otaczający nas świat wydaje się być zły, chłodny i pozbawiony iskry ciepła, jakiej to zazwyczaj pragniemy. - Myślę, że prędzej do zniknięcia z miasta skłoniliby się w latach, gdy trwał konflikt między watahą a druidami. W końcu, jakby nie było, każdego to prędzej czy później dosięgało. - odpowiadam. Sam posiadam jedynie mgłę na myśl o wspomnieniach względem tego, co mogło się wydarzyć - jakby ktoś postanowił mi siłą wyrwać trzymane w duszy karty historii.
- Z tego, co wiem i słyszałem, z tego co doświadczyłem, wataha pod wpływem osoby znajdującej się o oczko wyżej w stadzie może działać irracjonalnie. Może nawet i wręcz gwałtownie. - bo może i nie była to rzeź, ale tam, gdzie dyplomacja nie dosięga, czasami nie ma innego wyjścia, jak się odwrócić. - Może po prostu tego nie widzimy. - mruknąwszy, wzdycham ciężko, starając się wykrzesać z siebie nieco większy uśmiech w zakresie pocieszenia. - Dziewiętnaście lat wydaje się być szmatem czasu, ale z tej perspektywy jest to zapewne dla ciebie wręcz pstryknięcie palcem. Sam zapewne miałbym problem przypomnieć sobie szczegóły na twoim miejscu. - odpowiadam, spoglądając z góry na tę gromadkę ludzi. Tak, jest ich sporo, a koło w pewnym momencie przechodzi przez pół drogi, zmniejszając odległość między stopami a wydeptanymi ścieżkami.
- Szkoda tylko, że pociągnęło to za sobą właśnie ciebie. Z tymi pytaniami, z brakiem ustabilizowania w jednym mieście. - mówię w kierunku Andrei, żałując, że nie mam teraz przy sobie piwa. Zapewne by mnie z nim nie wpuścili do tejże atrakcji. - Ale czasami lepiej jest sobie odpuścić i skupić się na tym, co jest teraz. A, patrz! Jesteśmy tak wysoko nad ziemią, że gdybyśmy spadli, to zrobiłyby się z nas na dole placki. - prycham, choć wiem, iż raczej tak kolorowo by nie było. Inaczej: jedna, wielka, czerwona plama połączona z rozwalonymi częściami ciała. Lepiej nie. - Na jaką kolejną atrakcję chciałabyś się potem przejść? - czuję, że temat rodziny i ojca nie jest czymś, co należy drążyć.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Sro Cze 01, 2022 5:01 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Nikt nie chciał być sam - Andie również. Po utracie kontaktu z jeszcze żyjącymi członkami swojej rodziny, a i po śmierci znacznej jej części, Knox nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, co oczywiście poskutkowało powrotem na stare, dobrze znane śmieci. Wszystko w celu zapewnienia sobie ulgi i wygłuszenia tego niejasnego poczucia powolnego osuwania się w odmęty szaleństwa. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w tym wydarzeniu mogły brać udział jakieś siły nadprzyrodzone, a to przecież nie było do końca wykluczone w tym szalonym świecie.
- Nie jestem pewna, czy to wszystko jest aż tak proste, ale może trochę… - Zamyśliła się na chwilę. Nastawienie do świata w wydaniu Andie też nie było szczególnie pozytywne, a wręcz jej schematem było trzymanie niektórych osób, zwłaszcza takich, którzy nie byli jej do końca obojętni, na szczególny rodzaj dystansu. Szczególny, bo wynikający z obawy przed obnażeniem. Co było niesamowicie nielogiczne, bo Andrea zwykła obnażać się regularnie.
Niewiele pamiętała z wojny z druidami, była wtedy zbyt młoda. Ogólnie, dzieciństwo upłynęło jej raczej pod znakiem wewnętrznej integracji z własną rodziną i rówieśnikami. To prawda, że walczyli czasem pomiędzy sobą, a czasem byli wręcz brutalni, ale wciąż więcej w tym było dziecięcej natury, niż natury drapieżnika. Gdy tylko przemknęła jej ta myśl przez głowę, narodziło się pytanie, które bardzo chciała zadać Bruthusowi.
- Może nie widzimy, ale też może po prostu zawsze tak było, bo to jest część nas - tak jak ludzie i ich agresja i skłonność do regularnego rozpętywania konfliktów zbrojnych. Bo i u nas wybuchały walki, mimo że byliśmy de facto stadem wędrownym, bardzo stabilnym. - Uśmiechnęła się. Może musieli się nauczyć żyć w stanie ciągłego widma zagrożenia i adaptować się do sytuacji na bieżąco. Andie nawet przez chwilę nie wykluczała rychłej ucieczki z Norwood, gdyby sprawy przybrały nieoczekiwany obrót, jednak nie łudziła się, że gdziekolwiek poczuje tak naprawdę pełnię bezpieczeństwa. Już nie była tak naiwna. Liczyło się dobre towarzystwo i cel. Cel przede wszystkim.
Wychyliła się przez barierkę, wbrew swoim instynktom, które krzyczały, by tego nie robić… I szybko tego pożałowała. Zakręciło jej się lekko w głowie, a plastyczna wyobraźnia natychmiast podsunęła odczucie utraty kontaktu ze stabilnym podłożem. Uczucie spadania kazało jej natychmiast wracać na swoje miejsce. Uczepiła się ramienia Bruthusa i przywarła plecami do oparcia.
- Nie jestem orłem. - Wysapała - Jestem kojotem i nie muszę szukać ofiar z takiej wysokości - może czasem zazdrościła ptakom umiejętności latania, ale to nie był ten moment. Teraz pragnęła tylko zejść na ziemię. Choć widok na tutejsze lasy był stąd nieziemski. I to na nich się skupiła, gdy zadała Bruthusowi następne pytanie.
- Możemy zrobić dogrywkę na strzelnicy, albo porzucać popkornem w babę Wiadro - mruknęła, z ulgą wyczuwając, że lada moment jej żołądek powróci na swoje miejsce.
- Zastanawiam się w sumie nad jedną rzeczą. I nie musisz mi odpowiadać, jak coś. Na spokojnie. Ale… Jak właściwie wyglądała twoja pierwsza przemiana? Bo generalnie, nie ma nic złego w tym, że jesteś tak ludzki, ale dlaczego to wyparłeś? - Pytanie było nie tyle podyktowane ciekawością, co wynikało ze strony Knox z pewnego… Braku perspektywy. Bo ona chłonęła swoją naturę całą sobą. A jak było z nim?
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Sob Cze 04, 2022 9:18 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Sam nie wiem, w jaki sposób doszło do tego podstawienia leków, które były de facto gwoździem do trumny w postaci konieczności rezygnacji z pracy w danym miejscu. I chociaż nic tak naprawdę nie udało się służbom udowodnić, tak jednak piętno złej reputacji potrafi pozostać na człowieku przez zdecydowanie dłuższy czas. Nie cieszę się z tego powodu; de facto nikt by się nie cieszył. O ile nikt nie wytyka palcami bez najmniejszego skrępowania, o tyle gdzieś w tyle głowy okrytej całkiem już długimi kosmykami włosów - zapewne będę musiał udać się do fryzjera - to drzemie. Czeka, aż stanie się elementem godnym do zaatakowania w najmniej odpowiednim momencie.
- Czasami to te najprostsze rzeczy są najbardziej trafne. - mruczę pod nosem, uśmiechając się lekko. Jako ludzie często sobie komplikujemy ogrom rzeczy w postaci chociażby dnia codziennego, szukając dróg naokoło. Jeżeli jednak skupić się na tych prostszych solucjach, okazuje się, że jedną z osób, które podstawiają nam kłody pod nogami, jesteśmy my sami. Dlatego tak ważne jest, aby skupić własne spojrzenie nie tylko na jednym konkretnym rozwiązaniu, ale także innych - bo może się okazać, że odpowiedź jest zdecydowanie bardziej prosta.
Sam wiele z tej wojny nie pamiętam. Wiem tylko, że tuż przy jej rozpoczęciu rozpoczęła się jednoznaczna, odczuwalna przeprowadzka. Przeszłość nadal, mimo mignięcia wspomnienia w postaci bólu głowy, pozostawała jedną wielką niewiadomą. Pomijając nieliczne wspomnienia w postaci matki potrafiącej przemienić się w lisa, tak w pobliskim mieście ta już nie kwapiła się aż nadto do kolejnych przemian.
- Jednym z plusów watahy jest to, że nie skupia się ona na ogromie ludzi. Na stworzeniu państwa czy czegokolwiek innego, co ma przynosić zyski. Z drugiej strony... panuje wśród nich spora solidarność. W państwie, gdy dochodzi do konfliktu, nie wszyscy muszą walczyć. Ale gdy w takim ugrupowaniu do tego dochodzi, wszyscy rzucają się do walki. - a przynajmniej większość. Solidarność z watahą i rozkazy Alfy są niepodważalne, dlatego zastanawiam się, czy taki członek Czerwonych Szponów jest w stanie wyrazić swoją niechęć do walki. Niechęć do konfliktu. Niechęć do zabijania.
Dlatego bycie bezfrakcyjnym wydaje się być dla mnie rozwiązaniem dobrym. Nikt nie nakazuje z góry myśleć wedle tego, co powie głowa rodziny, chociaż też nie zapewnia to żadnej ochrony. Ale, zważywszy uwagę na to, co wydarzyło się na imprezie - czy miałoby to znaczenie? Czy w przypadku stada tak gwałtownego logika i rozum mają prawo działać? I chociaż rozumiem emocje, wszak są one nieodłącznym elementem, tak jednak nigdy nie zrozumiem rozlewu krwi, gdy można mu jednak zapobiec.
Samemu chyba też nie powinienem się wychylać; spojrzałem w dół, ale nie było to aż tak uderzające jak chwycenie się ramieniem przez Andreę. Pytanie, jak się czuje, byłoby co najmniej głupie - kładę jej dłoń na ramieniu w geście wsparcia.
- A to prawda. I całe szczęście - ptaki mają słabe kości. Jeden błąd mógłby sporo kosztować. - to nie ulega wątpliwości; gdyby kiedykolwiek mogli się przemienić w ptaki, widoki zapewne byłby zapierające dech w piersiach. Z drugiej strony - jeżeli tylko do czegoś by doszło - regeneracja nawet nie miałaby znaczenia. Bo do złamań dochodziłoby zdecydowanie częściej. - To możemy skupić się ma popcornie. Strzelnicę już zaliczyliśmy, a w sumie nie wiem, ile jeszcze atrakcji tutaj pozostało. - odpowiadam. Labirynt wydawał się być jedną z rzeczy, która miała w sobie ziarenko tajemniczości. Drugi raz jednak nie widzę sensu, aby tam iść.
Podnoszę spojrzenie na pytanie dotyczące pierwszej przemiany. Nie wspominam jej za dobrze, jakoby będąca tym samym gwoździem do trumny. Bolesna. Jak u większości, którzy dopiero co się tego uczą. Aczkolwiek, przeświadczona historiami, niespecjalnie przyjemna.
- No cóż, bolała. - staram się uśmiechnąć, ale niespecjalnie dobrze mi to szło. W końcu, jakby nie było, pewnych rzeczy nie da się z siebie wyprzeć: nawet faktu bycia zmiennym. - Potem się częściej przemieniałem, ale w sumie nie sprawiało mi to takiej radości, jak to powinno sprawiać. Po przeprowadzce do Seattle korzystałem z tego coraz mniej i mniej, aż w końcu minęło sporo czasu bez lisiego futra. - powoli zbliżamy się do ziemi, a diabelski młyn zatacza pełny okrąg. Możemy tym samym wyjść. - Bo to jest w pewien sposób problematyczne. To znaczy się, to z jednej strony pomaga, a z drugiej... musimy więcej wypić, by odczuć skutki alkoholu. Wszystko dociera do nas intensywniej, mocniej. W okolicach lunarii czujemy niepokój i wzmożoną chuć. Szybsza regeneracja, odporność na choroby i wolniejsze starzenie poniekąd utrudniają założenie rodziny. - być może to był ten zdecydowany powód ze strony Lotty. - Kiedy wiele osób w późniejszym wieku zmaga się z chorobami, tak zmienny pozostaje "czysty". Czasami nie da się tego powstrzymać i mimo że mamy na karku pięćdziesiąt lat, wyglądamy na czterdzieści, a w niektórych przypadkach - poniżej tego pułapu. - wzdycham ciężej, idąc powoli do atrakcji z rzucaniem popcornu w babę Wiadro. Widziałem wiele w szpitalu, zdecydowanie zbyt wiele. - Niektórym ego wystrzela z powodu lepszej siły i wytrzymałości, traktując w jakimkolwiek starciu bądź potyczce zwykłego człowieka jak... no cóż, poniekąd śmiecia? Kogoś, kto nie jest nic wart? - może są to odosobnione przypadki, ale widmo wczorajszego dnia nadal daje o sobie znać. Clifton nie wydawał się być zmiennym, natomiast Sullivan - moim zdaniem - działał w postaci wykorzystania swojej siły do tego stopnia, który mógł złamać chwyconą rękę. Jakby stosowne argumenty nie miały racji bytu na rzecz brutalności, której prędzej czy później należałoby się poddać.
- Z tym wiąże się ogromna odpowiedzialność. A społeczność zmiennych w wielu przypadkach wydaje mi się nadużywać tego, co otrzymała. I wiem, że to brzmi jak sceptyczne podejście do wszystkich, bo są jednostki, które z tego nie korzystają w nadmiarze. Dla mnie to jest mimo wszystko przytłaczające. - wzdycham ciężej. - Poza tym lisy nie stanowią żadnej przeszkody. Są w końcu tylko lisami wydającymi kilkanaście różnych dźwięków. Ludzka postać jest bardziej praktyczna. - otrzymanie w loterii przemiany w postaci rudej piękności może jest na swój sposób urocze, ale z drugiej strony nie daje żadnej stosownej przewagi podczas pojedynku - czy to z kojotem, czy to z wilkiem.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Nie Cze 05, 2022 12:15 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Widok na piękne lasy i ciekawa dyskusja odwracały uwagę Andie od mróweczek poruszających się daleko, w dole. Mimo, że nie uważała nigdy, by to, co odczuwa w takich sytuacjach było lękiem wysokości, to wyciągnięcie głowy w celu podziwiania widoków z wysokości kilkunastu pięter było już czynnością zdecydowanie wzbudzającą w niej uzasadnione obawy. Jeszcze, gdyby miała na sobie uprząż, czy cokolwiek...
Słuchając Bruthusa, opanowywała jeszcze rozszalały oddech. Uśmiechnęła się tylko na sugestię przełożenia struktury watahy na coś tak licznego i złożonego, jak państwo. Andie nie mieściło się to w głowie przede wszystkim dlatego, że byłoby ich na to zwyczajnie za mało. A i jak by wtedy wyglądały wybory? Alfa zmieniałby się w takiej strukturze chyba co tydzień, a ostatecznie wszystko rozpadłoby się, gdyby kolejne silne osobowości pociągały za sobą kolejnych i kolejnych, rozdrabniając ostatecznie wielką watahę, doprowadzając do pofragmentowania, z jakim mieli do czynienia aktualnie. Każde na własnym terenie i z własnymi zasadami. I wszyscy byli zadowoleni. Ale ilu by przy tym zginęło… I to nie tylko zmiennych.
- Odpowiem, obskoczyliśmy już wszystkie, ale mam dla nas bonus - uśmiechnęła się szelmowsko i jako, że poczuła się już lepiej, puściła ramię Bruthusa pozwalając na to, by z powrotem mogła do niego napłynąć krew. Wcześniej z powodu silnego uścisku Andie, mogło być to lekko utrudnione.
Pozwoliła mu się wygadać, gdy zaczął o kwestii swojej przemiany, która była dla Andrei naprawdę niesamowicie intrygująca. Wiele razy też zastanawiała się, co zrobi, jeśli los sprawi, że będzie miała ułożyć sobie życie z kimś niewtajemniczonym. I w sumie nie było się nad czym zastanawiać, bo to była dla niej kwestia zwykłej uczciwości i zaufania. Przede wszystkim ufności w dobranym sobie partnerze, że nie wykorzysta tego faktu w jakiś nikczemny sposób. Nie wyobrażała sobie kitrać długo takiej tajemnicy, będąc w długim i naprawdę poważnym związku, jak ten, w którym był Bruthus. Bo i jak miałaby wytłumaczyć potencjalnemu mężowi, że w zasadzie to pewnie urodzi mu szczeniaki?! Ach, i w ogóle to wygodniej mi w czasie ciąży paradować nago po lesie, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to do zobaczenia za dziewięć miesięcy! Aż się Andie uśmiechnęła na samą tę myśl.
- Ale tym właśnie jesteśmy - zaczęła ostrożnie. Absolutnie nie zamierzała wyskakiwać tutaj Bruthusowi z ewangelizowaniem, a jedynie doprowadzić do uprzejmej wymiany myśli. Choć był to pewien element samoakceptacji, bardzo istotny akurat dla jej osoby.
- Tak jak jeden rodzi się genetycznie obciążony karłowatością - tu również nie mogła oprzeć się pokusie uśmiechnięcia się do swoich myśli - ktoś jeszcze inny zbiera bęcki, bo od dziecka jest okularnikiem, a ktoś inny wpadł do kociołka z magicznym napojem i może się naparzać w lidze sumo. Myślę, że to jednak nie kwestia fizycznych predyspozycji robi z nas potwory - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, prowadząc Bruthusa do stoiska, gdzie sprzedawali popcorn.
- Ale rozumiem. Choć nie powiem, po cichu liczyłam, że zobaczę cię kiedyś w tej postaci - pomarzyć zawsze można, nie? Mogłaby mu przy tym udowodnić, że nawet będąc u dołu hierarchii siły, można wiele. Zwłaszcza, gdy jest się zdeterminowanym. A Andie wiedziała to najlepiej. W końcu w postaci zwierzęcej osiągała wielkość jedynie niemalże równą wielkości dużego lisa!
- Jeden duży popcorn, proszę! - Zagaiła ekspedientkę i wręczyła jej pieniądze. Uważny wzrok skupiła na tłumie, by wyłowić z niego Babę.

Klik!:
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Nie Cze 05, 2022 9:53 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Może porównanie watahy do państwa jest trochę wyolbrzymieniem, aczkolwiek tak mi się kojarzy - poprzez pewne połączenia polegające bezpośrednio na roli lidera. Oczywiście tam nie ma czegoś takiego jak demokratyczne wybory Alfy - jeżeli ktoś pragnie objęcia tego stanowiska bez najmniejszych skrupułów, musi na jednej ze szal postawić własne życie. I chociaż tak to jest z tymi prawami natury i tym, że przetrwa najsilniejszy, tak jednak nadal kojarzy się z pewnego rodzaju barbarzyństwem - bezpośrednim powrotem do korzeni, do których sam nie chcę wracać. Nie bez powodu zatem wataha w moim odczuciu wydaje się być gwałtowna i choć wiem, że nie ma to żadnego sensu takie generalizowanie, tak jednak pewnych rzeczy nie da się usunąć ze świadomości. Przemoc rodzi przemoc i chociaż tak czasami musi być, tak jednak sięganie po nią jako jedyne możliwe narzędzie nie jest niczym godnym. Wręcz przeciwnie.
- Bonus? - zapytawszy się, kiedy to uścisk ze strony Andie postanawia się zdecydowanie rozluźnić, ponownie zaczynam czuć rękę. Nie żebym był jakkolwiek silny - praca na karetce może i tego wymagała, ale nigdy nie udało mi się wyrobić żadnej szczytowej formy w postaci pstryknięcia kogoś poprzez dotknięcie palcem. Nie żebym chciał - w końcu wiem, że moim atutem nie jest siła fizyczna, a możliwość przenikania w struktury emocji, starając się je rozłożyć na czynniki pierwsze. I chociaż wydaje się to być czymś, co ułatwia wiele relacji międzyludzkich, tak też stanowi obusieczną broń. Nadmierna wrażliwość prowadzi do przesytu cudzych uczuć, jak również braku możliwości wpłynięcia na taki stan rzeczy. Bo, kiedy jest się zmiennym i nawet zapachy posiadają w sobie określone bodźce, tak ciężko się tego wyzbyć. W szczególności teraz.
Kwestia przemiany może i jest na swój sposób specyficzna, aczkolwiek - ujęta w słowach, które mają dla mnie ogromne znaczenie - wydaje się być nadmiernym ułatwieniem w zakresie siły. W zakresie wytrzymałości, leczenia czy też i zwinności. Nic dziwnego zatem, iż po skończonym przez siebie monologu wsłuchuję się w słowa należące do kobiety, chcąc z nich obrać lepszą ścieżkę. Albo znaleźć sens, choć i to wydaje się być nieco złudną, zbyt uroczą wizją.
- To prawda. Ale predyspozycje dają pewnego rodzaju siłę. To wiesz, jakby. Och. Jeżeli ktoś ma pieniądze, to nie szczędzi sobie niczego. Jeżeli ktoś natomiast nie ma, to wie, że musi oszczędzać. Poczucie takiej władzy daje sposobność do bardziej brawurowych akcji. - jak chociażby chwycenie zwykłego człowieka z rękę. Bo, w końcu, co może się stać? Zmiennemu nic, a człowiekowi - zdecydowanie zbyt wiele. A im większa pokusa i większe możliwości, tym bardziej chce się wykorzystywać pełnię własnych możliwości.
Spoglądam na Andreę i lekko się uśmiecham. To nie jest coś, co uważam za powód do dumy - przynajmniej nie teraz. Musi minąć trochę czasu, zanim w nocy zadecyduję o chęci przemiany i skorzystania z struktur lisiej postaci. Muszę jednak przyznać jedną rzecz - alkohol zdecydowanie to wspomaga. Bo może i powinno zostać zabronione korzystanie z tejże formy pod wpływem, ale zdecydowanie ułatwia procedowanie wszelkich myśli.
- Kiedyś zapewne tak. - mówię jedynie. Czasami nie da się tego uniknąć. Osoby obciążone karłowatością zmagają się z tym przez całe życie, okularnik - jeżeli operacja na to nie pozwala - także. Kiedy jednak przemiana może pozostać nadal w swojej uśpionej formie, tego chcę się trzymać. Na szczęście zbyt długo nie myślę z jednego, dość ważnego powodu - skupiamy się wspólnie na czymś innym. Na znalezieniu babki, chociaż to nam też nie wychodzi, kiedy chrupiący pod zębami popcorn niesie ze sobą widmo słono-maślanego posmaku. Jak się okazuje, coś innego zwraca w pełni uwagę Andrei i chociaż naprawdę chciałbym wiedzieć, kto to jest, tak nie mam bladego pojęcia - na obecną chwilę.
- Kto to? - pytam się, chociaż dość szybko zostaję zaciągnięty do czegoś innego. - Czekaj, czekaj, ty chcesz go śledzić? Po co? - oj nie, nie lubię naruszać cudzej prywatności i w tej skórze nie jest mi jakoś specjalnie dobrze.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Pon Cze 06, 2022 7:33 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 3 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andrea traktowała podobne ułatwienia jak pewną rekompensatę. Trudno było wyzbyć się takiego wrażenia, gdy było się zawsze najmniejszym i podatnym na atak, a do tego wychowywanym… cóż, poniekąd przez wilki. Wyrobiła w sobie wtedy grubą skórę, ośli upór i intuicyjne wyczucie niebezpieczeństwa. Wszystkie te rzeczy poniekąd ceniła bardziej, niż swoje człowieczeństwo.
A to, co chciała tym wszystkim przekazać to to, że Bruthus nie trafił na tej imprezie na zwykłego wilka. Trafił zaś na psychola, a z takimi sprawa jest tak samo krótka, kiedy są ludźmi, jak i każdym innym gatunkiem zdolnym do przyczynowo-skutkowego rozumowania.
- Sugerujesz mi więc, że nie rzucałabym się z pięściami na ludzi bez świadomości przewagi i tego, że mam w zanadrzu regenerację? Przeceniasz mój intelekt, dziękuję - rzuciła żartobliwie. Tłukąc się w zawodach z innymi dziewczynami podobnej postury nieraz zdarzyło jej się przeholować. Nigdy na szczęście nikogo nie zabiła, ale wiedziała dobrze, o co Bruthusowi chodzi. Bo trudno było tak wyrywnej dziewczynie, jaką jest Andie, opanować pięści w niektórych sytuacjach, zwłaszcza gdy w grę wchodziła adrenalina na ringu. Trening tej umiejętności zajął jej najdłużej - to odróżniało ją od pozostałych zawodniczek i wymagało wyrozumiałego trenera - którego na szczęście znalazła.
- Jasne ziomku, nie ma presji. Możesz skrywać swój puszysty ogonek, jak długo chcesz. Cieszę się świadomością, że masz go w zanadrzu. - Wycelowała w niego palcem lewej dłoni, bo w prawej już trzymała pojemnik wypełniony po brzegi popcornem.
- Ćśś, przez niego znajdziemy babę - szła przez tłum jak gdyby nigdy nic, starając nie zwracać na siebie uwagi, jednak czujnie. Nie chciała go zgubić! - Mówiłeś, że się przyłączasz - przystanęła, zerkając na niego czujnie. Czyżby się rozmyślił? Bo na siłę nigdzie go ciągnąć nie zamierzała, a tym bardziej do szczeniackiego rozrabiania.
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 3 Empty
Wto Cze 07, 2022 10:42 am
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: