Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibilityAndrea i Bruthus - Page 2



 
Pogoda
WRZESIEŃ ostatnie ciepłe dni lata; pochmurno bez opadów. Lekki wiaterek ze wschodu.
News
W powietrzu unosi się niepokój związany z rebelią goblinów.
Gif



 :: Festyn Williama Norwooda Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Andrea i Bruthus
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

First topic message reminder :

 
— 1 września - otwarcie festynu —
Festyn Williama Norwooda
Bruthus & Andrea

Cykliczny Festyn Williama Norwooda był jedną z niewielu okazji, kiedy panna Knox jeszcze będąc nastolatką, nie szczędząc swoich wytartych trampków, rzeczywiście udzielała się w życiu miasteczka. Z rozrzewnieniem wspominała - już w jego przeddzień, gdy całe miasto uwijało się z przygotowaniami na dzisiejszy wieczór - jak sama podciągała ozdobne światełka wiszące na całym terenie festynu, wiązała snopki i pilnowała dzieciaków, by nie kradły misiów z wystawy na loterii fantowej. Dziś chciała ograniczyć się jednak wyłącznie do biernej konsumpcji piwa, corn-dogów i oklepanych atrakcji - zarobiona po łokcie przed nowym rokiem szkolnym i zaaferowana tworzeniem petycji do burmistrza, daleko z tyłu głowy miała wszelkie inne formy działań w miasteczku. Ledwo wyrwała się z kołowrotka pracy dydaktycznej, w który wpadła około godziny ósmej rano,a już pędziła na teren festynu, nim jeszcze niebo wystawi list gończy za księżycem i gwiazdami. Zdążyła się tylko przebrać w dżinsowe szorty i narzucić na biodra ulubioną, szarą bluzę z kapturem.
Podeszła do pierwszego lepszego stoiska w strefie gastro i szybko zlustrowała menu rozpisane na drewnianej tablicy.
- Piwo i donuta, proszę! - Zamachała dziesięciodolarówką przed oczami sprzedawczyni. Gawiedź dopiero zbierała się na miejsce imprezy i wiele stolików było jeszcze pustych, a kramy ledwie zdążyły rozłożyć się z asortymentem, ale już gdzieś obok rozpętała się pierwsza kłótnia między tym mechanikiem, Bucketem a starą Bucketową. Andie odchyliła się do tyłu, aby wyłowić pojedyncze zdania z tej istnej batalii pomiędzy dwojgiem, ale jedyne co wyłapała to nieludzki jazgot zagłuszany skoczną muzyką. Szybko straciła więc zainteresowanie tocząca się awanturą, która najpewniej była skupiona wokół obiektu westchnień biednego mechanika o psim spojrzeniu.
Już ze słodką przekąską i napojem w ręce, rozejrzała się na chwilę za spokojniejszym kątem, gdzie szybko strzeliła sobie selfie, które natychmiast przesłała do swojego ulubionego medyka w tej części stanu. Zaraz dołączyła do niej krótką wiadomość nie pozostawiającą żadnych złudzeń, gdzie chce go widzieć za piętnaście minut. Dla pewności jeszcze przesłała pinezkę, choć tuż po jej wysłaniu rozglądała się już za atrakcjami, które mogłaby obskoczyć, nim Bruthus się tutaj pojawi. Jej uwagę przykuła strzelnica z nagrodami. I rozkraczony dla lepszej stabilności, jej ulubiony dyrektor szkoły. Przyglądając się z uśmiechem jego karkołomnym wyczynom, pociągnęła łyk złocistego trunku, który przyjemnie połaskotał jej wysuszone na wiór gardło. Im bliżej do Lunariów, tym trudniej było jej utrzymać rezon, zrobiła jednak co w jej mocy, by wepchnąć tego donuta do ust. Wszak był to dziś jej pierwszy posiłek.

@Bruthus Gilbert Atteberry
1
Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sro Maj 18, 2022 9:48 pm
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Wyczuła zmianę nastroju u Bruthusa, co tylko popchnęło ją do tego, by poczynać sobie jeszcze śmielej w wyszukanych żarcikach. Miała swoje teorie na temat dzików i ich zwyczajów, co mogła ocenić wyłącznie podpatrując je na kanałach przyrodniczych - te niemal wszystko, co robiły, robiły w lesie. I nigdy nie zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że w niczym nie przypomina samicy dzika. Bo i owszem, przypominała - zaczynając od tego, że panowie na ulicy czasem wołali na nią loszka, ryzykując tym - a jakże - utratę kilku zębów.
- Kto powiedział, że sranie w lesie nie jest kulturalne? - Spytała z autentycznym zdziwienem. Gdyby tylko była odrobinę wyższa, swoim gwałtownym zwróceniem głowy w jego kierunku, omiotłaby włosami jego twarz. A te pachniały lasem.
O internecie w Norwood zaś wolała się nie wypowiadać w obawie, że, choć i tak Andie nie grzeszyła ogładą, z jej ust wyleje się potok bardzo niecenzuralnych słów. Podejść do obejrzenia czegokolwiek online miała już bez liku, jednak jakość kartofla szczególnie ją odstraszała. Tu wygrywały starsze produkcje, które można było łatwo zdobyć nawet w miejscowej wypożyczalni - ta z jakiegoś powodu miała tutaj jeszcze rację bytu.
- Wszystko, co znajdę, byle w dobrym towarzystwie - znów odparła zaczepnie, zabierając się do utarcia nosa Bruthusowi w ramach ich małej konkurencji.
- Okej, w takim razie… Może jedno z nas pójdzie lewą, a drugie prawą? - Zaproponowała - zobaczymy, co się stanie.

'k100' : 48
'k6' : 5

Nie czekając na głosy aprobaty, wybrała stronę prawą. Nim zniknęła za pierwszym zakrętem, obróciła się jeszcze w stronę towarzysza, by przypomnieć mu o charakterze tego wyzwania.
- Przemyśl o co chcesz się założyć - tylko błagam, nie o piwo! - I zwiała w obranym przez siebie kierunku. Ona miała już obmyślony plan na wypadek swojej wygranej, którym zamierzała podzielić się w odpowiednim momencie.
Pierwsze metry labiryntu pokonała w biegu i zgodnie z regułą, czym bardzo szybko się znudziła. Zamiast więc błądząc na oślep, czy wykorzystując logikę, odniosła się do instynktu i swoich wyostrzonych zmysłów. Wciągnęła nosem powietrze, pochłaniając wszystkie zapachy z otoczenia. Dominował zapach siana, przepoconych koszul innych odważnych, którzy tułali się w jego ścianach, pośród których wywęszyła też kilku zmiennych oraz inne zapachy, które niewiele jej mówiły. Słuchem starała się namierzyć jakiekolwiek poruszenie w okolicy, mogące zwiastować bliskość centrum labiryntu.
I tak za kolejnym zakrętem, za którym nadal nie znalazła centrum labiryntu, zauważyła coś, co przykuło jej uwagę - czarny prostokąt. Sięgnęła po znaleziony przedmiot i zlustrowała wzrokiem zawartość. Zaklęła pod nosem. W okolicy nie było nikogo, komu można było ten przedmiot przekazać, tym samym cała odpowiedzialność za znalezienie właściciela, spadła na Andie. Wsunęła go do tylnej kieszeni spodni i podążyła za swoim instynktem do samego środka labiryntu.

Kliknij mnie:

7
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sro Maj 25, 2022 3:11 pm
Powrót do góry Go down

Mistrz Gry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 Wo8qTKS9_o
Mistrz Gry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 Wo8qTKS9_o
Mistrz Gry // the die is cast

Jasper Eisenberg Od zawsze lubił pieniądze. Dolary, Euro, Funty. Wszystkie lubił gromadzić na swoim koncie bądź w tak zwanej śwince - skarbonce. Najbardziej jednak lubił, kiedy udawało mu się je zyskać w sposób co najmniej obelżywy i niezgodny z prawem, poprzez oszustwo. Zwykle naciągał ludzi w Olympii bądź Castle Rock lub innym Jerusalem, jednak dzisiejszy festyn przyciągnął go jak światło ćmę. Lubił jarmarczne i dożynkowe oszustewka, a to miejsce było do tego idealne. Rozochoceni, niejednokrotnie podpici już i głodni rozrywek mieszkańcy miasteczka byli niczym mód, którym smarował serce licząc niewielkie, ale jakże przyjemnie zdobyte zyski. Jak przaśne trofea, które poprawiały mu humor po spotkaniach z dużo grubszymi rybami Olympii i Seattle, przed którymi nie raz musiał podkulać ogon - często dosłownie, jak na zmiennego lisa przystało.
- Kto jest chętny na black jacka? - pytał, kiedy przysiadł przy jednym ze stolików. - Kto jest wystarczająco bystry, by zagrać w trzy kubki? - pytał innym razem. Od dolara do dolara, zebrał już ich dwieście, a minęły zaledwie dwie godziny.
W którymś momencie zdecydował się nawet, by spróbować naciągnąć kogoś, kto wędrował po wybudowanym z siana labiryncie. Nie wiedział o tym, że wystarczy trzymać się jednej ze ścian, więc w którymś momencie po prostu się zgubił, od czasu do czasu podążając za spotkanymi ludźmi, których próbował naciągnąć na kolejne, wyszukane gierki. W ten sposób natknął się na Andreę i Bruthusa.
- A może wy chcecie zagrać w trzy kubki w przerwie? - zapytał, wyciągając z kieszeni skórzanej kurtki plastikowe kubeczki i szklaną kulkę. - Nie? No okej, okej... - bąknął widząc spojrzenie krasnoludka, który towarzyszył mężczyźnie. Chciał zapytać, czy dziewczyna mieszka pod jakimś muchomorkiem, ale ugryzł się w język. Machnął na nich ręką i ruszył dalej, by błądzić pomiędzy sianem. Koniec końców, przecież stąd wyjdzie.

npc - zt.
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sro Maj 25, 2022 8:51 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Podczas studiów w Seattle, mimo młodzieńczej krwi i nadal burzy hormonów - co prawda uspokojonej, niczym dotyk samego żeglarza potrafiącego zapanować nad sytuacją - nigdy nie zdarzyło mi się na jakąkolwiek dziewczynę wołać loszka. Czemu? Odpowiedź ta jest prosta i nie wymaga aż nadto długich wyjaśnień. Po prostu jest to niekulturalne i o ile zazwyczaj kobiety nie są konkurencją dla siły fizycznej, o tyle ich psychika potrafi owinąć osobę płci przeciwnej wokół własnego palca.
- Jest, o ile się posiada to. - raczej bym nie pomyślał, że kiedykolwiek mi się to przyda, ale wyciągam z portfela ładnie wydrukowaną karteczkę, pozwalając dziewczynie wziąć ją sobie na stałe. Bo i czemu nie? Może kiedyś jej uratuje to cztery litery, kiedy leśniczy postanowi się jednak delikatnie dowalić do potencjalnej defekacji w centrum tutejszych borów. Gorzej by było, gdyby przypadkowo druid w to wdepnął, niemniej jednak jest to materiał na kompletnie inne rozmyślania. Czasami nawet korzystniej jest nie myśleć nad tym aż nadto, ażeby się nie zrazić do własnej głowy obłowionej w wielu śmiesznych obrazkach z Internetu. Słabo działającego, ale jednak działającego. - Jak cię ktoś z leśniczych znajdzie, to wystarczy, że dasz mu to zezwolenie. - staram się zachować powagę, aczkolwiek jest to trudne, kiedy to końcówki ust same podnoszą się do góry, mimowolnie okazując rozbawienie całą tą sytuacją.
Długo to jednak nie trwa, kiedy początkowo udajemy się sami przez tenże labirynt. Bez towarzystwa nikogo, kto potencjalnie mógłby sprawić dodatkowe kłopoty; dopiero po czasie, gdy w zasięgu widzenia pojawił się tajemniczy jegomość, niezbyt przeze mnie kojarzony, lampka pod kopułą czaszki nie tyle w pełni się zaświeciła, co zamigała. Jasnym, czerwonym światłem, udowadniając tym samym konieczność uważania. Skąd to przeczucie? Jak działa ta intuicja? Nie mam bladego pojęcia.
- Nie, podziękujemy panu... - mówię, odwracając tym samym wzrok w stronę Andrei; trzy kubki i szklana kulka brzmią jak możliwość przewalenia niepotrzebnie sporej ilości pieniędzy. A ostatnio z kasą jest u mnie, no cóż, krucho. Nie tragicznie, ażeby trzeba było zacisnąć pasa, ale też nie na tyle pozytywnie, ażeby móc przejawiać w swoich czynach potępianą rozrzutność. Długo to nie trwa; mężczyzna zanika w odmętach kolejnych ścian i kolejnych lokacji, być może zgubiony. Napięte lekko ciało powraca do normalnego stanu wówczas, udowadniając tym samym, że wcale nie tak łatwo jest poskromić tego typu reakcje.
- Totalnie... dziwny koleś. - mówię, zanim to się rozdzielamy; stojąc na rozdrożu ścieżek, nie pozostaje nic innego, jak pokierować się zasadą, o której wcześniej wspominałem.

~*~

Nieszczęścia natomiast chodzą parami. Nie wiem, ile minut mija, zanim to mózg albo płata mi figle z okazji nadchodzących lunarii, czy rzeczywiście ktoś uznał za pomysł idealny przemienienie się w zwierzę, ażeby szybciej znaleźć wyjście. Sylwetka wręcz przedostaje się dość szybko, a sam już nie wiem, czy wzrok postanawia mnie oszukiwać; w końcu, jakby nie było, takie znalezisko w obrębie labiryntu ze siana mogłaby wzbudzić sensację. Niekoniecznie w tymże pozytywnym aspekcie.
Wzdycham ciężko, a do płuc docierają najróżniejsze zapachy - nie tylko siana, ale także i pozostałych uczestników wydarzenia. Dłoń cały czas znajduje się na jednej części ściany, prowadząc do przodu i udowadniając istnienie paru zakątków, które pozostają bez wyjścia - czysto teoretycznie. Za każdym razem podeszwa buta spotyka się z ocieplaną promieniami słońca trawą, która to w odmętach niektórych cieni spotyka się z możliwością odetchnięcia. Zapada wieczór, a i choć gwiazd jeszcze nie widać, wiadome jest, iż za niedługo postanowią odkryć swoje piękno, przeczuwając tym samym nadchodzące godziny.
Jak się okazuje - wychodzę z labiryntu drugi; na miejscu mety znajduje się już Andrea, zapewne albo szybciej idąc w kierunku wyjścia, albo rzeczywiście posiadając ciut krótszą ode mnie drogę.
- Szlag, najwidoczniej jestem drugi... - mówię, spoglądając w jej kierunku, ażeby następnie przypomnieć sobie albo o widmie, albo realnej osobie będącej bez żadnego odzienia. - Najwidoczniej twoja droga była krótsza. Poza tym, ten facet z tą grą... nie wiem, jakiś podejrzany typ chyba. - westchnięcie wydobywa się spomiędzy moich ust, gdy to atrakcja z labiryntem zostaje tym samym zwieńczona możliwością odetchnięcia i tym samym obserwowania pozostałych elementów najróżniejszych atrakcji. Strzelnica zaliczona, labirynt także - może czas na coś innego? Nic dziwnego, że nogi naturalnie wiodą ku diabelskiemu młynowi. - Uwierzysz, że zobaczyłem chyba jakiegoś zmiennego? Tylko był nagi. - prycham lekko roześmiany.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Czw Maj 26, 2022 4:33 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Nigdy dotąd, w żadnej rozmowie, pewne subtelne różnice kulturowe pomiędzy nią, a Bruthusem nie były tak poważne jak w tym przypadku. Z dość wymownym wyrazem twarzy i nie spodziewając się żartu, przyjęła przekazany fant i już miała coś powiedzieć, gdyż sama w tej materii reprezentowała zupełnie inny, skrajny obóz.
- Masz takich więcej, żeby rozdawać dziewczynom zamiast wizytówek z numerem? - Lekko przekrzywiła głowę z wyrazem szczerego zdumienia na twarzy, gdy spojrzała na napis. Tę rundę wygrał Bruthus - jego żart wyrywał z kapci. Sama Andie też ledwo powstrzymywała chęć wybuchnięcia śmiechem.
- Lubię cię. - Wyrzuciła, ledwo rejestrując obecność jakiegoś cwaniaczka, którego zdołała obdarzyć jedynie groźnym spojrzeniem, mówiącym dość wyraźnie nie podchodź. Wzruszyła tylko ramionami na komentarz Bruthusa, sama nie przeczuwała niczego szczególnego związanego z tym gościem. Ot, zwykły facet, jakich wielu. I choć może gry karciane nigdy nie były szczególnie bliskie sercu Andie, to gdyby sam Bruthus zechciał, mogliby się i w tym zmierzyć.

Ale mieli jeszcze do rozstrzygnięcia kwestię, kto wcześniej pokona labirynt. I niewiele, bo o dosłownie kilkanaście sekund, Andie wyprzedziła Bruthusa.
- Wygrałam! - Odbiła się stopami od ziemi w wyrazie triumfu. Ledwo zdążyła się rozejrzeć po okolicy, a Bruthus już zaczynał rozmyślania. Nie ze mną te numery, pomyślała Andie, odwracając uwagę wielkoluda od jakiegoś tam gościa z kulkami.
- Tam podejrzany od razu - rzuciła odrobinę lekceważąco - po prostu nieumyty. Ale w tym kluczu to podejrzany byłby prawie każdy w tym mieście, z Bucketem na czele - parsknęła śmiechem, zaraz rozglądając się wokół, bo labirynt labiryntem, ale gdzie pochowane fanty?!
- Ha, to czyli już dostałeś nagrodę za przejście labiryntu - rzuciła, przetrzepując okolicę - nie żeby coś, ale sama chętnie zdjęłabym ubrania, wtedy wszystko jest prostsze. Więc totalnie ci wierzę - odparła, lustrując wzrokiem ściany dookoła.
- Pomóż mi, musi tu być schowana jakaś nagroda! - Przystapiła do poszukiwań. A potem sobie mogą myśleć o diabelskim młynie, czemu nie. Przy tym całym zamieszaniu Andie kompletnie zapomniała o portfelu, który spoczywał bezpiecznie w jej kieszeni!
'Klik':

8
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Czw Maj 26, 2022 9:18 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Różnice kulturowe nie są złe, wręcz przeciwnie - pozwalają na odetchnięcie od towarzystwa nas samych siebie, udowadniając tym samym to, iż z kim się zadajemy, takimi się stajemy. Ale czy to prawda? Czy zawsze tak jest? Nie mam bladego pojęcia, niemniej jednak ciężko jest mi jakkolwiek powstrzymać uśmiech naturalnie następujący na twarz podczas podawania specyficznego pozwolenia, na, no cóż, sranie w lesie. Zapewne większość uznałaby to za dość nietypowy żart, który nie przystoi mężczyźnie zbliżającemu się do czterdziestki, ale kto powiedział, że nie możemy pielęgnować tejże krnąbrnej duszy.
- Zazwyczaj nikomu ich nie rozdaję, a sobie też muszę zostawić, gdyby mnie jakiś strażnik czy ktokolwiek inny w lesie złapał. - prycham głośno, nie pamiętając nawet, skąd mam te dość specyficzne pozwolenia. Czy to nagle wydrukowane, w imię natchnienia, podczas pobytu w większym mieście i z działającym punkcie ksero, czy to przekupione u studenta za postawienie piwa. W każdym razie... żart się udał i to było najważniejsze w tym momencie.
- Oho, wcześniej nie lubiłaś? Aż mi serce łamiesz. - mimo zmęczenia przemieszczającego się po twarzy niczym zwierzę próbujące odnaleźć jakąkolwiek namiastkę odpoczynku, mój uśmiech kwitnie bez najmniejszych przeszkód. Miło jest się śmiać i nie myśleć o tym, co przyniósł poprzedni dzień, choć czuję jego widmo. Widmo demonów, które prędzej czy później zaatakują, ale teraz naprawdę chcę skupić się na czymś innym, jak chociażby wyjście z labiryntu, gdy wyczulenie wcześniej względem nieznanego jegomościa dawało się we znaki. Jak się okazuje - podejmowane wysiłki i tak udowadniają mi istnienie mojego miejsca w postaci liczby dwa.
- Widzę, gratulacje! Akurat okazało się, iż prawa strona jest, no cóż... szybsza? - w sumie to trochę dziwne, bo zazwyczaj tak jest. Stereotypy uderzające pod kopułę czaszki niczym musujący alkohol? Jak najbardziej. Mimo to nie wierzę w nie, podejrzewając, iż jest to czyste zrządzenie losu, a nie złośliwość organizatorów wydarzenia. - Nie wiem, jakoś mi się zapaliła lampka. Tak już czasami mam. - szósty zmysł z jednej strony pozwala na ostrzeganie wczas, z drugiej strony... prowadzi właśnie do tego typu sytuacji, co staram się brać na własną poprawkę. - A weź mi nawet nie mów... - Bucketowa to dopiero w sumie wojowniczka chęci dowiedzenia się o zmiennych na skalę Norwood. Nic w tym dziwnego - starsza kobieta wyróżnia się nie tylko wścibskością, ale też i zaciętością w podejmowanych akcjach.
- Nagrodę? Bardzo zabawne, na pewno chciałbym akurat oglądać cudze tyłki. Nawet jeżeli nie są takie złe. - z jednej strony jesteśmy ludźmi i dajemy się tak łatwo omamić, z drugiej strony... gdzieś ta przyzwoitość się znajduje. Nawet nie tyle czysta, niewinna dusza, a prędzej chęć wierzenia w to, iż nie doprowadzi ta sytuacja do czegokolwiek innego. - Czekaj, czekaj... Zdjęłabyś ubrania w ramach przemiany czy zdjęłabyś ubrania, by chodzić nago? - pytam się, podnosząc brwi w lekkim zaskoczeniu. - Wbrew pozorom jest to kolosalna różnica. - mówię jeszcze, jako że nie bez powodu mnie to zastanawia. Też, zbliżające się lunaria, mimo niechęci do nich, swoje robią, a więc interpretacja pewnych rzeczy pozostaje znacząco utrudniona.
Kiwam głową i decyduję się na poszukiwania w stogu siana celem znalezienia czegokolwiek - wszak wyjście z labiryntu wcale nie musiało być takie proste, jak mogłoby się z początku wydawać. Czekoladowe obrączki źrenic spoglądają tym samym po czasie w kierunku czegoś, co wydaje się nie pasować do reszty - i bingo. Tajemniczy schowek otwiera się bez najmniejszego sprzeciwu, przedstawiając małą, karteczkę.
- Patrz, coś jednak jest... - mówię, podsuwając tym samym bilet na jedzenie. Jak się okazuje - nie byle jakie. W końcu corn-dogi są smakowite, nawet jeżeli stanowią bombę kaloryczną. Czymże to jednak jest wśród byciem zmiennym i bieganiem? - Bilet na jedzenie. To co, pierwsze jesteś głodna czy wolisz chwycić za diabelski młyn? - pytanie opuszcza moje usta, kiedy to na twarz wstępuje uśmiech. W końcu to zawsze jakaś atrakcja, prawda?

Mechanika:

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Pią Maj 27, 2022 11:06 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Gdyby Andie zamierzała przy okazji tego żartu wytknąć Bruthusowi jego wiek, byłaby, cóż, hipokrytką. Hipokrytką, która za nic miała sobie dorosłe życie i mieszkała z rodzicami i młodszym rodzeństwem tak długo, jak długo tylko pozwalała jej na to jej godność, czyli do momentu, gdy całe ich życie nie runęło na zbity pysk i zostawiło ją praktycznie samą na świecie. No i… czy w ogóle wiedziała, ile Bruthus ma dokładnie lat? Do dowodu mu nie zaglądała, a po sposobie bycia wierzyła, że ma z pewnością nieco więcej, niż 21 i można było go spokojnie poczęstować piwem w ciemnej przyczepie, a wszystko porą zdecydowanie nieprzyzwoitą. Duchem czasem wydawał jej się być czasem bardzo stary, a czasem bardzo, bardzo młody. Jak na przykład teraz. Andie to absolutnie nie przeszkadzało.
- Jestem zaszczycona. No i gdybym cię nie lubiła, zaprosiłabym cię do swojego domu? Zdecydowanie nie, kazałabym pić piwo na zewnątrz! - odparła z udawaną powagą. Dawno wyparła ze świadomości ich poprzednią rozmowę o wiszącym nad nimi potencjalnym zagrożeniu, odepchnęła wszystko na rzecz chwilowego wytchnienia i zabawy. Nie było o to trudno, bowiem robiła to z powodzeniem już od wielu lat. Podobnie jak z łamaniem wcześniej ustalonych reguł, bo i owszem, o ile Andie z początku kierowała się wyznaczoną przez Bruthusa zasadą, to szybko ruszyła przez labirynt według własnego widzimisię i jak widać, jej psi węch znaczył nieco więcej, niż wyuczona reguła. Była z tego niesamowicie dumna, o czym nie omieszkała Bruthusowi wspomnieć.
- Taaaa… ale jeszcze szybciej jest, jak się nie zapomni o swojej przewadze jako gatunek - zerknęła na niego znacząco. Czuła się w obowiązku raz na jakiś czas przypomnieć mu o tym, że choć żyć, wypierając swój pierwiastek zwierzęcy było pod pewnymi względami łatwiej, to na dłuższą metę ogromną korzyść przynosiła równowaga pomiędzy jednym, a drugim. A zaświadczała o tym swoim własnym życiem. Bo nawet jeśli tuż przed i po lunariach ich umysły nie do końca należały do nich, to oni sami mimo wszystko należeli wtedy do siebie bardziej, niż kiedykolwiek. Andie zrozumiała tę różnicę dopiero wracając w pełni do swojej tożsamości także jako kojot. Nie mogłaby nazwać się do końca hedonistką, ale było coś niewątpliwie uwalniającego w tym, że im mniej opierała się swojej naturze, tym więcej mogła widzieć, słyszeć i przede wszystkim - czuć. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. W tym i takimi, że bombardowała swojego kumpla dwuznacznymi tekstami.
- To gdzie leży różnica? - Spytała, absolutnie ciekawa jego spojrzenia. Bo przebywając nawet wśród ludzi z bardziej swobodnym podejściem do tematu nagości, spotykała się z naprawdę różnymi poglądami - bo byli tam też ludzie, którzy czerpali pewną korzyść z cudzej nagości, co dla Andie było średnio zrozumiałe - i to był żart - szepnęła.
- To pierwsze, nie to drugie - oczywiście. Czy przerysowywała rzeczywistość na rzecz tej konwersacji? Być może. Ale czy czuła się omamiona? Zdecydowanie nie, a przynajmniej jeszcze nie na tym etapie. W tej chwili było to jak nieznośne drapanie z tyłu głowy, które doprowadzało do niezręcznych - a przynajmniej jednostronnie niezręcznych - konwersacji. Przetrzepała kolejny zwitek siana, jednak nic nie znalazła. Za to jej towarzysz miał tutaj trochę więcej szczęścia.
- O! Wielkie brawa! - Pogratulowała mu zwycięstwa, z ulgą przyjmując fakt, że prawdopodobnie ich trud w ścianach tego labiryntu został już skończony. - Chodź na corn-doga! Siano jednak niesamowicie pobudza apetyt - mruknęła niczym głodny zwierz i ruszyła po swoich śladach w drogę powrotną. Wierzyła, że Bruthus nie będzie protestował i ruszy za nią. I że jest tak samo głodny, jak ona.

Wynik

Nie minęła chwila, kiedy pojawili się przy budce z jedzeniem. Uśmiechnięty sprzedawca z nieprzyzwoicie dorodnym wąsem wymienił kupon na dwa corn-dogi. Niewiele myśląc, Andie wgryzła się w swojego, rozkoszując się chrupiącą panierką i ciągnącym się serem. Z apetytem ostatnio było u niej coraz gorzej, dlatego bezzwłocznie korzystała z okazji, kiedy tylko się pojawiał.
A to dopiero początek miesiąca.
- Nie masz lęku wysokości, co nie? - Spytała, spoglądając w górę na konstrukcję diabelskiego młyna.

9
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sob Maj 28, 2022 3:44 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

W wielu przypadkach dostosowywanie się do poszczególnej sytuacji powoduje zamazanie własnego ja. Kiedy to, aby każdemu dogodzić i nikogo nie obrazić, zmienia się własne maski, ażeby w pełni mieć pewność, iż za tym wszystkim nie kryje się ludzka krzywda, wizerunek zostaje poniekąd zamazany. Inaczej - osobowość. Osobowość rozmywa się w odmętach szarości, nie pozwalając na odkrycie tego, kim tak naprawdę byłem, przynajmniej do czasu porzucenia Seattle za sobą i spalenia tego wszystkiego nie tyle w popiół, to prędzej w celu strawienia emocjami. I choć minęło już trochę czasu, tak pewne rzeczy nigdy nie ulegną zmianie.
- Możliwe, iż z czystej uprzejmości byś mnie zaprosiła, o. - odpowiadam, uśmiechając się pod nosem. W końcu, jakby nie było, ciężko jest kazać komuś pić piwo na zewnątrz, być może w samotności, a na domiar złego z utrudnioną możliwością rozmowy, o ile drzwi od przyczepy nie byłyby otwarte na oścież, dając tym samym wgląd do środka wszelkim możliwym owadom. - Liczę jednak na to, że nie jesteś aż tak okrutna. - i mimo zmęczenia, i mimo poprzedniego dnia, i mimo czasami zaciskającej się guli w gardle, posyłam jej uśmiech. Widmo poprzednich sytuacji ulega rozrzedzeniu, kiedy to mogę skupić się na czymś innym. Czasami ta emocjonalność sama z siebie nakłada na mnie kajdanki, uniemożliwiając prawidłowe poruszanie dłońmi i podejmowanie jakichkolwiek akcji. Andrea w tej sytuacji wydaje się być kluczem, wyzwoleniem z okowów własnej bańki problemów.
- Wiem. Mimo to czuję się lepiej, nie korzystając z tej przewagi. - odpowiedź, choć na swój sposób melancholiczna, udowadnia dziewczynie, iż mam dość sceptyczne nastawienie względem samego siebie. Nic w tym dziwnego, skoro już wcześniej matka niespecjalnie chciała, żebym mógł się tej umiejętności nauczyć. Nie przemieniała się zbyt często, uznając trzymanie z dala od daru syna za coś normalnego. W świecie zmiennych... wczorajsza impreza udowodniła mi, że liczy się przede wszystkim brak logiki. W większości przypadków, nie wszystkich, ale jednak posługiwanie się nadmierną ilością negatywnych emocji w celu zadania bólu. Nie mam powodu do dumy - absolutnie żadnej. Już nawet i bez przemian odczuwam za wiele.
- Dla mnie? Żadna. Dla ludzi dookoła, gdybyś postanowiła tak postąpić? Ogromna. Zapewne wylądowałabyś na dołku, czego raczej byśmy nie chcieli. Ewentualnie ludzie byliby zdziwieni, że ktoś potrafi zamienić się w kojota. - prycham lekko, przyjaźnie, choć raczej wolałbym uniknąć scenariusza, w którym to doszłoby do potencjalnych problemów prawnych. - Za późno. - mruczę pod nosem, nie mogąc cofnąć w żaden sposób własnych słów.
Spoglądam uważnie na dziewczynę, starając się powiązać ze sobą fakty. Zapewne, w wyniku nadchodzącego święta, pewne rzeczy zostają przekrzywione niczym w zakłamanym lustrze. Nie do końca perfidnie, nie do końca specjalnie, ale na pewno w jakimś stopniu uległy metamorfozie. W sumie nie wiem, co odpowiedzieć, dlatego wzruszam nieco ramionami i patrzę na nią niczym ten zbity pies - z przepraszającym wzrokiem, na który to składają się zwierciadła duszy - źrenice. Jak się okazuje, corn-dog bywa zbawienny.
- Oczywiście, że nie mam. Inaczej bym nie szedł tam, prawda? - odpowiadam, gdy po zajęciu siedziska wgryzam się w corn-doga, który może nie jest szczytem marzeń zdrowego organizmu, ale na pewno spełnia wszelkie możliwe wymagania kubków smakowych. Raz się żyje, czyż nie? I choć czasami żołądek naprawdę nie chce niczego w siebie pomieścić, trzeba się do tego zmusić. - A ty? Boisz się jakkolwiek czy pozostajesz pod tym względem nieustraszona? - pytanie opuszcza moje usta z dziecięcą łatwością. - W sumie nie wyglądasz na taką, która czegokolwiek by się bała. - dorzucam jeszcze, ciekaw jej kolejnych słów.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sob Maj 28, 2022 8:50 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie często przesiadywała na zewnątrz swojej przyczepy. Tak się akurat bowiem złożyło, że do malutkiego, kempingowego mieszkania Knox próbowała zmieścić nie tylko siebie, ale i swoją klaustrofobię. A ta uwielbiała karmić się jej zmęczeniem, strachem, bezradnością i wspomnieniami, a przez to puchnąć, rosnąć i zajmując coraz więcej miejsca w i tak już ciasnej przestrzeni. Raz bywało lepiej, a raz gorzej - najgorzej jednak było w ciemności, kiedy nie towarzyszył jej już żaden dźwięk poza cykaniem świerszczy i krokami dozorcy obiektu. Wtedy nagłe poczucie ciasnoty wyrywało ze spoczynku, podduszało i kazało biec przed siebie, w noc. Tą częścią swojej przerażającej historii nie dzieliła się z nikim - bo i po co? Radziła sobie z tym aspektem, na swój własny sposób. Konsolidacja tożsamości w coś możliwie zadowalającego nie był to proces zachodzący raz w życiu, co raczej ciąg współzachodzących procesów, które kończyły się w momencie, kiedy delikwent kopał w kalendarz - kto wie, może więc Andie była w błędzie, tak gorąco zachęcając do popuszczenia instyktów kosztem logiki. Jak na razie jednak to była dla niej jedyna słuszna droga. A droga ta zawierała w sobie element ekscentyczności, co postronni gotowi byliby nazwać wręcz dziwactwem.
- Nic nie szkodzi, nie zrobię ci wstydu na środku placu - uśmiechnęła się. Nie zamierzała brać jego słów na serio, wiedziała też przecież dobrze, że niektóre z jej własnych mogły przyprawić o ból głowy, a przynajmniej o objawy lekkiego skonfundowania. Zbliżająca się równonoc oddziaływała na nich oboje, ale też i Knox w swojej codziennej bezceremonialności rzadko kiedy brała jeńców i zwykle paplała, co jej tylko ślina przyniosła na język. To wybuchowe połączenie niekiedy sprawiało, że panowie mniej obyci i kulturalni, niż Bruthus, płonęli po same uszy. Niestety, zaloty w przypadku panny Knox wyglądały czasem jak przepychanki. W lunaria zaś przybierały wręcz formę wrestlingu. Bruthus miał wiele szczęścia, że utemperował ją już na samym początku ich dzisiejszego spotkania.
Zajęła miejsce tuż za nim, wgryzając się w przekąskę raz jeszcze.
- Niektórzy są fanami mocnych wrażeń. A zapytałam, bo zanim tam z tobą wejdę, muszę wiedzieć, czy będę musiała cię siłą tam przytrzymywać, kiedy przypomnisz sobie, że jednak masz fobię - mrugnęła porozumiewawczo. Wiedziała dobrze, jacy potrafili być faceci postawieni przed ich słabością - potrafili się nie przyznać. Czy Bruthus należał do takich? Andie tak nie uważała. Ale w życiu nie wyobrażała sobie wielu rzeczy, które później miały miejsce.
- Ja usiedzę w miejscu, tylko nie każ mi się wychylać i patrzeć, jakie małe ludziki. Wtedy będzie dobrze - zaśmiała się serdecznie. Cierpiała tylko tyle lęku przed wysokością, ile każde inne zwierzę lądowe. Nie mniej i nie więcej - ale nie przesadzałabym z tym, że się niczego nie boję. Boję się wielu rzeczy! - Dokończyła wypowiedź już z kolejnym kęsem w ustach.

10
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Sob Maj 28, 2022 11:14 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Życie raz po raz udowadnia, że nie jest wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Bo może i potrafimy okiełznać nasze słabości, ale tak naprawdę jedynie zakładamy im w większości przypadków łańcuchy. Okowy, które dają nam pozorne uczucie kontroli, jakiej to potrzebujemy. Wystarczy silniejsza sytuacja, ażeby przeszłość zechciała się ponownie odezwać i uderzyć z niezmierzoną wówczas siłą. Dla osób, które rozmyślają za dużo i aż nadto, jest to bolesne. Dla otoczenia - także. W końcu, gdybym aż nadto nie próbował przewidzieć, co by było, gdybym zachował się inaczej, zapewne mój dzień z Andreą potoczyłby się w innym kierunku, bardziej pozytywnym, aniżeli zakładanie potencjalnych scenariuszy tego, co może się wydarzyć w następnych dniach i jak to wszystko - obecność poszczególnych jednostek - wpływa na działanie watahy.
Wzdycham ciężko. Raz po raz, starając się tym samym odsunąć szarą chmurę myśli, która nawiedziła mnie ponownie. I choć chwycenie za nią jest ciężkie, tak jednak pozostaje konieczne, ażeby nie zarażać Knox swoimi przemyśleniami - aż nadto intensywnymi, aż nadto żywymi - bo prędzej czy później to potrafi się odwdzięczyć, i to z nawiązką.
- Wstyd? Zła reputacja? Spokojnie, już to mam za sobą. - uśmiecham się lekko. Część osób wie o tym, jaką przeszłość za sobą posiadam, część pozostaje tego kompletnie nieświadoma. Wszystko zależy od dostępności do źródła poszczególnych informacji i choć jest to uderzające, gdy nie można zachować prywatności, tak jednak naturalne w obliczu stróży prawa lub innych lekarzy. I choć nadchodzące święto bardziej próbuje sknocić parę rzeczy, tak jednak staram się nie iść za jego ścieżkami, wybierając te własne. Może i wyboiste, ale na pewno pozbawione konieczności postępowania za pomocą głównej instrukcji na jednym z najbardziej znanych szlaków - bo przeszłość i byłe narzeczeństwo wydają się być nadal żywe.
- Akurat nie należę do jednych z nich - wolę bardziej statyczne i spokojne życie. No ale od czasu do czasu to nie zaszkodzi, prawda? - mówię, pozwalając na to, by uśmiech rozkwitł na mojej twarzy z dziecięcą wręcz łatwością. - Nie, nie mam fobii, spokojnie. O to się nie musisz martwić, posiłku też nie zwrócę. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Praca na ratownictwie medycznym nie tylko wiązała się z wykonywaniem przyziemnych rzeczy, a i czasami trzeba było sięgnąć po narzędzia mniej bezpieczne, uderzające aż nadto w poczucie tego, iż absolutnie nic się nie stanie.
- W przeciwnym przypadku...? - staram się nieco rozjuszyć zarówno emocje, jak i zapał do patrzenia na te male ludziki na dole, gdy kończę corndoga i dopijam napój bez najmniejszego skrępowania. Ilość alkoholu nie odpowiada jednak upiciu - jako zmienny jest to w pewnym stopniu wrzodem na czterech literach, gdy trzeba mimo wszystko wydać więcej pieniędzy na trunki. Mocniejsze i niekoniecznie lepsze. - Och. Jakich to na przykład? - pytam się, czekając na dojedzenie przez Andreę wygranego posiłku.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Nie Maj 29, 2022 10:53 am
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Zarejestrowała gdzieś na skraju świadomości te ciężkie westchięcia Bruthusa - mogła się tylko domyślać, co nadal zaprzątało jego głowę. Gdzieś na pograniczu świadomości sama snuła scenariusze na temat tego, co powinna zrobić, kiedy już nie będzie żadnego innego wyjścia. Z pewnością byłoby to to, co zwykle, ale wolała nie uprzedzać faktów.
- Mmm, łobuz? - Spytała dziarsko. Niewiele wiedziała o jego przeszłości - jedynie tyle, ile sam gotów był zdradzić. Jego skrytość poczytywała trochę za pewien objaw wstydu z powodu przeszłości niepasującej do obrazka, z jakim chciał być kojarzony aktualnie. Andie rozumiała to bardzo dobrze, ale i nie potafiła sobie odmówić przyjemności zdrapywania tych warstw, w celu ujrzenia całego kolażu - tego na co składał się zarówno teraz, jak i dawniej. Była bardzo wścibskim kojotem.
Dopijała resztkę piwa w bardzo szybkim tempie - nie przepadała za byciem totalnie pijaną, ale w sytuacjach takich, jak ta, stan lekkiego upojenia byłby pożądany, pozwalający wyciągnąć więcej odwagi z i tak dość odważnej Andie. Jednak gazowane piwo koiło tylko pragnienie i pozwalało na chwilowy relaks. To mogło się okazać zbawienne, jeśli faktycznie Bruthus postanowi podpuścić ją, żeby popatrzyła sobie w dół na małe ludziki.
- Cieszę się, że nie masz problemów z patrzeniem na małe ludziki, ale ja jeśli nie muszę, to wolę patrzeć w górę, podziwiać panoramę miasta, czy coś - wybrnęła szybko z odpowiedzi na pytanie. Nie był to lęk jakoś szczególnie inny od pozostałych, które potrafiły panną Knox zawładnąć od czasu do czasu, ale wynikał bardziej z braku częstej ekspozycji na bodziec. Istniała więc szansa, że Bruthus nawet tego nie zauważy.
- A czego się boję? Tego co wszyscy! - Odparła zdecydowanie i zaraz przystąpiła do wymieniania największych wrzodów na jej tyłku - podatków, obleśnych taksówkarzy, zobowiązań, aresztowania, zamknięcia w ciemnej szafie, wyprzedzania na podwójnej ciągłej… - Wymieniła jednym tchem, obserwując reakcję Bruthusa.
- …i alfy - dodała po chwili konspiracyjnym szeptem. Dokończyła corn doga, którego bezzwłocznie zalała piwem. Znaczącym spojrzeniem zaznaczyła swoją gotowość do wskoczenia na diabelski młyn, żeby wreszcie dotknąć nieba!

11
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Nie Maj 29, 2022 1:52 pm
Powrót do góry Go down

Bruthus Gilbert Atteberry
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
Bruthus Gilbert Atteberry


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 JsMZgKJ9_o
wildness // beetween two worlds

Pewnych rzeczy nie da się łatwo zapomnieć, z czego doskonale zdaję sobie sprawę, gdy to staram się mimo wszystko oddać chwili w postaci spędzenia wspólnie czasu. Mamy swoje lata na karku i nikt nam tego nie zabierze - a gdy wraz z tym dochodzi do zaprzepaszczenia tak naprawdę chęci dbania o własną reputację, spędza się wówczas najlepsze lata. Mając zwyczajnie nie tyle gdzieś opinię innych, co po prostu się nią nie przejmując, bo każda kolejna wiosna przynosi przykrości, wyzwania, jak i chwile niezapomnianej, docenianej radości.
- Nie, skąd! Ja nie w tym typie, kompletnie. - odpowiadam niemal od razu, spoglądając w kierunku Andrei. Nie wyobrażam sobie siebie samego w roli typowego łobuza, który po pierwsze, łamie prawo nagminnie i po to, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę, po drugie... to prawda, jesteśmy dorośli, ale nie czułbym się w tej skórze jakkolwiek dobrze. Jakoś obecnie wryty obraz nie odpowiada temu, co chciałbym odegrać w rzeczywistości. Wszystko jednak trzasnęło - zarówno ani nie doszło do ślubu, ani do niczego innego. Wskutek... no właśnie. Znalezienia "dowodów" na potencjalny przemyt leków ze szpitala, co było kompletną bzdurą, ale wystarczającą, ażeby zmusić mnie do wyboru: albo zwolnienia się dobrowolnie, albo dyscyplinarnie. Efekt ten sam. - Czasami... po prostu ktoś oskarży cię o zrobienie czegoś złego i nie możesz się z tego wybronić, nawet jeżeli tego nie zrobiłaś. - odpowiadam, popijając resztki piwa. Nie jest to coś miłego do rozmowy, aczkolwiek w głosie znajduje się inna tonacja, jakoby prosząca o to, żeby nie naciskać.
- W górę to raczej niebo, prędzej już na wprost. - uśmiech naturalnie pozostaje na twarzy, gdy powoli zaczynamy zbierać się do tejże wielkiej machiny. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że tropem kreskówek lub filmów diabelski młyn nie postanowi się zepsuć, bo to byłoby co najmniej... nie tyle upierdliwe, co przerażające. Raczej nikt nigdy nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji, prawda? - Chociaż podejrzewam, że miasto zatapia się nieco wśród tych powszechnych wszędzie lasów i innych elementów przyrody. - odpowiadam. W sumie obserwowanie ze szczytu musi być na swój sposób urokliwe, jak to ma miejsce w przypadku większych miast, ale tutaj mówimy o mieścinie na kilkaset mieszkańców.
- O nie, tylko nie podatki! - mówię, próbując się przed nimi jakoś wzbronić, aczkolwiek wiemy, że każdego z nas będą dotyczyć. Tak samo konieczność załatwiania sobie prywatnych ubezpieczeń - bo, jakby nie było, amerykańska służba zdrowia pod tym względem ewidentnie kuleje. - Na szczęście taksówkarzy w Norwood raczej nie ma, ciemnej szafy u ciebie nie widziałem, a co do wyprzedzania.... czemuż to? - pytanie wychodzi spomiędzy moich ust. Nie rozumiem w sumie, dlaczego, bo przecież, jakby nie było, jeżeli ktoś prowadzi prawidłowo pojazd, to jedynym strachem powinna być policja na ogonie i potencjalny mandat.
- ...O tak, też się boję alfy. - odpowiadam konspiracyjnym równie szeptem, choć de facto każdy jest człowiekiem i jakoś niespecjalnie widzę się w formie chowania uszu przed liderem ugrupowania, do którego nie przynależę. Raczej alfa nie ma zbyt dużego ego, bo w przeciwnym przypadku nie byłoby możliwości utrzymywania jako tako struktur watahy. - Ale tak na serio, co jest w nim strasznego? - mrużę oczy, a czekoladowe obrączki źrenic znikają za powiekami, gdy dostajemy się na diabelski młyn i powoli wsiadamy, mogąc kontynuować dalszą konwersację poprzez powolne unoszenie się do góry.

Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Nie Maj 29, 2022 3:07 pm
Powrót do góry Go down

Andrea Knox
Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
Andrea Knox


Avatar 2 : Andrea i Bruthus - Page 2 QEoWuawm_o
wildness // beetween two worlds

Andie musiała przyznać - była lekko rozczarowana faktem, że Bruthus był jednak nieco bardziej przewidywalny, niż jej się zdawało. Bo i dlaczego miałby być tak przy tym skryty? Nie składało się to Andrei zupełnie do kupy, ale też i nie zamierzała drążyć tematu, widząc zdecydowany sprzeciw rozmówcy, choć wyrażony dość subtelnie, w lekkim grymasie twarzy. Nie naciskała więc, choć jeśli Bruthus był niewinny, to tym bardziej nie miał się czego wstydzić. Miała ochotę powiedzieć mu, by o siebie zawalczył, nie poddawał się opinii innych, tylko dalej robił swoje, a ci, którzy twierdzą, że mają na niego dowody, po prostu je pokazali. Miała wielką chęć sprzedać mu te wszystkie darmowe, kołczingowe rady, odpuściła jednak, pod naporem tego spojrzenia i zmienionego tonu głosu.
- Nie wymądrzaj się. Pojedziemy w górę, więc owszem, będę sobie patrzeć w górę! A ty patrz sobie, gdzie chcesz - wywróciła oczami, pohamowując parsknięcie - i tym lepiej, bo wolę patrzeć na las. Może będziemy tak wysoko, że zobaczymy stąd Forks! Albo nawet Seattle! - Sięgnęła w głowie do swojego bogatego zasobu wiedzy kartograficzno-geograficznej. Istniał pewien powód, dla którego panna Knox uczyła w szkole akurat wychowania fizycznego.
Obejrzała się na Bruthusa, gdy podnosił się jej śladem z ławki. Nie żartowała w żadnej z przerażających jej rzeczy - może z rozpędu pominęła kilka istotnych, jednak nie to było ważne, a pokazanie mu, że można być najbardziej strachliwym stworzeniem na Ziemi, a blefować na tyle udolnie, by wyjść na nieustraszoną. Dlatego nawet brewka jej nie drgnęła, gdy wypychała te wszystkie rzeczy z zaułków świadomości, by wypuścić się, na dosłownie chwileczkę, na światło dzienne.
- Nigdy nikt nie jechał na ciebie rozpędzony i gotowy do zderzenia czołowego, wyprzedzając na złamanie karku? - Pokręciła głową - a szafy nie mam, bo jak sobie wyobrażasz wsadzić ją do niewiele większej szafy, jaką jest cała ta zasrana przyczepa? - Zadrżała. W istocie podzieliła się w tej chwili swoim największym lękiem, z czym nie mógł się równać nawet obcy wielkolud kradnący ubrania z jej najukochańszego miejsca w całym lesie.
- Hmmm, to, że jest alfą? I może uznać, że pora byśmy wypierdalali stąd na zbity pysk? - A z tej wypowiedzi biło po prostu echo dawnych dni, kiedy przed takim rozkazem stanęła jej własna rodzina. Strach Andrei był więc, prócz tego, że podszyty dużą dozą szacunku, to poparty był jednocześnie argumentem historycznym. Ale o tym Bruthus nie mógł jeszcze wiedzieć.
Rozsiadła się wygodnie na ławeczce i odetchnęła głębiej dopiero, gdy małe drzwiczki zostały zablokowane przez pana z obsługi i podjechali do góry.
Była gotowa na kolejne pytania. Gdzieś pod skórą czaiło się jeszcze echo wcześniejszej, zrelaksowanej Andrei. Ta gotowa była zaprosić ją znów do zabawy, dosłownie w każdej chwili. Lecz na razie wzrokiem lustrowała otoczenie, przyglądając się ludziom zgromadzonym wokół atrakcji, czekającym na swoją kolej. Ci stawali się coraz mniejsi.

12
Re: Andrea i BruthusAndrea i Bruthus - Page 2 Empty
Nie Maj 29, 2022 7:12 pm
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Powrót do góry Go down
Skocz do: